Bloober Team zapowiadał, że The Medium to największa gra w ich historii. Nie ma w tym ani grama przesady.
Bloober Team zapowiadał, że The Medium to największa gra w ich historii. Nie ma w tym ani grama przesady.
The Medium to gra owiana niemalże równie dużą legendą co Sadness, niedoszły debiut krakowskiego Bloober Team. W tym przypadku także przez wiele lat byliśmy karmieni obietnicami niezwykłego i ambitnego projektu (oryginalnie zapowiedzianego m.in. na Wii U) z enigmatyczną technologią podzielonego ekranu. Projekt jednak się zmaterializował i pokazał, że Bloober Team nie rzucał słów na wiatr. The Medium to tytuł przełomowy dla krakowskiego studia, a samo obserwowanie świata z dwóch perspektyw również można uznać za doświadczenie na swój sposób niezwykłe i na pewno innowacyjne. Nie mówimy jednak o produkcji bez wad. Wręcz przeciwnie, tym razem Bloober Team zawiódł tam, gdzie absolutnie nikt się tego nie spodziewał. Z drugiej strony czy to źle?
Bloober Team przyzwyczaił nas do tego, że bardzo ceni sobie krajowy folklor. Nie inaczej jest w The Medium, które zaczynamy w krakowskiej kamienicy (mała ciekawostka – to samo miejsce pojawia się w jeszcze innej produkcji tej ekipy). Nasza bohaterka to Marianna/Marianne. Różnice wynikają z tego, że w napisach wszystkie imiona są spolszczone. Akcja rozgrywa się w okolicach przełomu lat 80-tych i 90-tych. Widać więc sporo pozostałości po czasach PRL, które zapewne wśród wielu zagranicznych graczy wzbudzą zaintrygowanie. Historia zaczyna się w momencie, w którym bohaterka musi przygotować do pogrzebu swojego zmarłego przyrodniego ojca. Nieprzyjemny moment przerywa chwila grozy i telefon od nieznajomego, który prosi bohaterkę o pomoc i przybycie do porzuconego ośrodka rekreacyjnego Niwa (wzorowanego na rzeczywistej lokacji mieszczącej się w Krakowie). Bohaterce krew w żyłach mrozi jednak inna informacja – mężczyzna zna jej sekret.
Nie jest spoilerem to, że Marianna jest medium. Potrafi rozmawiać ze zmarłymi i zaglądać to świata mroku, po którym poruszają się zabłąkane dusze. Może im nawet pomóc w odejściu na wieczny spoczynek. Umiejętności uda się wykorzystać w ośrodku Niwa – opuszczonym i pełnym mrocznych tajemnic. Zresztą tuż po wejściu do niego spotykamy ducha dziewczynki, który pomaga nam odnaleźć się w nowym miejscu i odszukać Tomasza, mężczyznę który wezwał Mariannę. Wtedy też po raz pierwszy doświadczamy technologii podzielonego ekranu. Rozwiązanie faktycznie jest sporą nowością w branży. Nie bez powodu Bloober Team zdecydował się na jego opatentowanie. W praktyce wygląda to tak, że wybrane miejsca (wszystko jest wyreżyserowane) możemy obserwować jednocześnie z dwóch perspektyw – rzeczywistej oraz alternatywnej, mrocznej i pełnej niebezpieczeństw. Ta druga wersja wygląda jak niektóre obrazy Zdzisława Beksińskiego. Oczywiście oba wymiary nie są identyczne. Duchy zmarłych występują tylko w jednym, podobnie jak niektóre elementy otoczenia. Oglądając to na scenkach przerywnikowych robi to spore wrażenie.
Podzielony ekran nie występuje jednak tylko w momentach, w których gra opowiada historię. Dzieje się to też w trakcie rozgrywki. W wybranych sytuacjach faktycznie obserwujemy jednocześnie dwie rzeczywistości. Poruszamy się oczywiście w obu jednocześnie. Nie wszędzie jednak znajdziemy te same przedmioty, a więc trzeba obserwować jeden i drugi ekran. W praktyce sprawdza się to bardzo dobrze i robi spore wrażenie. Widać, że nie jest to pomysł zrealizowany na siłę, który w praktyce nie daje dużo radości. Wręcz przeciwnie, podzielony ekran stanie się znakiem rozpoznawczym The Medium. Co jednak najważniejsze, pasuje do tej gry idealnie. Mam na myśli nie tylko mechanikę, ale i fabułę. Jest to więc pomysł działający w służbie całej idei produkcji, a nie jedynie slogan marketingowy. Pewnie nie znajdzie on zastosowania w zbyt wielu innych grach, ale tutaj pasuje idealnie, głównie ze względu na koncepcję medium funkcjonującego w dwóch rzeczywistościach.
Dobrze w tym momencie wyjaśnić czym jest The Medium pod kątem rozgrywki. Przede wszystkim nie jest to walking simulator jak poprzednie tytuły Bloober Team. Bardziej swoją konstrukcją przypomina stare odsłony Silent Hill czy Resident Evil. Kamera umieszczana jest w różnych miejscach pomieszczenia, a my sterujemy z tej perspektywy postacią. Nie jest to więc klasyczne TPP. Rozwiązanie w ostatnich latach wręcz niespotykane, ale o dziwo działa całkiem nieźle. Tym bardziej, że gameplay to w większości zagadki logiczne. Najczęściej trafiamy na mały obszar, w którym jest coś do zrobienia, głównie znalezienie określonych przedmiotów i użycie ich w innym miejscu (interfejs plecaka mocno przypomina serię Resident Evil). Drobnych mechanik jest oczywiście więcej, ale je odkryjecie przechodząc grę samodzielnie. Do tego mniej więcej drugie tyle rozgrywki stanowią nieco bardziej oskryptowane, napędzające adrenalinę momenty oraz liczne scenki przerywnikowe. Razem wychodzi mniej więcej 7-8 godzin emocji.