Half-Life 2 to więcej niż gra – to kamień milowy w historii interaktywnej rozrywki. I choć takie sformułowanie brzmi trochę jak komunał, to jednak nie da się opowiadać o grze studia Valve bez oddania jej pełnej sprawiedliwości. Po 20 latach od premiery wciąż to wiemy. Zachwyca swoją narracją, innowacyjnością i wpływem na branżę. Czy jednak dzisiaj, w czasach technologicznych cudów, urozmaiceń rozgrywki i setek nowych produkcji rocznie, Half-Life 2 nadal jest tak wartościowym tytułem, jak w 2004 roku? Zagrałem w nią ponownie i dziele się swoimi przemyśleniami.
Wszystko zaczęło się 19 listopada 1998 roku, gdy światło dzienne ujrzała pierwsza część Half-Life. Była to gra, która zrewolucjonizowała podejście do narracji w strzelankach. W latach 90. widząc wysunięty na ekranie pistolet, można było przypuszczać, że jest to zapowiedź niezobowiązującej, bezpretensjonalnej rozrywki, w której za pomocą wspomnianego narzędzia, eliminowało się kolejne zastępy wrogów. Taki był chociażby Doom, który zainspirował twórców z Valve. Postanowili oni jednak zrobić coś dokładnie odwrotnego. Kosmiczne zagrożenie miało stanowić punkt wyjściowy dla fabuły, owszem, ale kryło się za tym coś głębszego. Zamiast przerywników filmowych, fabuła była opowiadana w trakcie rozgrywki - co było novum. Gracz wcielał się naukowca, który musiał stawić czoła inwazji obcych i korporacyjnym machinacjom. Jednak Half-Life, nawet z przełomową mechaniką nie był pozbawiony ograniczeń – technologia końca lat 90. sprawiała, że poziomy choć klimatyczne, czasem wydawały się klaustrofobiczne, a interakcje z otoczeniem były mocno ograniczone. Grafika równie szybko zaczęła trącić myszką.
Wywrotowy pomysł
Kiedy 16 listopada 2004 roku na rynek trafiło Half-Life 2, było jasne, że Valve postawiło sobie za cel nie tylko udoskonalenie, ale wręcz zdefiniowanie na nowo gatunku FPS. Gra zachowała to, co najlepsze – narrację w czasie rzeczywistym – lecz wprowadziła też przełomowe mechaniki, jeszcze lepiej dopracowując fizykę (z fizykiem jako głównym bohaterem, co jak co, ale ten element musiał grać tu rolę wiodącą) - efekt ten miała wzmocnić słynna broń grawitacyjna. Otwarte przestrzenie, bogate detale w projektach lokacji i unikalny klimat dystopii odcinały się od ograniczeń pierwszej części, czyniąc krok na przód. Warto dodać, że rok 2004 to również czas debiutów takich tytułów jak World of Warcraft czy Far Cry, gier niemniej znaczących w swoich dziedzinach.
GramTV przedstawia:
Dwadzieścia lat temu, jako oddany fan science fiction, niemal natychmiast odnalazłem się w świecie Half-Life 2. Przyznaje, zadania domowego z pierwszej odsłony gry nie miałem odrobionego zbyt dobrze, ale nie czułem, by było to mi potrzebne. "Dwójka" okazała się być wystarczająco otwarta. Byłem oczarowany tym dusznym, niepokojącym, lekko onirycznym klimatem dystopii, który sprawiał, że każda minuta spędzona w City 17 była jak wciągnięcie się w opowieść o upadku i nadziei. Gordon Freeman, ze swoim symbolicznym nazwiskiem, od początku wydawał mi się kimś więcej niż tylko bohaterem gry. To w końcu, nomen omen, wolny człowiek.Utożsamiałem się z nim, widząc w nim nonkonformistę – człowieka, który nie wtapia się w narzucony reżim, ale precyzyjnie rozbija go łomem na drobne kawałki, chcąc przywrócić porządek oparty na prawdzie.Okulary Freemana, które dodawały mu powagi, nie pozwalały postrzegać go jako typowego buntownika. Raczej jako analityka, naukowca, człowieka, który wie, czym tkwi problem, wie, jak go zdiagnozować i naprawić. Jednak to otoczenie, w którym przyszło mu działać – pełne manipulacji, kontroli i cenzury – sprawiało, że jego spokój stał się ostrzem w walce z chaosem.
Half-Life 2 głębię narracyjną uzyskał za sprawą czerpania z dzieł filmowych i literackich. Dziś filmowość gier i wzajemne się przenikanie tych dwóch mediów jest czymś łatwo dostrzegalnym - na potwierdzenie tej tezy warto zwrócić uwagę na cykl Call of Duty. Half Life 2 na tle innych strzelanek tamtego okresu wyróżnia się nie tylko zaawansowaną mechaniką, czy przemyślanym designem poziomów, ale przede wszystkim klimatem, który skutecznie miesza różnorodne style. Dystopia inspirowana Rokiem 1984, a także 451 stopniami Fahrenheita – z totalitarnym reżimem Kombinatu i wszechobecną inwigilacją – przeplata się tu z katastrofizmem (i postkatastrofizmem) rodem z klasycznych filmów sci-fi. W miasteczku Ravenholm da się odczuć zgoła inny klimat, bo bliski tradycjom horroru, przypominającym najstraszniejsze momenty z dzieł Georga A. Romero. Ta umiejętność płynnego przechodzenia między stylami narracyjnymi sprawia, że Half-Life 2 to nie tylko strzelanka, ale także interaktywny thriller i dramat science fiction. Rzekłem.
Half-Life 2 było również cenione za tryb wieloosobowy, który cieszył się dużą popularnością wśród graczy. Choć osobiście nigdy nie zagłębiałem się w ten aspekt gry, trudno nie wspomnieć o jego znaczeniu. To właśnie na silniku Half-Life powstał Counter-Strike, który szybko stał się globalnym fenomenem w dziedzinie e-sportu, wyznaczając nowe standardy dla gier wieloosobowych i kształtując scenę turniejową na lata. Nie bez znaczenia jest także powiązany z tym rozwój platformy Steam.
A ja tylko ciągle o niej słyszę, a jakoś nie umiem się za nią zabrać :/ Żeby było śmiesznej, mam ją na Steam... Ale brakuje mi jakiejś chęci żeby w końcu przekonać się nad czym są zachwyty. Choć grałem kiedyś w Blue Shift i było fajne, więc podejrzewam że tu będzie równie spoko, albo i lepiej, ale nadal - nie umiem się przemoc żeby włączyć :D
Dzisiaj tę gre odbiera się zupełnie inaczej. Podobnie jak Half-Life 1. Chociaż te gry nadal robią coś co mało gier robi.
HL1 zasłynął z tego że FPS miał porządną fabułę. Wcześniej FPS-y kojarzyły się po prostu z bieganiem przez levele i strzelaniem a tu nagle postacie, historie, klimat itp. Druga rzecz która umyka wielu ludziom to fakt że w HL wszystkie zdarzenia dzieją się z Twojej perspektywy. Gra nie pokazuje cutscenek gdzie coś się dzieje nie wiadomo gdzie indziej co wpływa na Ciebie. Wiesz to co główna postać którą sterujesz wie.
Ale dzisiaj niemal każdy FPS ma fabułę i nie jest to nic szczególnego.
Rewolucją HL2 było to że używał symulację fizyki do gameplayu. Wcześniej albo tego nie było albo było w uproszczonej formie. A tu nagle w grze masz mnóstwo sytuacji gdzie musisz używać fizykę w świecie do przejścia gry. Więc np. dość wcześnie spotykasz potwory które wiszą u sufitu ale wgłąb bo jest wyżej sufit i nie widzisz ich. A jak wejdziesz w ich macki to cię wciągną do góry i spróbują zjeść.
I możesz złapać beczkę i im rzucić co utoruje Ci drogę.
I znowu - dzisiaj dużo gier ma zaawansowany silnik fizyki.
Half-Life 3... sorry, Half-Life:Alyx to tak naprawdę jedna z niewielu gier VR wysokiej jakości. Plus debiutowała z Valve Index które miało śledzenie palców. Generalnie niesamowicie dobre doświadczenie i bardzo dobra gra która pokazała nową jakość w VR.
I to wg mnie główny powód dla którego nie dostaliśmy jeszcze Half-Life 3. Valve praktycznie rewolucjonizowało coś z każdym wydaniem. Half-Life 3 urósł do poziomu legendy. A Gabe chyba nadal chce wydać grę tylko jak uda im się wymyślić kolejną rewolucję gatunku.
MisioKGB
Gramowicz
Dzisiaj 09:01
Hagan napisał:
Znając złośliwość developreów z Valve, jeżeli w ogóle doczekamy się kontynuacji historii, to nie będzie taka jakby tego chcieli fani. Mogą albo uśmiercić Gordona, albo sprawić że Kombinat wybije resztki ruchu oporu. Ja zawsze uważałem że jeżeli historia zaczyna się zniewoleniem ludzkości to fabuła nie ma prawa się zakończyć, dopóki ludzie nie odniosą zwycięstwa, a okupanci z innej galaktyki pokonani. Ja na przykład koniec historii HL wyobrażam sobie tak, że na wyzwolonej już Ziemi Gordon żeni się z Alyx, a ślubu udziela Ojciec Grigorij z Ravenholm.
Byłoby genialnie, dobry pomysł. Też jestem zdania, że powinien być happy end, ostateczna walka z kombinatem LUB Gordon przenosi się do innego wymiaru bądź na ojczystą planetę kombinatu i tam walczy. Coś jak w Killzone ;>
Hagan
Gramowicz
Dzisiaj 06:42
Znając złośliwość developreów z Valve, jeżeli w ogóle doczekamy się kontynuacji historii, to nie będzie taka jakby tego chcieli fani. Mogą albo uśmiercić Gordona, albo sprawić że Kombinat wybije resztki ruchu oporu. Ja zawsze uważałem że jeżeli historia zaczyna się zniewoleniem ludzkości to fabuła nie ma prawa się zakończyć, dopóki ludzie nie odniosą zwycięstwa, a okupanci z innej galaktyki pokonani. Ja na przykład koniec historii HL wyobrażam sobie tak, że na wyzwolonej już Ziemi Gordon żeni się z Alyx, a ślubu udziela Ojciec Grigorij z Ravenholm.