Stany Zjednoczone Usonii wylądowały swoimi sterowcami w Iron Harvest. Nie obyło się jednak bez problemów w trakcie lotu...
Stany Zjednoczone Usonii wylądowały swoimi sterowcami w Iron Harvest. Nie obyło się jednak bez problemów w trakcie lotu...
W ubiegłym roku premierę miało Iron Harvest od ekipy King Art Games. I mimo pewnych problemów, którymi cechowała się ta produkcja to nadal uważam ją za całkiem porządną grę strategiczną dla fanów podejścia w stylu Company of Heroes. Dziś w nasze ręce zostaje oddany dodatek Operation Eagle wprowadzający Stany Zjednoczone Usonii i mam wrażenie, że o ile w przypadku oryginalnego Iron Harvest historia całkiem dobrze się spinała mimo pewnych niedoskonałości, tak tutaj wszystko zostało chaotycznie ze sobą połączone w całość. To trochę tak, jakby twórcy chcieli w tych kilkudziesięciu minutach cutscenek wcisnąć całą masę wątków wykorzystujących różne przywary na czele z kolonialnymi zapędami i walką o ropę.
Ale hej… są sterowce i to naprawdę fajne sterowce!
Historia dodatku Operation Eagle opiera się na przygodach młodego kapitana Williama Masona – bohatera Usońskiej armii, który kreowany jest na Kapitana Ame… tego, który prowadzi swój kraj na polu bitwy do zwycięstwa oraz poszerzania strefy wpływów na świecie. Stany Zjednoczone Usonii co prawda nie brały udziału w Wielkiej Wojnie (o której opowiada historia podstawki Iron Harvest), ale postanowiono „wyzwolić” Alaskę z okupacji Ruswietów. W międzyczasie wojska Germanii pomagają w stłumieniu buntu przeciw królowi w Arabii, a jego córka ucieka wraz z rebeliantami prowadząc podjazdową wojnę ku wyzwoleniu. Tam również żołnierze Usonii się wybiorą w imię „wolności i swobody wszystkich ludzi na ziemi” z polecenia admirała Masona. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa.
Jeśli do tego momentu w recenzji wykryliście tę nutę sarkazmu w kilku zdaniach, to tak miało być. Operation Eagle to z jednej strony chęć przedstawienia alternatywnej wizji historii, z drugiej pewnego rodzaju próba rozliczenia się z kolonialnymi zapędami niektórych krajów. I teoretycznie wszystko na papierze brzmi naprawdę dobrze gdyby nie fakt, że od strony fabularnej całość to głównie odhaczenie kolejnych punktów programu niż postawienie na ciekawe dialogi oraz nieco bardziej zawiłą intrygę. Zwłaszcza, że wydarzenia mają miejsce po Wielkiej Wojnie, o której jest ledwo kilka wzmianek. Głównie takich, które strofują Usonię za brak zainteresowania problemami Europy… co ma nawet sens, ale trudno jest znaleźć konkretne wyjaśnienia ze strony Masona.
Nawet wykorzystując pewne przywary, które w dzisiejszych czasach przypisuje się konkretnym państwom można było to rozpisać zdecydowanie lepiej. Zwłaszcza, że do pewnego momentu trudno jest przypisać Usonii konkretną stronę barykady – czy są po stronie tych dobrych, tych złych czy po prostu dbają o swój biznes w świecie 1920+. Dlatego szkoda, że ostatecznie cały plan spalił na panewce, bo Operation Eagle miało bardzo duży potencjał, ale zabrakło chyba możliwości, aby dostarczyć coś więcej niż zagranie kilku dobrze znanych melodii. Na szczęście jednak od strony czystej rozgrywki Operation Eagle broni się całkiem dobrze i co lepsze – nie ma w tym dodatku czegoś na kształt „ostatecznego starcia” jak w podstawce. Jest za to kilka ciekawych pomysłów z nutą podchodów i dywersji w pustynnych klimatach. To nadal Iron Harvest, który mi się podobał
Na szczęście Iron Harvest: Operation Eagle to również gameplay i tutaj muszę przyznać, że zabawa sterowcami sprawiła mi naprawdę sporo frajdy. Zwłaszcza, że o wiele lepiej wypadało to na płaszczyźnie tworzenia armii i włączenia armii naziemnej z powietrzną. I tak, jeśli chodzi o jednostki piechoty to rewolucji nie ma – większość z nich to dobrze znane typy z kilkoma nowymi elementami np. egzoszkielety, które pomagają naprawiać jednostki mechaniczne oraz mogą stawiać specjalne punkty medyczne na polu bitwy. Przyznam, że zabawa nimi sprawiła mi największą frajdę, bo jednak szybkie wsparcie z porządnymi możliwościami walki w zwarciu się zawsze ceni.
Natomiast cała reszta, nie licząc kilku mechanicznych jednostek naziemny to sterowce przeróżne – od lekkich zwiadowczych i destantowych do ciężkich lotniskowców wysyłających drony z materiałami wybuchowymi w różne miejsca na dalszy dystans. Przypominają się czasy zabawy Kirovami, a i fani powietrznego miażdżenia przeciwników Protossami również powinni być zadowoleni. Szkoda, że ostatecznie Iron Harvest nie posiada mechanik związanych z ulepszeniami lub wariantami posiadanych jednostek, bo takie połączenie mogłoby być jeszcze ciekawsze z punktu widzenia samej strategii. Stanowią jednak naprawdę dobrą kontrę na wszelkie jednostki oblężnicze, co zapewne niektórym fanom ciężkiego „mecha” może sprawić pewne problemy.
Z pewnością będzie to naprawdę dobra alternatywa dla już istniejących frakcji, pewna zmiana jest widoczna, ale to nadal cała reszta jednostek jest do siebie bardzo podobna. Jednym to się spodoba, bo mimo wszystko o wiele łatwiej jest eksperymentować mając kilka delikatnych zmian, a inni będą narzekać, że tych zmian jest zdecydowanie za mało. Kwestia gustu.
Tak naprawdę od strony czysto technicznej Operation Eagle do Iron Harvest to nadal ta sama, porządna gra strategiczna, w którą miałem przyjemność zagrać w ubiegłym roku... i to chyba z tego wszystkiego najlepsze. Jeśli polubiliście się ze światem 1920+ i brakuje wam do kompletu frakcji zza oceanu, to Usonia z pewnością wypełni tę pustkę. Warto jednak poczekać chwilę lub dwie na wyprzedaże, bo mimo wszystko można się obudzić z małym kacem.
Głównie dlatego, że fabularnie Operation Eagle to zbitek różnych wątków oraz pomysłów, których efekt końcowy może rozczarowywać. Zakładam, że twórcy mieli spore ambicje (zresztą, tak jak w przypadku podstawki), ale zabrakło czegoś więcej do realizacji tego wszystkiego. Być może z większym budżetem udałoby się nie tylko zrealizować niektóre elementy lepiej, ale również napisać tę historię w taki sposób, aby to wszystko uporządkować w odpowiedni i logiczny sposób. Zwłaszcza, że pod względem rozgrywki kampania broni się nadal dobrze pod względem zaprojektowanych map oraz zadań, które bohaterowie muszą wykonać. Na plus również zaliczam nowe jednostki latające, chociaż przyznam – myślałem, że tej różnorodności w armii Usonii będzie zdecydowanie więcej niż dobrze znana (i lubiana) klasyka.
Problem w tym, że z czystym sumieniem nie mogę dać oceny wyższej niż ta, którą widać poniżej. O ile w przypadku fabuły podstawki Iron Harvest były momenty lepsze i gorsze, tak tutaj nawet te obiecujące fragmenty szybko są sprowadzane do parteru. I niestety, tego sterowce nie będą w stanie unieść… choć próbowały.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!