Nextgenowy roller-coaster
W ostatnich tygodniach moje podejście do zakupu nowych konsol mocno ewoluowało. Najpierw byłem przekonany, że kupię PlayStation 5, chociaż z powodów nieopłacalnego rachunku ekonomicznego, wykluczałem wersję “cyfrową”. Później Microsoft zaprezentował ceny swojej konsoli - Xbox One Series X nie zaskoczyło mnie, aczkolwiek tańszy Xbox One Series S zwrócił uwagę, gdyż cenowo nie odbiega znacząco od obecnej jeszcze na półkach sklepowych poprzedniej generacji. Zacząłem więc kalkulować opłacalność jego zakupu, do czego zachęcał mnie również Game Pass - w bibliotece Microsoftu znajdowało się nie tylko parę hitów, których nie zdążyłem ograć na Xboksie One przed przesiadką na PlayStation 4, ale też świeże tytuły na wyłączność dla komputerów osobistych. Wykup abonamentu Xbox Pass Ultimate, który pozwala grać zarówno na Xboksie jak i pececie, przynajmniej na chwilę obecną, wydaje się być co najmniej uzasadniony. Powoli rozważałem wszystkie za i przeciw, kiedy jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość o zakupie Zenimaxu przez Microsoft. Zaraz po ogłoszeniu przejęcia Mateusz dokładnie przeanalizował, ile może dać producentowi Xboksa przejęcie Bethesty, id Software, Arkane Studios i reszty wchłąniętych deweloperów.
Po tym jak opadł kurz po ogłoszeniach Microsoftu, znowu przystąpiłem do kalkulacji. Wiedziałem, że jeszcze w tym roku będę chciał sprawić sobie przynajmniej jedną konsolę nowej generacji, pytanie brzmiało “którą”? Jakby nie patrzeć, to decyzja która przynajmniej na jakiś czas zdefiniuje moje granie. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby za jakiś czas zmienić obóz, albo dodać drugi sprzęt… I właśnie ten strzępek zdania stał się dla mnie myślą przewodnią dla planowania “strategii konsumenckiej” na najbliższą generację, a przynajmniej na najbliższych parę lat.
Nie jestem w stanie odpuścić sobie zupełnie PlayStation 5. Zbyt wiele marek wewnętrznych Sony urzekło mnie w poprzedniej generacji i zbyt wiele utalentowanych osób zatrudniają wewnętrzne studia Sony. The Last of Us, Uncharted, Detroit: Become Human, God of War, Horizon: Zero Dawn - to tytuły, które najlepiej zapamiętałem z ostatnich kilku lat. Praktycznie same gry na wyłączność (chociażby czasową) dla PlayStation 4. Z drugiej strony, jak pokazuje historia, pierwsze gry na wyłączność dla danej generacji, delikatnie rzecz ujmując, nie zmiatają z planszy. I tym razem na najbliższy czas nie szykują się żadne duże premiery gier ze stajni Sony. Wyjątkiem jest Horizon Forbidden West, który jednak jest zapowiedziany dopiero na bliżej niesprecyzowany 2021 (przy czym zgadywałbym, że chodzi raczej o drugą połowę, może nawet końcówkę 2021). Jaki jest zatem sens, aby już w listopadzie 2020 roku zakupić premierowo konsolę Japończyków? A raczej, jaki jest sens w obliczu tak atrakcyjnej alternatywy.