Darkest Dungeon II nie musi dorównywać geniuszowi swojego poprzednika – pisze swoją własną historię i jej pierwszy rozdział wypada piekielnie dobrze!
„Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę…”
Teraz trochę o przygotowaniach przed wyprawą. Wcześniej wspominałem o tym, że bohaterów i ich różne modyfikacje możemy wybrać przed rozpoczęciem wyprawy, ale również wspominałem o świeczkach, które zdobywamy w jej trakcie. One służą do tego, aby wykorzystać je w Kapliczce Nadziei znajdującej się na starcie każdego przebiegu – to tam możemy m.in. przejrzeć wszelkie przedmioty, które już znaleźliśmy na swojej drodze, ale również wzmocnić bohaterów czy też pojazd, którym podróżujemy. Są również dwa dodatkowe elementy takie jak wspomnienia bohaterów oraz góra… w której to odblokowujemy wszelkie kosmetyczne dodatki takie jak barwy czy zestawy broni, które poza wyglądem nie wpływają na rozgrywkę.
Dodatkowo tutaj warto wspomnieć o pochodni, którą można również wykorzystać na kilka sposobów. Z jednej strony mamy tradycyjną pochodnię znaną z Darkest Dungeon – nie daje ona zbytnio dużych profitów poza bazowymi związanymi z tym, że jest jaśniej czy ciemniej. Z drugiej natomiast pojawia się również ta jaśniejsza wersja pochodni, która wraz z kolejnym przegranym przebiegiem wzmacniana jest dodatkowymi pozytywnymi atrybutami np. procentami związanymi z odpornością żywioły czy wolniejszym jej wypalaniem. I zanim powiecie „gra jest za łatwa” to nie… Darkest Dungeon II nadal jest trudne nawet z najwyższym możliwym poziomem tej pomocnej latarni, a ewentualne dodatkowe atrybuty to raczej lekkie wsparcie w trudzie i znoju. A jeśli chcecie jeszcze większego wyzwania, to jest również ta druga, mroczna wersja pochodni, która zamiast pomagać utrudnia przebiegi.
Jest również i gospoda, w której to możemy trochę wzmocnić naszych towarzyszy, zadbać o ich relacje, zrobić zakupy i ulepszyć pojazd m.in. wcześniej wspomnianą latarnią czy dodatkowymi elementami takimi jak piecyk do naleśników, dzięki którym zdecydowanie bezpieczniej jest nakarmić swoich wojaków niż jakimiś spleśniałymi resztkami w gospodzie. Dodatkowo możemy również wzmacniać umiejętności wykorzystywane w trakcie walki oraz zdecydować, która lokacja będzie eksplorowana w kolejnym etapie drogi ku górze. Tu również warto się dwa razy zastanowić, ponieważ każda z lokacji to dodatkowe zadania oraz konkretne utrudnienia na trasie.
Tych elementów, na które trzeba zwracać uwagę w Darkest Dungeon II, tak jak zresztą w poprzedniej części, jest sporo i łatwo jest zapomnieć się w trakcie przeskakiwania przez menusy, które również momentami mogą wystawić na pewną próbę przy zarządzaniu drużyną. Dokładając do tego również dbanie o relacje oraz problemy wynikające z negatywnymi skutkami tychże robi się z tego całkiem skomplikowany system zarządzania kryzysem. Zwłaszcza, gdy dotyczy on tych dość efektywnych umiejętności u bohaterów. Wiele z tego warto odkrywać na własną rękę, ponieważ wielokrotnie dochodziło do tego, że zdecydowanie łatwiej było mnie zaskoczyć pewnymi rozwiązaniami oraz wynikami eksperymentów. Czy jest ich więcej niż w przypadku jedynki? Na razie nie, choć zakładam, że zabawa zestawami bohaterów jeszcze czeka nas w przyszłości.
Zresztą… właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że właściwie same gospody również mają konkretne plusy i minusy jeśli chodzi o efekty wykorzystywanych przedmiotów na bohaterach. I to tylko potwierdzenie tego, jak Darkest Dungeon II jest skomplikowane w porównaniu do pierwszej części mimo wielu pozornych ułatwień w tym systemie na różnych płaszczyznach i wiele z tych decyzji podyktowanych jest formułą rozgrywki niż chęcią drastycznego ułatwienia zabawy.
Czy da się jeszcze lepiej? Jak najbardziej!
Pod względem graficznym Darkest Dungeon II to zdecydowany poziom wyżej w porównaniu do tego, co serwowała jedynka. Przejście rysowanego i piekielnie klimatycznego świata autorstwa Chrisa Bourassy 2D w 2,5D był bardzo dobrym pomysłem, ponieważ całość tylko zyskała na efektowności. Nie ukrywam, że były momenty, w których wręcz zbierałem szczękę z podłogi i zachwycałem się nowymi animacjami czy to w trakcie zwykłych potyczek, czy walk z bossami. Zwłaszcza tymi, którzy są związani z górą, do której musimy zmierzać.
Dodatkowo narracja Wayne’a June’a, która nadal zwala z nóg i działa na wyobraźnię dodatkowo celnie punktując pewne wydarzenia, które mają miejsce na ekranie oraz świetna ścieżka dźwiękowa autorstwa Stuarta Chatwooda. To monolit (nomen omen), który ponownie stworzył niesamowity świat, który momentami potrafi ponownie zaskoczyć mimo dobrze znanego i ogranego do granic możliwości settingu po pierwszej odsłonie. Niby to wszystko znamy, ale nadal jest to niesamowicie efektywne i mam nadzieję, że ta współpraca między Red Hookami a Junem oraz Chatwoodem będzie trwała nadal.
Dobry eksperyment... jak wiele w przypadku Darkest Dungeon!
GramTV przedstawia:
Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu fanów Darkest Dungeon zapewne liczyło, że sequel gry Red Hook Studios będzie zdecydowanie bliższy pierwszej części i nie ma w tym nic złego. Wielokrotnie bowiem idea „więcej i lepiej” się sprawdzała w historii gier, ale jestem w stanie się założyć o to, że pojawiłoby się również wielu graczy, którzy zapytaliby się o to, czy nie powinien to być dodatek do jedynki, która w rzeczywistości dzięki stylowi graficznemu oraz mechanikom świetnie wytrzymała próbę czasu i zapewne wytrzyma kolejne lata.
W przypadku Darkest Dungeon II bardzo szanuję fakt, iż twórcy postanowili zabawić się formułą oferując graczom nieco formę rozgrywki, choć nadal kurczowo trzymającą się pierwotnych i dobrze znanych zasad, ale również dodając wiele nowych elementów z nią związanych. I w większości przypadków te nowe pomysły współgrają ze sobą bardzo dobrze, a kwestia ich odbioru już jest czysto subiektywna. Jedyne, do czego rzeczywiście można się przyczepić to fakt zdecydowanie mniejszej swobody i to, że jesteśmy niejako zmuszeni do dążenia w kierunku konkretnego celu.
Jednak mimo wszystko staram się również z tyłu głowy mieć jedną, bardzo ważną rzecz – w przypadku Darkest Dungeon II wyjście z wczesnego dostępu to tylko początek pewnej drogi. Jeśli spojrzymy na to, w jaki sposób rozwijało się Darkest Dungeon po akcji na Kickstarterze oraz ile dodatków, usprawnień i modyfikacji ta gra otrzymała przez te wszystkie lata, to można mieć nadzieję na to, że i również w tym przypadku będzie tego całkiem sporo. Nawet, jeśli dla wielu pojawienie się Darkest Dungeon II na rynku nie ma aż takiego mocnego uderzenia, jak było to w przypadku poprzedniczki. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby obie gry nadal istniały obok siebie oferując graczom różne doświadczenia w tym samym świecie. Sam zapewne będę miał obie gry zainstalowane na wielu plaformach i nie mogę się doczekać chociażby premiery czy to na Nintendo Switch, czy to na PlayStation 5.
Dlatego też ocena, którą widzicie poniżej jest raczej efektem tego, że pierwsze Darkest Dungeon było wręcz bliskie perfekcji i zrobiło tak dobre wrażenie zarówno po premierze, jak i po dodatkach i aktualizacjach w ciągu kilku lat od niej.Darkest Dungeon II jest natomiast bardzo dobre, niesamowicie grywalne i wciągające, ale również z kilkoma elementami, które mogą być w zależności od osoby mniej lub bardziej uciążliwe. Nie przeszkadza to jednak w tym, aby świetnie się bawić, choć wierzę, iż niewiarygodnie trudno jest te słowa wypowiedzieć w momencie, gdy przeciwnicy rozrywają całą drużynę na strzępy skazując cały przebieg na porażkę lub wtedy, gdy jesteśmy zmuszeni użyć umiejętności narzuconej nam przez bossa… i gra się w tym posypywaniu ran solą wręcz rozsmakowuje.
Nie zmienia to jednak tego, że te kilkadziesiąt godzin po premierze minęło błyskawicznie, a ja znów z każdym kolejnym dniem kombinuję co tu jeszcze mogę zrobić, aby te wyprawy kończyły się pokonaniem ostatecznego bossa – czyli właśnie tak, jak powinno być w przypadku bardzo dobrych gier. A taką jest bez cienia wątpliwości Darkest Dungeon II.
Droga trudna, wyboista, ale zwycięstwo po tej niesamowicie trudnej wyprawie wynagradza wszystko...
Plusy
Świetne rozwinięcie pomysłów z Darkest Dungeon przy jednoczesnym zachowaniu rdzenia rozgrywki...
... ale są one podane w zupełnie inny, wciągający na wiele godzin sposób.
Graficznie i dźwiękowo mistrzostwo świata!
Każdy przebieg ma znaczenie - ulepszanie poszczególnych elementów, odkrywanie historii tego świata, zbieranie świeczek m.in. do odblokowywania postaci czy też modyfikowania dorożki.
Nieco niższy próg wejścia, ale to wcale nie oznacza braku wyzwania, któremu można dodać nieco więcej pikanterii.
Minusy
Mimo wszystko jednak dobrze byłoby mieć więcej możliwości podróży niż ta podtyktowana przez fabułę.
Spięcie zdobywania umiejętności bohaterów z poznawaniem ich historii z czasem bardziej męczy niż ciekawi.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
No może...ja po prostu mam tak, jakkolwiek durnie to brzmi, że "zżywam się z bohaterami", szczególnie jak wymiatają/trafi się fajny zestaw cech itp. Tak miałem w X-COMie drugim (fakt, że mega zmodowanym), jak już wystawiłem ekipę, wymaksowałem i mi ktoś wyciągnął kopyta, bo jak debil pocisnąłem o parę pól za daleko a nie było jak wesprzeć...to jak ostatni lamer lądowałem sejwa (gorzej jak sytuacja do której doprowadziłem była beznadziejna...) :D zaraz po soczystej nierządnicy którą słyszeli chyba sąsiedzi :D
No nic, zobaczymy dwójkę, może faktycznie mi przypasi bardziej.
Wiem o co chodzi, bo właśnie dlatego też nie lubię grać Iron Manów czy innych cudów w XCOMach. Ale w Darkest Dungeon po pierwszym "dzwonie" z wipem jakoś się do tego przyzwyczaiłem, a w dwójce doceniłem te ułatwienia. Także spróbuj, może przypasuje :)
Yarod
Gramowicz
15/05/2023 10:09
Muradin_07 napisał:
Dlatego myślę, że dwójka to ten fajny "sweet spot" dla tych, którym w jedynce średnio to się podobało. Tutaj zgony są, ale czasami taktyczny wipe pomaga doładować tych kilka świeczek w atrybuty bohatera i ułatwia run w dłuższej perspektywie.
Chociaż ja wydaję wszystko na palety barw i broń :D
Yarod napisał:
Kurde, zawsze po przeczytaniu podobnego tekstu wracałem do 1ki, zaczynałem grać, było miodnie, cisnąłem po lochach, maksowałem bohaterów a potem głupie błędy (czasem jeden) i traciłem bohatera (albo kurde drużynę) i mnie odrzucało... rogale chyba jednak nie dla mnie a szkoda bo ten klimat eh... :( więc chyba dam sobie spokój
No może...ja po prostu mam tak, jakkolwiek durnie to brzmi, że "zżywam się z bohaterami", szczególnie jak wymiatają/trafi się fajny zestaw cech itp. Tak miałem w X-COMie drugim (fakt, że mega zmodowanym), jak już wystawiłem ekipę, wymaksowałem i mi ktoś wyciągnął kopyta, bo jak debil pocisnąłem o parę pól za daleko a nie było jak wesprzeć...to jak ostatni lamer lądowałem sejwa (gorzej jak sytuacja do której doprowadziłem była beznadziejna...) :D zaraz po soczystej nierządnicy którą słyszeli chyba sąsiedzi :D
No nic, zobaczymy dwójkę, może faktycznie mi przypasi bardziej.
Kurde, zawsze po przeczytaniu podobnego tekstu wracałem do 1ki, zaczynałem grać, było miodnie, cisnąłem po lochach, maksowałem bohaterów a potem głupie błędy (czasem jeden) i traciłem bohatera (albo kurde drużynę) i mnie odrzucało... rogale chyba jednak nie dla mnie a szkoda bo ten klimat eh... :( więc chyba dam sobie spokój
Dlatego myślę, że dwójka to ten fajny "sweet spot" dla tych, którym w jedynce średnio to się podobało. Tutaj zgony są, ale czasami taktyczny wipe pomaga doładować tych kilka świeczek w atrybuty bohatera i ułatwia run w dłuższej perspektywie.
Chociaż ja wydaję wszystko na palety barw i broń :D