Film jakiś czas temu zadebiutował na platformie Apple. Możliwe, że będzie rywalizował o Oscara.
Steve McQueen to twórca, który raczej stosuje półśrodków. Kiedy opowiada, mierzy wysoko. Zazwyczaj kieruje nim jakaś misja, chęć udowodnienia racji, pobudzenia refleksji – jego kino jest wyraźnie zaangażowane społecznie. Co jednak charakterystyczne, McQueen – filmowiec, rzeźbiarz i fotograf –przykłada wyjątkową wagę do formy w swoich produkcjach.
Społecznie zaangażowany – taki jest Steve McQueen
Już w słynnym Głodzie, w którym McQueen po raz pierwszy zaprezentował swój styl szerszej publiczności, dało się dostrzec, że surowe, długie, wręcz kontemplacyjne ujęcia miały na celu przybliżenie motywacji postaci i ukazanie głębi poruszanej historii. Potem był jeszcze nie mniej ekstrawagancki i zarazem intymny Wstyd. Najbardziej czytelny okazał się jednak Zniewolony. 12 Years a Slave, który zyskał poklask w Hollywood – McQueen otrzymał za ten film Oscara.
Wtedy mówił o niewolnictwie, teraz przyszła kolej na wojnę. Londyńczyk postanowił przytoczyć dramatyczne losy swojego miasta. I ponownie mierzy wysoko. Jego Blitz już teraz określany jest mianem jednego z głównych kandydatów do Oscara. Czy jednak metody McQueena nadal działają? Czy rewizjonistyczne spojrzenie nadal ma sens, a twórca nie stracił na swojej wrażliwości?
Blitz, jak zresztą sam tytuł wskazuje, odwołuje się do dramatycznego momentu w historii Anglii. 7 września 1940 roku niemieckie Luftwaffe przeprowadziło zmasowany atak na Londyn. Miał być to element błyskawicznej wojny, ale oberwało się także cywilom – zginęło około 40 tysięcy ludzi, z czego połowa była mieszkańcami Londynu. Rozumienie kontekstu historycznego nie jest tu niezbędne, ale na pewno jest pomocne. Dzięki temu łatwiej wejść w film na głębszym poziomie. McQueen zastosował jednak pewne ułatwienie – postanowił przytoczyć tę historię, wybierając perspektywę dziecka, koncentrując się więc bardziej na skali mikro niż makro.
Wojna oczami dziecka
Scenariusz zyskał na tym zabiegu – nie został przeciążony nadmiarem informacji. Reżyser skupia się na emocjach. Od pierwszych minut rolą widza jest śledzenie losów dwójki bohaterów – matki i syna. Blitz opowiada o dziewięcioletnim George’u, ewakuowanym na wieś przez matkę, Ritę, by schronić się przed bombardowaniami Londynu. Kiedy chłopiec ucieka z pociągu, pragnąc wrócić do domu, rozpoczyna się poruszająca opowieść o odwadze, miłości i przetrwaniu. Wszystko to przysłonięte jest cieniem wojny oraz istotnymi z punktu widzenia debaty publicznej kwestiami. Nie da się ukryć, że jest to wizja w wielu aspektach rewizjonistyczna.
Elliott Heffernan w roli dziewięcioletniego Georga niesie ten film na swoich małych barkach i radzi sobie doskonale. Choć pozostaje w centrum filmu, u wielu odbiorców budzi on kontrowersje z powodu koloru skóry. Nie wydaje mi się, by ta krytyka była uzasadniona artystycznie. Heffernan, którego postać jest owocem romansu białej kobiety i czarnoskórego imigranta, wciela się w chłopca z wyjątkowym zaangażowaniem i niespotykana dojrzałością. Skutecznie przekazuje emocjonalny ciężar swojego bohatera, który boryka się z zagubieniem i uczuciem nieprzystosowania do świata, który w jego oczach chyli się ku upadkowi. Jego występ jest pełen autentyczności, a on przekonująco oddaje wewnętrzną siłę Georga, który, mimo młodego wieku, staje w obliczu niewyobrażalnego strachu.
Saoirse Ronan w roli matki George'a stara się wtórować Heffernanowi, ale niestety kamera nie poświęca jej wystarczająco dużo uwagi, co sprawia, że jej rola, choć solidna, nie wyróżnia się na tle reszty. To występ dobry, ale zdziwiłbym się, gdyby aktorka otrzymała za niego nominację do Oscara. Istnieje znamienna scena, w której Ronan tańczy, a kamera traktuje ją zbyt powierzchownie, obserwując z oddali, nie skupiając należytej uwagi na emocjach, które w tej chwili mogłyby być kluczowe. To moment, w którym twórca filmu zdaje się subtelnie sygnalizować, że to nie jej historia, nie ona jest tu najważniejsza.
GramTV przedstawia:
Jednak sprawiedliwość zostaje jej oddana wkrótce potem, gdy jej posągowa twarz w końcu pęka, a Ronan z przekonaniem oddaje tęsknotę matki za synem. Tak, Saoirse Ronan gra już matki, co oznacza, że czas minął – nie jest już młodą dziewczyną, którą zachwycał się świat w Pokucie. Za tamten występ otrzymała nominację do Oscara, otwierając sobie drogę do wielkiej kariery. Życzę Heffernanowi, by podzielił jej los.
Prosta historia, ujmująca forma
Blitz ma kilka naprawdę zaskakujących i zapadających w pamięć momentów. Choć historia prowadzona jest w sposób prosty i liniowy, została bardzo celnie sfotografowana, oddając ogrom emocji, które towarzyszą bohaterom. Wbrew pozorom, film jest bardzo przyjemny dla oka, a jego estetyka wspiera głębię przedstawianej opowieści. Czy McQueen jest w tym szczery? Pamiętam, że Zniewolony wydawał mi się filmem, w którym przekroczono granicę dobrego smaku, obciążono narrację zbyt silnym bólem, jakby twórca chciał, by baty otrzymywane przez niewolników były odczuwalne także przez widza. Blitz jest o wiele bardziej miękki, jednocześnie jednak momenty usypiania czujności przerywane są bardzo dosadnymi scenami.
Na ciekawą poboczną sugestię pozwolił sobie McQueen jako typowy artysta, patrzący na sztukę z kilku punktów widzenia. Wplótł on do filmu momenty, które podkreślają kojącą rolę sztuki w obliczu wojennego chaosu. Bohaterowie tańczą, zapominając o bólu codzienności, Rita śpiewa, na chwilę przerywając trud fizycznej pracy, a dzieci przebywające w podziemiach z zaangażowaniem przyglądają się teatrzykowi kukiełek, który na moment odwraca ich uwagę od mroku wojny. Te chwile, pełne ciepła i nadziei, tworzą kontrast do szerzącego się zniszczenia. Ale dodatkowych warstw tej historii jest więcej, bo można też odczytać tu ukryty komentarz do kobiecej emancypacji.
Gdyby Blitz był filmem kręconym w latach 90., z pewnością stałby się klasykiem. To mniej więcej tego rodzaju podniosłość, która wtedy była zabiegiem normalnym i wymaganym. Dziś scena, w której pewna postać, w dodatku czarnoskóra, w sposób lekko pretensjonalny wygłasza monolog do zgromadzonych w podziemiach ocalałych, traktujący o równości i potrzebie poszanowania, może brzmieć nadto ckliwie, wyniośle. W tych fragmentach filmu da się odczuć chęć schlebiania gustom krytyków filmowych, a niekoniecznie publiczności – zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę dość oczywiste porównania. W 1987 roku podobne tony uderzył Steven Spielberg w Imperium Słońca, który opowiedział o wojnie oczami młodego Christiana Bale’a.
Nie wiem, czy Blitz trafi po latach na tę samą półkę. Wydaje mi się, że szanse na to są marne. Choć trudno odmówić filmowi ambicji, to jednocześnie nie czuć w nim ciężaru opowiadanej historii. Groza spada z nieba, ale cała reszta jest bardzo przyziemna. Jakby wszystko, czego doświadcza bohater, było oczywiste – ot, taka podróż tam i z powrotem, z kilkoma przeszkodami. To jest wadą, ale może być też odbierane jako zaletę. Łatwo się w tym odnaleźć, a dzięki zaangażowaniu aktorów, równie łatwo się wzruszyć. Nie myślcie jednak, że Blitz to kino bezpieczne – co to, to nie. Nierzadko robi się na ekranie nieprzyjemnie, ale McQueen szybko aplikuje lek przeciwbólowy, w celu zrównoważenia emocji.
7,0
Nie wiem, czy Blitz trafi po latach na tę samą półkę co Imperium Słońca. Ale to wciąż dobry film.
Plusy
Solidna praca operatora, który serwuje kilka zaskukujących ujęć
Elliott Heffernan jest zjawiskowy, bardzo dojrzały w swojej roli
Saoirse Ronan może nie gra piewszych skrzpiec, ale i tak jej troska wypada wiarygodnie
Jak na dramat wojenny, jest tu kilka scen rodem z kina katastroficznego
Ten film ma styl i powab, mimo mrocznej tematyki
Minusy
W kilku scenach ideologia wyszła z reżysera aż za bardzo, ale na szczęście ma to zrównoważony wymiar
Fabuła jest prosta, momentami aż za bardzo, choć to nie musi być zawsze wada
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!