Recenzja Persona 5 Strikers - Pozory mylą

Jakub Zagalski
2021/02/10 13:33
0
1

Persona 5 Strikers to odważny eksperyment, który miał zadowolić i fanów tradycyjnej Persony, i wielbicieli gier akcji. Wszyscy wiemy, czym zwykle kończy się łapanie dwóch srok za jeden ogon. A jak jest w przypadku kontynuacji/spin-offu Persony 5?

Recenzja Persona 5 Strikers - Pozory mylą

Jeżeli śledzicie na bieżąco gram.pl i klikacie we wszystko, co japońskie, mogliście natknąć się na moją relację z pierwszego pokazu zachodniego wydania Persona 5 Strikers. Nie ukrywam, że po tamtej demonstracji byłem dość sceptycznie nastawiony do nowego dziecka Omega Force i Altusa, ale czekałem na efekt końcowy z nadzieją, że zaprezentowany fragment (początek pierwszego dungeona) nie jest reprezentatywny dla całości.

Kiedy pełna wersja Persona 5 Strikers w końcu zagościła na dysku mojej wysłużonej PS4, odetchnąłem z ulgą. I choć nie wszystko mi w tym eksperymencie pasuje, to całościowo wypadł dużo lepiej niż się z początku spodziewałem.

Ale po kolei. Persona 5 Strikers ze wstępnego opisu wydawcy brzmi jak rasowy spin-off, który bierze na warsztat znaną markę i odrzuca lub przerabia najważniejsze cechy rozgrywki znane z oryginału. Wszystko po to, by zaoferować świeże spojrzenie na materiał źródłowy i dostarczyć nowy rodzaj zabawy. Dla Persony, odnogi zasłużonej serii Shin Megami Tensei, takie "skoki w bok" to nic nowego. Wystarczy wspomnieć o Persona 4 Arena (bijatyka twórców Guilty Gear), Persona Q (dungeon crawler FPP) czy Persona: Dancing (gra rytmiczna). Persona 5 Strikers wychodzi jednak poza schemat typowego spin-offu.

Podstawową różnicą jest podejście do fabuły. Persona 5 Strikers, w przeciwieństwie do wymienionych gier, jest kanoniczną kontynuacją Persona 5, rozgrywającą się pół roku po wydarzeniach z "piątki". Trwają wakacje. Joker i Morgana wracają do Tokio, gdzie spotykają starych znajomych z Phantom Thieves i choć pamięć o perypetiach w Metaverse jest ciągle żywa, to cała ekipa nie zamierza patrzeć wstecz. Teraz liczy się dla nich zasłużony relaks, więc po krótkiej naradzie postanawiają wyrwać się z miasta na wycieczkę wozem kempingowym. Plan oczywiście bierze w łeb (przynajmniej na początku), bo obsada Persony 5 znowu zostaje wciągnięta do mrocznego wymiaru, gdzie królują persony, demony i pokręcone wersje zwykłych śmiertelników.

Persona 5 Strikers obiecuje odwiedzenie kilku japońskich miast (nie tylko dobrze znanego Tokio) i słowa dotrzymuje. Nie jest tego dużo, ale zmiana otoczenia jest zawsze na plus. Celowo nie podaję konkretów, by nie psuć komuś zabawy w odkrywaniu kolejnych rozdziałów tej opowieści. Nie warto się jednak nastawiać na to, że wizyta w nowym mieście otwiera przed graczem zupełnie nowe możliwości. I tu płynnie przechodzimy do podstawowych zagadnień: czym jest Persona 5 Strikers, jak się w to gra i czy bliżej temu tytułowi do Persona 5, czy gatunku musou?

GramTV przedstawia:

Musou to dla niewtajemniczonych podgatunek gier akcji wywodzący się z serii Dynasty Warriors. Czyli taki, w którym naprzemiennie nawalamy lekki i mocny atak, by rozprawić się z setkami wrogów na minutę. To tak w dużym skrócie i uproszczeniu, ale myślę, że oddaje esencję rasowych gier musou. Koei Tecmo od jakiegoś czasu przykłada ten schemat zabawy do różnych popularnych marek, które wcześniej nie miały nic wspólnego z tą konwencją. W efekcie dostaliśmy takie cudeńka jak Hyrule Warriors, One Piece: Pirate Warriors, Fire Emblem Warriors. A teraz Persona 5 Strikers.

Na przestrzeni lat Japończycy z Omega Force (developer) próbowali różnych pomysłów, przenosząc konwencję musou do świata innych gier. Najbardziej twórcze podejście dostrzegłem w świetnym Hyrule Warriors: Age of Calamity, które formalnie bardzo przypominało tradycyjne Warriors, ale udało się też przenieść mnóstwo rozwiązań (nie tylko postacie i otoczkę fabularną) charakterystycznych dla The Legend of Zelda: Breathe of the Wild. W przypadku Persona 5 Strikers mamy do czynienia z jeszcze innym podejściem, na co może wskazywać rezygnacja z "Warriors" w tytule.

Persona 5 Strikers sprawia wrażenie, jakby stała okrakiem między gatunkiem jRPG a grą akcji. Z Persony 5, oprócz postaci, uniwersum i oprawy audiowizualnej (znakomitej, uwielbiam ten styl), przeniesiono nacisk na częste i długie dialogi, łażenie po współczesnym Tokio, zaglądanie do sklepów, narrację opierającą się na kalendarzu. Nie ma za to wielu fundamentalnych dla serii Persona elementów, takich jak spędzanie wolnego czasu na rozmaitych aktywnościach, budowanie więzi z przyjaciółmi itd. Pierwsze kroki stawiane w Tokio mogą sugerować, że Persona 5 Strikers jest mocno zapatrzona w "starszą siostrę", ale prawda szybko wychodzi na jaw. Nie licząc kilku kluczowych miejsc (sklepy, bar) miasto jest zestawem korytarzy, którymi trzeba przejść z punktu A do B, by zrealizować zaplanowane na dany dzień działanie. Czasem trzeba się pokręcić w poszukiwaniu wskazówek, ale nie ma to nic wspólnego z bogactwem i różnorodnością akcji wykonywanych w Persona 5.

Persona 5 Strikers zapożycza też dzielenie świata na ten rzeczywisty, gdzie grupa młodych ludzi planuje wakacyjny wyjazd, i Metaverse, gdzie ci sami młodzieńcy przywdziewają bajeranckie kostiumy i maski, posługują się pseudonimami i zajmują się kopaniem demonicznych tyłków. Ta zabawa odbywa się w dungeonach, które przywodzą na myśl Pałace z Persona 5. Przemierzanie monotonnych korytarzy jest urozmaicone prostymi zadaniami (typu "znajdź i przesuń wajchę"), hackowaniem komputerów, szukaniem skrzyń ze skarbami. I oczywiście walką.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!