Po latach od premiery Half-Life 2 doczekało się aktualizacji, które tchnęły nowe życie w tę kultową produkcję. Najważniejszą zmianą jest włączenie do podstawowej gry rozszerzeń Episode One i Episode Two, dzięki czemu cała historia Gordona Freemana jest teraz dostępna w jednym miejscu. Twórcy zadbali też o to by przeglądanie i instalowanie treści stworzonych przez społeczność graczy było łatwiejsze. Gra wzbogaciła się także o 3,5 godziny nowych komentarzy twórców. Co więcej, poprawki błędów i nowe ustawienia graficzne znacząco podniosły wizualną jakość tytułu, wykraczając poza technologiczne ograniczenia jego pierwotnej premiery. Ten aspekt robi akurat największe wrażenie - grając w Half-Life 2 dziś, nie czuje się, że gra się w grę z 2004 roku.
Half-Life 2
Powodów do powrotu do gry miałem zatem kilka, ale tym najważniejszym był jej jubileusz. Chciałem poczuć to jeszcze raz, przenieść się w czasie do zgoła innego momentu mojego życia. 20 lat temu miałem okazję przejść tę grę kilkukrotnie, poznając każdy zakamarek i w pełni chłonąc jej atmosferę. Od tamtej pory moja miłość do niej trwała, choć nie była pielęgnowana – ruszyłem dalej, eksplorując inne światy. Powrót po latach okazał się doświadczeniem niezwykle odświeżającym. Poza wspomnianymi już plusami, moją uwagę przykuła prostota i przejrzystość tej produkcji, szczególnie w warstwie mechaniki. Idziesz, strzelasz, odkrywasz – nic więcej, żadnych dodatkowych rozpraszaczy. Interfejs ogranicza się do minimum, pokazując jedynie niezbędne elementy, co pozwala w pełni skupić się na świecie gry i historii. 20 lat temu nie było to dla mnie tak oczywiste. Jakże różni się to od współczesnych produkcji, takich jak choćby Cyberpunk 2077 (który także uwielbiam, ale inaczej), gdzie gracz jest rozproszony kolorowym interfejsem, czując się podczas grania jak w kokpicie samolotu. To dziś niemal luksus móc grać w grę, która jest tak oszczędna w sposobie wyrazu.
Klimat w Half-Life 2 buduje jednak tajemniczość. Gra rozpoczyna się niczym sen Freemana, przez co nie wiemy, czy to, czego doświadczamy, jest przerażającym koszmarem, czy bolesną rzeczywistością. Zagadkowy G-Man, którego sylwetkę widzimy gdzieś w oddali, pozostaje nieodgadnioną enigmą, czuwającą nad wydarzeniami. Jest też symbol lambdy, greckiej litery, mającej związek z tytułem - w grze pełni rolę "znajdźki". W języku angielskim “half-life” oznacza okres połowicznego rozpadu cząsteczek - wiem, brzmi skomplikowanie. Ale symbol lambdy to nic innego jak hołd dla nauki, której częścią jest bohater gry, Gordon Freeman – doktor fizyki. Miało to u samych podstaw nadawać historii dodatkowego znaczenia. Gabe Newell, twórca serii, podkreślał, że Half-Life 2 powstało jako reakcja na spłycenie gatunku FPS – zamiast oferować kolejną bezmyślną strzelankę, Valve chciało stworzyć świat pełen znaczeń, który wymaga od gracza myślenia i odkrywania.
Half-Life 2
Wiem, że nic nie wiem
Gra poszerza perspektywę, będąc także reakcją na spłycanie przez popkulturę gatunku science fiction. Twórcy chcieli oddać przestrzeń do dyskusji na temat kondycji współczesnego człowieka i jego natury ("naszym prawdziwym wrogiem jest instynkt"). Pełno tu komentarzy do rozwoju cywilizacji, technologii - z uwzględnieniem szans i zagrożeń. Jakże zaskakująco gra się w nią po czasach pandemii, gdy odwiedzamy mieszkania z gromadzącymi się w nich ludźmi, bojącymi się wyjść na zewnątrz. Interpretacja nie jest jednak narzucona. Freeman, choć występujący w roli eksperta, ma niewiele do powiedzenia. Staje się pionkiem w grze sił wykraczających poza jego kontrolę. Poczucie bezpieczeństwa, które mogłoby być wynikiem uzyskanego postępu, pozostaje iluzją. Wiedza rozwija, ale wiedza prowadzi także do zguby, gdy w grę wchodzi odkrycie sił istniejących ponad nami. W obliczu kryzysu nasza zdolność do zrozumienia świata jest jedynie fragmentaryczna, a kluczowe pytania mogą pozostać bez odpowiedzi.
GramTV przedstawia:
Jednym z filarów legendy Half-Life 2 jest jej aura niedopowiedzenia. Nie mam tu tylko na myśli tego, że Freeman nic nie mówi przez całą grę. Od lat gracze spekulują o możliwości powstania trzeciej części. Half-Life 3 to chyba największe growe marzenie. Zwłaszcza, że fabuła drugiej odsłony wręcz zaprasza do kontynuacji, a nawet do filmowej adaptacji. Szczerze mówiąc, nie ma dla mnie większego znaczenia, czy "trójka" lub chociażby film ujrzą światło dzienne. Pewnie się uda, bo może się udać. Przy sequelach Deus Ex bawiłem się doskonale, a to przecież podobny klimat i podobny casus. Filmy na bazie gier także radzą sobie dziś znacznie lepiej. Ale siła Half-Life 2 mogła lepie wybrzmieć, właśnie dzięki temu, że powstrzymano się z tymi zapędami. To nieustanne pragnienie ujrzenia dalszego ciągu historii, jednocześnie zmusza do doceniania tego, co jest w naszym posiadaniu. Half-Life 2 właśnie dzięki niedosytowi jest dziś obiektem kultu. Zaryzykuję tezą, że gdyby seria doczekała się dziś pięciu odsłon, po dwudziestu latach od premiery gry Valve rozmawialibyśmy o niej w zupełnie innym kontekście – być może jako jednym z wielu, a nie jako niedoścignionym wzorcu.
Nie robiłbym z instynktu wroga, ale jak widać, czasem warto trzymać go na wodzy.
A ja tylko ciągle o niej słyszę, a jakoś nie umiem się za nią zabrać :/ Żeby było śmiesznej, mam ją na Steam... Ale brakuje mi jakiejś chęci żeby w końcu przekonać się nad czym są zachwyty. Choć grałem kiedyś w Blue Shift i było fajne, więc podejrzewam że tu będzie równie spoko, albo i lepiej, ale nadal - nie umiem się przemoc żeby włączyć :D
Dzisiaj tę gre odbiera się zupełnie inaczej. Podobnie jak Half-Life 1. Chociaż te gry nadal robią coś co mało gier robi.
HL1 zasłynął z tego że FPS miał porządną fabułę. Wcześniej FPS-y kojarzyły się po prostu z bieganiem przez levele i strzelaniem a tu nagle postacie, historie, klimat itp. Druga rzecz która umyka wielu ludziom to fakt że w HL wszystkie zdarzenia dzieją się z Twojej perspektywy. Gra nie pokazuje cutscenek gdzie coś się dzieje nie wiadomo gdzie indziej co wpływa na Ciebie. Wiesz to co główna postać którą sterujesz wie.
Ale dzisiaj niemal każdy FPS ma fabułę i nie jest to nic szczególnego.
Rewolucją HL2 było to że używał symulację fizyki do gameplayu. Wcześniej albo tego nie było albo było w uproszczonej formie. A tu nagle w grze masz mnóstwo sytuacji gdzie musisz używać fizykę w świecie do przejścia gry. Więc np. dość wcześnie spotykasz potwory które wiszą u sufitu ale wgłąb bo jest wyżej sufit i nie widzisz ich. A jak wejdziesz w ich macki to cię wciągną do góry i spróbują zjeść.
I możesz złapać beczkę i im rzucić co utoruje Ci drogę.
I znowu - dzisiaj dużo gier ma zaawansowany silnik fizyki.
Half-Life 3... sorry, Half-Life:Alyx to tak naprawdę jedna z niewielu gier VR wysokiej jakości. Plus debiutowała z Valve Index które miało śledzenie palców. Generalnie niesamowicie dobre doświadczenie i bardzo dobra gra która pokazała nową jakość w VR.
I to wg mnie główny powód dla którego nie dostaliśmy jeszcze Half-Life 3. Valve praktycznie rewolucjonizowało coś z każdym wydaniem. Half-Life 3 urósł do poziomu legendy. A Gabe chyba nadal chce wydać grę tylko jak uda im się wymyślić kolejną rewolucję gatunku.
MisioKGB
Gramowicz
16/12/2024 08:01
Hagan napisał:
Znając złośliwość developreów z Valve, jeżeli w ogóle doczekamy się kontynuacji historii, to nie będzie taka jakby tego chcieli fani. Mogą albo uśmiercić Gordona, albo sprawić że Kombinat wybije resztki ruchu oporu. Ja zawsze uważałem że jeżeli historia zaczyna się zniewoleniem ludzkości to fabuła nie ma prawa się zakończyć, dopóki ludzie nie odniosą zwycięstwa, a okupanci z innej galaktyki pokonani. Ja na przykład koniec historii HL wyobrażam sobie tak, że na wyzwolonej już Ziemi Gordon żeni się z Alyx, a ślubu udziela Ojciec Grigorij z Ravenholm.
Byłoby genialnie, dobry pomysł. Też jestem zdania, że powinien być happy end, ostateczna walka z kombinatem LUB Gordon przenosi się do innego wymiaru bądź na ojczystą planetę kombinatu i tam walczy. Coś jak w Killzone ;>
Hagan
Gramowicz
16/12/2024 05:42
Znając złośliwość developreów z Valve, jeżeli w ogóle doczekamy się kontynuacji historii, to nie będzie taka jakby tego chcieli fani. Mogą albo uśmiercić Gordona, albo sprawić że Kombinat wybije resztki ruchu oporu. Ja zawsze uważałem że jeżeli historia zaczyna się zniewoleniem ludzkości to fabuła nie ma prawa się zakończyć, dopóki ludzie nie odniosą zwycięstwa, a okupanci z innej galaktyki pokonani. Ja na przykład koniec historii HL wyobrażam sobie tak, że na wyzwolonej już Ziemi Gordon żeni się z Alyx, a ślubu udziela Ojciec Grigorij z Ravenholm.