Twórcy „przemówili”!
Ogromne wrażenie zrobiło na mnie również to, że autorzy Little Nightmares II w pewnym sensie próbują nawiązać dialog z graczem. Nie powiedziałbym, że chcą go irytować, ale na pewno starają się zwrócić jego uwagę. Świetnie bawią się przy tym konwencją, bo w pewnym momencie przechodziłem lokacje, w których kilka razy spadły na mnie z sufitu wiadra zawieszone na linie (skojarzenia z Kevinem jak najbardziej na miejscu). Kiedy nauczyłem się, że bezpieczny jestem wyłącznie przy ścianie, bo tam mnie nie dosięgną, to nagle zabiła mnie lampa, która zajmowała całą szerokość pokoju (trzeba było wówczas kucnąć).
Więcej tego samego (i trochę nowego)!
Little Nightmares było pewnego rodzaju miniaturką. Tak, jakby autorzy badali grunt, czy opłaca się w tej konwencji zrobić coś większego. Okazało się, że wciąż jest popyt na skradankowe, niezwykle klimatyczne platformówki akcji, w efekcie czego „dwójka” oferuje dłuższą kampanię. Mimo wszystko, jeśli się uprzecie, to dotrzecie do napisów końcowych w jeden wieczór. Zwłaszcza, że Little Nightmares II nie jest szczególnie trudne, chociaż zdarzają się momenty, w których trzeba zatrzymać się na dłużej, pomyśleć, przeanalizować zachowanie intruzów i znaleźć drogę ucieczki.
Strach się bać!
Pod względem oprawy wizualnej Little Nightmares II prezentuje się naprawdę fenomenalnie. Chociaż to, że recenzowana produkcja robi ogromne wrażenie nie jest raczej zasługą wysokiej jakości tekstur, ale rewelacyjnej gry światła i cienia. Las, w którym rozpoczyna się nasza przygoda momentalnie przywołał mi na myśl Darkwood, gdzie – mimo widoku 2D – również panowała gęsta, niepokojąca atmosfera. Zresztą, rzućcie tylko okiem na dołączone zrzuty ekranowe.