Było kiepsko. Jak jest teraz?
Kiedy na początku lipca tego roku spisywałem swoje pierwsze wrażenia z Torchlighta III, który znajdował się wówczas w fazie Wczesnego Dostępu na Steamie, nie byłem zachwycony tym, co zaproponowało studio Echtra Games. Co prawda jest to zupełnie nowa ekipa, lecz w jej skład wchodzą byli pracownicy Runic Games, a więc ludzie odpowiedzialny za poprzednie odsłony cyklu. Po zapoznaniu się z wersją 1.0, która jeszcze dziś będzie miała swoją oficjalną premierę, nadal mam Torchligtowi III sporo do zarzucenia. Czy na tyle, by odradzić ją wszystkim fanom gatunku hack’n’slash? Absolutnie nie!
Przede wszystkim warto zaznaczyć, że Torchlight III wreszcie nie wymaga stałego połączenia z internetem. Tak, jak zapowiadano wcześniej, z poziomu menu głównego mamy do wyboru również singleplayer, dzięki któremu możemy walczyć z hordami potworów w trybie offline. Trzeba jednak powiedzieć, że jeśli stworzymy własną postać w tym wariancie rozgrywki, nie będziemy mogli przenieść jej do multiplayera. Na potrzeby wariantu sieciowego konieczne okaże się wykreowanie nowego bohatera. Początkowo wydawało mi się to dziwne, ale im dłużej o tym myślałem, tym więcej razy dochodziło do mnie to, że takie rozwiązanie ma sens – niedługo pewnie pojawią się bowiem mody do Torchlighta III, a obecność postaci z nieoficjalnymi dodatkami na serwerach mogłaby narobić wiele niepotrzebnego zamieszania.
Trzy akty, endgame, różne poziomy trudności… Czy to wystarczy?
Osoby, które przyzwyczaiły się do tego, że – przykładowo – Path of Exile oferuje nieskończone godziny rozgrywki, mnóstwo aktów fabularnych i obszerny endgame, mogą być rozczarowane tym, co oferuje Torchlight III. To, powiedziałbym, taki hack’n’slash w starym stylu. Można przejść całkiem rozbudowaną kampanię fabularną, pobawić się w lochach (o nich więcej za chwilę) i właściwie to na razie tyle. Chyba że zdecydujemy się na powtórne ukończenie wszystkich trzech aktów inną postacią lub na wyższym poziomie trudności. Jednorazowe zaliczenie wszystkich questów w Torchlight III powinno zająć około 30 godzin, ale tak naprawdę czas rozgrywki uzależniony jest od wielu czynników, takich jak wspomniany już poziom trudności czy umiejętności gracza.
Poszczególne rozdziały Torchlighta III śmiało można nazwać tematycznymi. W pierwszym, ognistym, warto zadbać o elementy wyposażenia dające nam odporność właśnie na ten żywioł, ale – co ciekawe – już w drugim właściwie możemy się ich pozbyć, bo tym razem życie będzie uprzykrzać nam trucizna. Na szczęście jednak z przeciwników wypadają odpowiednie elementy wyposażenia, dzięki którym możemy przygotować się do dalszej eksploracji i kolejnych starć z wrogami. A trzeci? Nie będę pisał o wszystkim, niektóre rzeczy warto odkryć samemu.
Odpicuj sobie fort!
Torchlight III to nie tylko walka. Zwiedzając kolejne lokacje będziemy niszczyć drzewa, kamienie i inne obiekty otoczenia, by pozyskać surowce, które przydadzą nam się do rozbudowy fortu; gdzieniegdzie znajdziemy lub otrzymamy także specjalne przedmioty umożliwiające zmodyfikowanie jego wyglądu. Pierwsze moja myśl na temat tej mechaniki była mniej więcej taka: fajne, ale na co to komu? Dopiero potem okazało się, że ma to związek z endgame’em, w którym za pomocą kart z modyfikatorami tworzymy lochy, określając poziom wyzwania, jaki czeka na nas w podziemiach. To właśnie w nich zmierzymy się z rozmaitymi potworami, by jeszcze bardziej rozwinąć swoją postać i zdobyć lepszy ekwipunek.
Kim zagrasz?
Zanim w ogóle przystąpimy do zabawy będziemy musieli wybrać jedną z zaledwie czterech klas postaci. Na szczęście są one na tyle różnorodne, że każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Ja, jako że preferuję walkę w zwarciu, zdecydowałem się na wyposażonego w młot Railmastera, ale oprócz niego autorzy udostępnili również Sharpshootera (broń palna i magiczne dodatki). Dusk Mage z kolei posiada kostur, rzucając nim rozmaite czary, natomiast Forged także może zadowolić osoby, które wolą mierzyć się z wrogami niekoniecznie za pomocą zaklęć.
Tym, co najbardziej doskwierało mi podczas rozwoju postaci nie była wcale znikoma liczba drzewek umiejętności. Po dziesięciu godzinach zabawy miałem bodajże 20 poziom doświadczenia i dysponowałem jedynie podstawowym atakiem oraz trzema zdolnościami, z czego tylko dwie udało mi się rozwinąć maksymalnie. Muszę jednak dodać, że o ile początkowo wydawało mi się, że rozwój postaci jest mało elastyczny i nie pozwala na tworzenie rozmaitych buildów (tak twierdziłem po zapoznaniu się z Torchlightem III we Wczesnym Dostępie), o tyle teraz uważam, że autorzy w tym względzie stanęli na wysokości zadania. Owszem, nie mamy tu aż takiego wyboru, jak w Path of Exile, gdzie drzewko rozwoju umiejętności potrafi przyprawić o zawrót głowy, ale śmiało można eksperymentować, kreując różne postacie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!