Hack’n’slash jaki jest, każdy widzi
Torchlight III bazuje na doskonale znanej formule rozgrywki, więc nie spodziewajcie się niczego innego aniżeli biegania od punktu A do B celem pokonania wszystkich napotkanych przeciwników. Za rozprawianie się z wrogami otrzymujemy, rzecz jasna, punkty doświadczenia, dzięki czemu awansujemy na kolejne poziomy. Z intruzów wypadają ponadto niezliczone ilości przedmiotów. Część z nich przyda nam się oczywiście w dalszej fazie rozgrywki, pozostałe natomiast możemy sprzedać, by kupić inne rodzaje broni, elementy zbroi, eliksiry zdrowia i nie tylko.

Poeksperymentujmy. Ale z głową!
Skoro już o ekwipunku mowa, to znajdziemy w nim również ciekawy przedmiot, który możemy nałożyć na przykład na broń, by zwiększyć jej statystyki aż o 20 procent. Brzmi to naprawdę ciekawie, ale pewnie domyślacie się, że nie ma nic za darmo. Jeśli zginiemy, to wspomniana broń zniknie z naszego inwentarza. Warto mieć zatem jakąś inną, równie dobrą w zapasie, bo nigdy nie wiadomo, na kogo trafimy w kolejnej lokacji. Chociaż z drugiej strony, jeśli miałbym zgadywać, to powiedziałbym, że zapewne na podobnych przeciwników, co wcześniej, bo Torchlight III nie oferuje zbyt wielu modeli wrogów. Często można odnieść wrażenie, że ciągle pokonujemy te same potwory.
Klasyczna formuła rozgrywki jest jednak trochę urozmaicona. Co prawda nie mamy już łowienia rybek, ale możemy ulepszać fort. Poza tym w trakcie wykonywania standardowych misji natkniemy się na dodatkowe lochy do eksploracji, a także możliwość pokonania opcjonalnego bossa w jakimś dungeonie celem zdobycia niekiedy cennych przedmiotów. Nie są to jednak wymagające starcia. Generalnie na normalnym poziomie trudności ciężko zginąć, co wydaje mi się szczególnie cenną informacją dla tych, którzy mają już doświadczenie w diablopodobnych tytułach. Lepiej wybierzcie któryś z wyższych poziomów trudności, chociaż nie wiem, czy ten ostatni, riddicolous, to dobry pomysł na pierwsze spotkanie z Torchlightem III.

Miało być za darmo. To widać!
Torchlight III wyewoluował z Torchlight Frontiers, który miał być grą w modelu biznesowym free-to-play. W recenzowanej produkcji pozostało jeszcze kilka elementów zaprojektowanych z myślą o pierwotnej wersji gry. Mowa przede wszystkim o kiepskim interfejsie użytkownika, bowiem ewidentnie budzi on skojarzenia z produkcjami dostępnymi na smartfonach i tabletach. Nawigowanie po menu celem zmiany elementów wyposażenia, sprawdzenia mapki czy też wykorzystania pozyskanych w toku rozgrywki punktów umiejętności jest po prostu niewygodne. Często wymaga również przeklikania kilku ekranów.
Jak tu ładnie!
Grając w wersję przedpremierową kilka miesięcy temu zauważyłem tekstury niskiej jakości. Narzekałem wówczas na oprawę wizualną Torchlighta III, ale teraz, w wersji 1.0, nie mogę jej nic zarzucić. Czasem jest ona bardzo kolorowa, innym razem mroczna, ale ogółem nawiązuje do tego, z czym mieliśmy do czynienia z poprzednich odsłonach cyklu. Powiem więcej – natrafiłem na momenty, w których zatrzymywałem się tylko po to, by podziwiać klimat panujący w danej lokacji. Co istotne, taka stylistyka prędko się nie zestarzeje. Nawet wydany przed ośmioma laty Torchlight II dzisiaj wygląda całkiem dobrze.

Ma potencjał. Oby został on w pełni wykorzystany
Torchlight III nie jest jeszcze tym, czym byśmy chcieli żeby był, ale ma ogromny potencjał. Niewykluczone, że z czasem stanie się wyśmienitym hack’n’slashem, na razie to wyłącznie dobra gra w stylu kultowego Diablo z kilkoma problemami. Autorzy muszą jednak rozbudować swoją produkcję i dokonać kilku istotnych zmian czy to w systemie rozwoju postaci, czy też interfejsie użytkownika, by w pełni spełnić oczekiwania fanów wspomnianego gatunku.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!