Jeżeli planujecie dłuższe posiedzenie przed komputerem czy konsolą, to z pewnością mogą Was zainteresować te porady i przepisy.
Jeżeli planujecie dłuższe posiedzenie przed komputerem czy konsolą, to z pewnością mogą Was zainteresować te porady i przepisy.
To jedno z najłatwiejszych do zrobienia, a jednocześnie najmniej “brudzących” deserów, dlatego znajduje się w tym zestawieniu. Z moich doświadczeń wynika, że wszelkiego rodzaju kruche ciastka to koszmar, bo chwilę po ich zjedzeniu zaczynamy się otrzepywać, wstajemy, a w najgorszym wypadku idziemy po odkurzacz. Natomiast słodycze zawierające polewę czekoladową momentalnie oblepiają dłonie. Jeżeli lubicie czekoladę i nie chcecie się ufajdać… brownie to idealny wybór.
Amerykańskie ciacho jest na tyle idiotoodporne, że można użyć do niego praktycznie każdego rodzaju czekolady (chociaż klasycznie używa się gorzkiej), w zależności od poziomu słodkości jaki preferujecie. Około 400 gram czekolady rozpuszczamy razem z 150 gram masła w garnku na małym ogniu, powoli mieszając. Osobiście daję połowę czekolad gorzkich i połowę słodkich, ale odpuszczam sobie dodawanie cukru. Jeżeli jednak chcecie osiągnąć solidnie czekoladowy aromat w połączeniu ze słodkością, użyjcie 400 gram gorzkiej czekolady i około 200 gram cukru. Do drugiej miski dodajemy 150 gram mąki, szczyptę soli i trzy jajka. Wlewamy rozpuszczoną masę czekoladowo-masłową i mieszamy (nie zetnijcie jajek!) - możecie śmiało użyć robota planetarnego, miksera, albo zwykłej rózgi. Masę przekładamy do dużej płaskiej foremki (wysmarowanej masłem) i opcjonalnie posypujemy pokruszoną czekoladą lub orzechami włoskimi. Pieczemy około pół godziny w 180 stopniach Celsjusza, bez termoobiegu. Uważajcie żeby nie trzymać ciasta za długo - musi być wilgotne w środku. Jeżeli wyszłoby za suche, po ostygnięciu wsadźcie je do lodówki.
Powyższe przepisy, chociaż zdecydowanie zdrowsze i lepsze od zamawiania przekąsek z restauracji, nie należą do najbardziej dietetycznych. Jeżeli natomiast trzymacie się diety, a potrzebujecie przekąsek na czas sesji przed ekranem, to ostatni przepis będzie dla Was idealny. Kalafiory są zdrowe, sycące i przede wszystkim poręczne, bo można je jeść małym widelcem, albo po prostu rękoma. Dzięki temu, że są pieczone w piekarniku, a nie smażone, nie będą tłuste. Przepis dotyczy kalafiorów, ale świetnie sprawdzi się również papryka, kalarepa czy brokuł.
Zaczynamy od przygotowania tempury. Mieszamy mąkę kukurydzianą i pszenną w stosunku jeden do jednego i dodajemy bardzo zimnej wody. Do tego łyżka oleju i jajko, a także sól i opcjonalnie ostra papryka. Nie podaję gramatury, ponieważ ilość zależy od tego, jak dużo macie kalafiora. Pamiętajcie tylko, że tempura musi być bardzo gęsta, inaczej nie przylepi się właściwie do “materiału tempurowanego”, którym w tym przypadku jest kalafior. Nasz biały kwiat którym pachnie Warszawa dzielimy na małe różyczki i maczamy w tempurze. Ja kalafiory kładę na kratce, którą pozostawiam na chwilę na desce do krojenia, żeby nadmiar tempury opadł. W piekarniku dobrze jest też położyć pod spód blachę, bo inaczej krople tempury ściekną na dno i zaczną się zwęglać. Po około 10 minutach nasze przekąski powinny być gotowe. Świetnie smakują z sosem słodko-kwaśnym chilli, majonezem sriracha albo odrobiną sosu sojowego.
Jako bonus polecić chcę Wam prawdopodobnie najlepszy naturalny napój na lato, który pobudzi Was jak energetyk, nie zaklejając ust słodzikami czy cukrem. Mowa o tonic espresso, które jest dla mnie najważniejszym tegorocznym odkryciem. Aby przygotować ten napój zaparzamy około 100 ml mocnej kawy - najlepsza będzie z ekspresu ciśnieniowego (nawet takie za 300 zł potrafią zrobić przyzwoity napar), ale może być również rozpuszczalna. Kawę schładzamy. Nie wrzucajcie kostek lodu, chyba że macie kamienne czy metalowe kostki do chłodzenia whisky, bo za mocno rozwodnicie kawę. Do już zimnego, albo chociaż letniego espresso dodajemy 4-5 kostek lodu, dopełniamy tonikiem i opcjonalnie dodajemy plaster pomarańczy. Gotowe!
Najpopularniejsze toniki, produkowane przez globalne koncerny, są stosunkowo mocno słodzone i przez to wypaczają moim zdaniem charakter tego napoju. Polecam więc wybierać wersję bez cukru, albo celować w mniej popularne marki. Nie sugerujcie się ceną, bo w tym przypadku nie ma zależności między nią i jakością, a zwykle jest wręcz przeciwnie. Jest co najmniej kilka toników polskich producentów, które stawiam zdecydowanie ponad te dostępne na każdym rogu. Warto przejść się do hipermarketu i kupić całą zgrzewkę tej ambrozji. Smacznego!