Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat – recenzja filmu. Cykl życia Marvela

Radosław Krajewski
2025/02/14 18:00
4
0

Po kolejnej dłuższej przerwie MCU znów wróciło do kin. Oceniamy, czy warto było czekać na nowego Kapitana Amerykę.

Falcon i Zimowy żołnierz – Sezon 2

„Wróciliśmy!” – mogli zakrzyknąć dyrektorzy Marvela widząc rewelacyjne wyniki finansowe Deadpool & Wolverine. Studio celowo dało odpocząć widzom od swoich kinowych produkcji, aby nieco bardziej zatęsknili za kolejnymi widowiskowymi superbohaterskimi filmami. Trzecia część Pyskatego Najemnika idealne wypełniła lukę, dając fanom to, czego oczekiwali, czyli brutalną i wulgarną rozrywkę z uwielbianymi postaciami. Tym samym Marvel dał sobie czas, aby dopracować resztę swoich projektów wyznaczonych na ten rok. Na pierwszy ogień poszedł Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat, który przeszedł przez prawdziwe produkcyjne piekło. Od zmiany tytułu, przez modyfikację historii i wątków poszczególnych postaci, aż po dwie sesje dokrętek, które wprowadziły nowego antagonistę. Czy z tego potwora Frankenstein’a stworzonego przez Kevina Feige’a mogło wyjść cokolwiek dobrego? Prawdopodobnie tak, gdyby nie pewien serial o Falconie i Zimowym żołnierzu, który kilka lat temu zadebiutował na Disney+.

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

Sam Wilson (Anthony Mackie) wciąż niepewnie czuje się w roli nowego Kapitana Ameryki, żałując nieprzyjęcia serum superżołnierza, dzięki któremu mógłby skuteczniej zwalczać wszelkie zagrożenie na świecie. Takie jak atak terrorystów z organizacji ŻMIJA, którą dowodzi przebiegły Sidewinder (Giancarlo Esposito). Z pomocą Joaquina Torresa (Danny Ramirez) udaje się zażegnać zagrożenie i odzyskać cenny surowiec należący do japońskiego rządu, który został wydobyty z Wyspy Celestiana. Zacieśnia to współpracę Sama z prezydentem Thaddeusem Rossem (Harrison Ford), który jako lider jednego z supermocarstw, przeszedł sporą przemianę, stając się bardziej dyplomatą, nić wojskowym despotą. Jednak gdy podczas próby podpisania kluczowego traktatu, dotyczącego wydobywania surowca porównywalnego z wibranium z Wakandy, dochodzi do zamachu na prezydenta, za którym stoi Izajasz Bradley (Carl Lumbly). Sam zdaje sobie sprawę, że ktoś manipulował byłym Kapitanem Ameryką i nie spocznie, dopóki nie dowie się prawdy. Zostaje jednak odsunięty od sprawy przez Rossa, a kwestia rozwiązania zagadki zamachu spada na Ruth Bat-Seraph (Shira Haas), tajną agentkę Stanów Zjednoczonych, która szkoliła się w Czerwonej Sali. Niedługo później Sam wraz z Joaquinem przeprowadzają własne śledztwo, które prowadzi ich do tajemniczych eksperymentów, za którymi stoi Samuel Sterns (Tim Blake Nelson)

Nowy Kapitan Ameryka w założeniach miał być historią polityczną, bardziej przyziemną – coś przypominającego Zimowego żołnierza, ale jednocześnie wprowadzającego więcej wątków z poprzednich filmów i seriali z MCU. Jednak Marvelowi nie udało się opracować jednego, spójnego planu, którym mogliby podążać, aby przeprowadzić tę produkcję przez trudny okres realizacji. Poskutkowało to wieloma zmianami koncepcji, usuwaniem i dodawaniem nowych elementów, co jest niestety bardzo widoczne w Nowy wspaniały świat. To istne monstrum, którego nie powstydziłby się Wiktor Frankenstein, mające problem z tempem i narracją, a to już prosta droga do wynudzenia widza. Szczególnie wyczuwalne jest to w wątku Sama Wilsona, który ponownie przechodzi przez liczne rozterki dotyczące tego, czy jest materiałem na Kapitana Amerykę i przyszłego lidera Avengersów. Dokładnie o tym był cały serial Falcon i Zimowy żołnierz, a teraz Marvel znowu wraca do tego tematu, nie oferując w tej materii kompletnie nic nowego.

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

Zresztą na przestrzeni całego filmu Sam Wilson nie staje się postacią, która mogłaby udźwignąć spuściznę Steve’a Rogersa. To jeden z największych problemów Nowego wspaniałego świata, któremu nie udaje się przekonać, że chociaż to kolejny Kapitan Ameryka, to jego historia może jakkolwiek interesować. Wydaje się, że poprzednie filmy, gdzie Wilson był jeszcze Falconem, do cna wykorzystały potencjał tego bohatera i jedyne, co twórcy wymyślili przez te sześć lat od premiery Avengers: Koniec gry, to w kółko wałkowanie, jak to Wilson nie radzi sobie jako nowy Kapitan Ameryka i żałuje podjętych wcześniej decyzji. Założę się, że w Avengers: Doomsday jego wątek będzie polegał na jego nieudanym przywództwie nad superbohaterską grupą. Zresztą Anthony Mackie, chociaż uwielbiam tego aktora, to nie wypada najlepiej jako pierwszoplanowy aktor, o wiele lepiej czując się w duecie z innymi. Dobrze więc wypada we wspólnych scenach z Dannym Ramirezem, chociaż nawet w nich potrafi w pyszałkowaty i odrzucający sposób przybierać dziwną mimiczną manierę, gdy inni wspominają, że potrzebny jest Kapitan Ameryka do rozwiązania kolejnego konfliktu.

Hulkożerca

Zdecydowanie najjaśniejszym punktem Nowego wspaniałego świata jest Thaddeus Ross i grający go Harrison Ford. Widać, że aktor dobrze bawił się na planie i wykrzesał w sobie sporo charyzmy, aby wejść w buty Williama Hurta. Mam jednak wrażenie, że Hurt jeszcze lepiej poradziłby sobie z tą rolą, która została napisana właśnie pod niego. Mimo to Ford jest prostu dobry w tej roli, co wypada jeszcze lepiej w porównaniu z całą resztą obsady. Żal jedynie, że samego Red Hulka widzimy na ekranie wyłącznie w finałowej bitwie, która trwa zaledwie kilka minut. Tu aż prosiło się o pogłębienie wątku jego nienawiści do promieniowania gamma, Hulka i dzieła Sternsa, musząc zmierzyć się z tym, z czym walczył przez całe swoje życie. Nie wykorzystano również potencjału autorefleksyjnej próby rozliczenia się z przeszłością, szczególnie z perspektywy utraty relacji z jego córką. Z jednej strony film dokładnie tłumaczy, dlaczego Ross się zmienił, nawet dwukrotnie żartując ze zmiany wyglądu aktora (o jeden raz za dużo), ale osobiste wątki Rossa wyraźnie ustępują miejsca tym politycznym, które z kolei przypominają to, co znamy z Czarnej Pantery: Wakanda w moim sercu. Przez to wszystko wydaje się, że Marvel kręci się w kółko, wykorzystując sprawdzone motywy, nie mając odwagi spróbować czegokolwiek nowego.

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

GramTV przedstawia:

Z tego też powodu kiepsko wypada powrót Samuela Sternsa, który staje się niebezpiecznym „mastermindem”, który opracował złowieszczy plan, mogący doprowadzić do wielkiej wojny, wyłącznie po to, aby skompromitować Rossa w oczach światowej opinii publicznej. Motyw desperackiego doprowadzenia do zemsty mógłby być ciekawy, tym bardziej że Lider musi polegać wyłącznie na swoim ogromnym (dosłownie i w przenośni) umyśle, a nie sile fizycznej, więc mógłby być nietuzinkowym przeciwnikiem dla Kapitana Ameryki i samego Rossa. Ale tej postaci jest po prostu za mało, aby twórcom udało się jakkolwiek ją zbudować i poprowadzić w ciekawym kierunku. I był to kolejny błąd dokrętek, w których nie tylko zmienili wygląd Sternsa, robiąc z niego kosmitę, mogącego pod względem wyglądu podać sobie rękę z Rhino z ubiegłorocznego Kravena Łowcy, ale również zmniejszono jego rolę na rzecz wprowadzenia Sidewindera. A to kolejny nudny, schematyczny i niewarty zapamiętania złoczyńca, który prawdopodobnie jeszcze kiedyś powróci. Aż żal, że całkowicie wycięto innych członków ŻMIJA, bo tu aż prosiło się, aby Sam Wilson walczył z nimi przez cały film. Zamiast tego potraktowano ich gorzej niż Crossbonesa w Wojnie bohaterów.

Nowy wspaniały świat, w przeciwieństwie do wielu innych produkcji Marvela, nie dostarcza zbyt wiele rozrywki. Sceny akcji są nudne, pozbawione dynamiki i za bardzo oparte na efektach specjalnych. W trylogii Steve’a Rogersa ogromną zaletą były sceny walki, które może też nie były idealne, ale chociaż bardziej przyziemne. Sam Wilson oprócz korzystania ze swojej zwinności i akrobatyki, co też często wykorzystuje w walce z przeciwnikami, a także tarczy, ubrany jest również w strój z wibranium, do którego ma doczepione skrzydła, mogące absorbować energię. Chociaż ten Kapitan Ameryka nie jest superżołnierzem, to posiada szereg technologicznych ulepszeń, aby walczyć jeszcze skuteczniej od Rogersa. Niestety twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i większość akcji, szczególnie w drugiej połowie filmu, zostało stworzonych za pomocą komputerów. Chociaż na ekranie dzieje się dużo, to nie wygląda to szczególnie dobrze i nie wzbudza żadnych emocji.

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat to film wielu kontrastów, który z jednej strony chciałby być politycznym thrillerem, najbardziej przyziemną superbohaterską produkcją, jaka powstała, skupioną na międzynarodowym konflikcie i Samie Wilsonie, ale z drugiej Marvelowi brakuje odwagi, aby porzucić utarte schematy wybuchowego i opartego na akcji blockbustera, dodatkowo nakładając na ten projekt jarzmo powiązania z innymi, mniej popularnymi produkcjami. Cieszy, że w MCU w końcu poruszono wątek wielkiego Celestiana wystającego z Oceanu Indyjskiego, ale z drugiej wciąż niewiele z tego wynika. Podobnie jak z odwołań do Hulka z 2008 roku, które nie wprowadzają żadnych istotnych przesłanek, że Bruce Banner otrzyma swój kolejny własny film. Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat znowu sprowadza MCU na dno, w odmęty nijakości, przeciętności i zakulisowych problemów, chociaż Deadpool & Wolverine zdawał się rzucać Marvelowi koło ratunkowe. Na szczęście dwa kolejne tegoroczne kinowego projekty z MCU zapowiadają się trochę lepiej.

3,0
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat udowadnia, że niektóre projekty nie warto ratować, nawet gdy dostaje się dodatkowe kilkanaście miesięcy na ich dopracowanie.
Plusy
  • Harrison Ford daje radę w roli Thaddeusa Rossa
  • Mimo wszystko Anthony Mackie wypada nieźle, ale głównie z innymi postaciami
  • W końcu otrzymaliśmy jakiekolwiek odniesienie do wydarzeń z finału Eternals
Minusy
  • Widać, że to historia pozszywana z wielu różnych koncepcji
  • Zmarnowany potencjał Red Hulka…
  • …jak również całego wątku Thaddeusa Rossa
  • Powtórka z serialu Falcon i Zimowy żołnierz
  • Słabe sceny akcji oparte głównie na komputerowych efektach
  • Beznadziejni, przerysowani złoczyńcy
  • Za dużo schematów i motywów, które w żaden sposób już nie emocjonują
  • Niesamowicie nudny
Komentarze
4
dariuszp
Gramowicz
15/02/2025 13:13

Kurcze, Anthony Mackie ma zawsze pecha. Dostaje własny film od Disney i oczywiście to gniot.

Kiedyś jak usłyszałem że będzie grał w drugim sezonie Altered Carbon to stwierdziłem że w końcu dostanie porządną rolę tylko żeby się dowiedzieć że Netflix wymienił utalentowany zespół co zrobił pierwszy sezon na jakiś durni i obciął budżet produkcji do połowy - i znowu Anthony Mackie grał w gniocie.

Generalnie facet nie ma szczęścia do ról w ogóle.

MisioKGB
Gramowicz
15/02/2025 11:38

Szkoda. Tyle powiem. Na szczęście zawsze można przypomnieć sobie chronologicznie 3 pierwsze fazy MCU i o reszcie zapomnieć tak jak to robię teraz ja :P

BruceD
Gramowicz
14/02/2025 19:26

Jak dla mnie to 4. Da radę obejrzeć. I tyle. Po obejrzeniu do zapomnienia.




Trwa Wczytywanie