Like a Dragon: Yakuza - recenzja serialu... niekoniecznie dla fanów Yakuzy

Popularna seria gier od Ryu Ga Gotoku Studio doczekała się serialu na Prime Video. Czy przygody Kazumy Kiryu to nowa jakość ekranizacji gier? Niekoniecznie…

Like a Dragon: Yakuza
Prime Video

Od czego by tu zacząć… może od tego, że w stosunku do „Like a Dragon: Yakuza” oczekiwania miałem stosunkowo małe tak, jak zwykle to bywa w przypadku ekranizacji dobrze znanych i lubianych serii. Głównie ze względu na to, że właściwie mało która mi się rzeczywiście podobała (no może poza Mortal Kombat i ewentualnie Tomb Raiderami z Angeliną Jolie).

Tym bardziej, że biorąc pod uwagę Yakuzę jako taką to materiału źródłowego jest zdecydowanie ogrom. Sama historia związana ściśle z Kazumą Kiryu to osiem gier, a jak dodamy jego udział w grach, w których głównym protagonistą jest Ichiban Kasuga to wyszłoby łącznie dziesięć. Złożoność pewnych powiązań między wydarzeniami i bohaterami również jest na tyle złożona, że próba ewentualnego mieszania wydarzeń tak, aby stworzyć z tego pigułkę również może się nie udać.

Dlatego też w projekt Amazon Prime trudno byłoby mi uwierzyć nawet, gdy nad produkcją w pewnym stopniu czuwało Ryu Ga Gotoku Studio. Nie mniej jednak najważniejszy wątek i problem związany z „Like a Dragon: Yakuza” to fakt, że tak naprawdę trudno powiedzieć dla kogo tak naprawdę ten serial jest.

Smok Dojimy nowym, choć momentami podobnym wydaniu w Like a Dragon: Yakuza

Like a Dragon: Yakuza
Prime Video

Założę, że duża część widzów nie zna fabuły serii Yakuza i postaram się bez większych spoilerów przekazać to, jakie są główne zmiany porównując serial z grą.

Jedno się nie zmienia – Kazuma Kiryu wychodzi z więzienia po 10 latach za zabójstwo szefa klanu Tojo. W międzyczasie jego najlepszy przyjaciel, Akira Nishikiyama pnie się w strukturach klanowych. I tutaj mógłbym zakończyć mocne porównania do gier, bo cała reszta serialu to właściwie poza złapaniem kilku motywów znanych z gier (motyw „empty lot”, kradzież 10 miliardów jenów, inwestycja w Millenium Tower, walki w podziemiu… właściwie motyw Haruki Sawamury i jej matki, sierociniec), aby w ostatecznym rozrachunku tę fabułę połączyć w całość. Do tego stopnia, że nawet można mieć wrażenie, iż producenci serialu poszli o krok dalej… i sięgnęli nawet do innej gry z uniwersum Ryu Ga Gotoku, czyli Judgment. Tutaj na bank ci, którzy grali w przypgody detektywa Yagamiego wyłapią o który motyw jest tym, o którym wspominam.

I tak idąc krok po kroku z jednej strony szanuję odwagę, aby w przypadku „Like a Dragon: Yakuza” zrobić własną interpretację wydarzeń oraz połączyć wszystkie wątki nieco inaczej, a żeby nadal miało to jakiś sens. Tutaj zdecydowanie ci, którzy nie grali w grę i szukają serialu z japońską grupą biznesową (bo przecież nie mafią, prawda… prawda?) tych kilka godzin spędzą i być może momentami będą dobrze się bawić. Jest również szansa, że może sięgną po grę w przyszłości chcąc dowiedzieć się nieco więcej o poszczególnych bohaterach. Z drugiej strony natomiast mamy całą grupę hardkorowych fanów oraz tych, którzy chcieli zobaczyć dobrze znane historie w formie serialowej i… no niestety ci mogą być zawiedzeni tym, jak został potraktowany dość bogaty materiał źródłowy, a oglądanie serialu z włączonym X-Ray w Prime Video tylko po to, aby potwierdzić czy dany bohater to ten, o którym myślimy momentami był wręcz wskazany.

Like a Dragon: Yakuza
Prime Video

Żebyśmy jednak oddali serialowi to co sprawiedliwe – casting do serialu „Like a Dragon: Yakuza” wypadł bardziej niż dobrze. Ryoma Takeuchi w roli Kazumy Kiryu oraz Kento Kaku jako Akira Nishikiyama sprawdzili się naprawdę dobrze nawet, jeśli scenariusz niedomagał pod pewnymi względami. Nadal w momentach, w których było to niezbędne te zmiany w relacji między głównymi bohaterami oraz pewna chemia były widoczne. Tutaj również zaskakująco dobrze wypadł Munetaka Aoki w roli Goro Majimy, choć tutaj mógłbym mocno narzekać na to, że nie dostał wystarczająco dużo czasu antenowego, aby to pewne szaleństwo ulubieńca fanów Yakuzy pokazać. Nie mnie jednak gdy już się pojawiał, to uśmiech z twarzy nie schodził.

Like a Dragon: Yakuza
Prime Video

GramTV przedstawia:

Dlatego też mimo tak zwanego „pomieszania z poplątaniem” warto pochwalić fakt, iż aktorzy odgrywający poszczególne role wiedzieli z jakimi postaciami mają do czynienia i nie wyglądało to na szybkie odklepanie formułek jak chociażby w filmie „Borderlands”, który bardziej wyglądał jak widowisko cosplayowe niż dobrze zrobioną ekranizację gry. Nie zmienia to jednak tego, że nawet wykorzystanie miejscówek znanych z serii ograniczyło się do okolic bramy Kamurocho oraz okolic Millenium tower… które zresztą również wyglądało niczym miejscówka znana z jakiegoś high-tech fantasy. Nie mniej jednak w przypadku zdjęć do „Like a Dragon: Yakuza” czuć było klimat może nie tyle co samej gry, co filmu z 2007 roku o nazwie „Yakuza: Like a Dragon”, który co prawda nie był również porywający… ale pod względem scenariusza wypadał o wiele lepiej od serialu.

Na koniec jednak chyba największą szkodę dla serialu Prime Video zrobił fakt ograniczenia go do sześciu około pięćdziesięciominutowych odcinków. Powiedzmy sobie to szczerze – trudno jest efektywnie opowiedzieć tego typu historię nawet, gdyby trzymać się jednej części gry, a zamiast skakać tylko i wyłącznie od 1995 do 2005 roku można byłoby dodać kilka dodatkowych wątków z „ery bubble” z Yakuzy Zero, aby jeszcze lepiej przedstawić jak kształtowała się relacja między Kiryu a innymi bohaterami w tym świecie (Nishikiyamą, Majimą, panem Shintaro). To zbyt bogaty świat, aby zamykać go w kilku odcinkach nawet, jeśli można go nazwać trochę „mafijną operą mydlaną”, a rozprowadzenie tego na większą liczbę odcinków czy sezonów sprawiłoby, że ten chaos byłby zdecydowanie mniejszy.

Co dalej z Like a Dragon: Yakuza? Najlepiej, to na spokojnie

Like a Dragon: Yakuza
Prime Video

To dobre pytanie, bo właściwie jeśli mielibyśmy iść dalej ciągiem wydarzeń z serialu, to prawdopodobnie zakończenie mogłoby sugerować ewentualny główny wątek drugiego sezonu. A ten byłby łudząco podobny do tego, który został zaserwowany w Yakuzie 2. Mówię „łudząco”, bo biorąc pod uwagę to jak showrunnerzy podeszli do pierwszego sezonu „Like a Dragon: Yakuza” obawiam się, że tutaj również będzie sporo mieszania. Stawiałbym orzechy przeciw szyszkom, że na bank wątki z Zero również by się pojawiły.

Nie mniej jednak, tak jak wspomniałem na samym początku tego tekstu – w teorii najlepiej powinni się bawić przy tym serialu ci, którzy gry kompletnie nie znają, ale i tak trzeba byłoby przymknąć oko na pewne dziwne rozwiązania fabularne. Plus chociaż taki, że nie będziecie wtedy szukali logiki z gier w tym przypadku i oszczędzicie sobie pewnej frustracji. Z kolei w przypadku tych, którzy szukali wiernej ekranizacji Yakuzy… to czeka was dość mocny rollercoaster, którego niestety nie ratuje dobra gra aktorska i momentami ładne kadry przypominające miejscówki z gier Ryu Ga Gotoku Studio. Klimat mimo wszystko w większości się broni, choć te dziwne futurystyczne Millenium Tower można było sobie zwyczajnie darować.

Czy chciałbym zobaczyć drugi sezon? Chyba tak, bo dla samej porządnej gry aktorskiej warto było się przez te sześć odcinków przebić. Boję się jednak, że niestety skończyłby on podobnie jak pierwszy sezon tego widowiska. Nawet, jeśli materiał źródłowy w tym przypadku mógłby być o wiele bardziej podatny na ewentualne mieszanie różnych wątków z innych gier.

Tak czy inaczej nie jest to serial, który wręcz trzeba obejrzeć. Można, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy potraficie przymykać oko częściej niż raz w ciągu kilku minut.

5,0
Dobra gra aktorska to nie wszystko - obejrzeć można, ale fani Yakuzy mogą czuć się mocno pogubieni w "Like a Dragon: Yakuza".
Plusy
  • Gra aktorska potwierdzająca, że mimo wszystko głowni bohaterowie wiedzieli w kogo się wcielają i to widać.Klimat Yakuzy jako takiej się dość mocno utrzymuje.
  • Muzyka, która nadaje odpowiedniego tonu całej historii i buduje momentami napięcie.
  • Klimat Kamurocho, japońskiej Yakuzy oraz dość mrocznego momentami wątku głównego.
  • Co prawda gra czerpie garścmi z gier Ryu Ga Gotoku...
Minusy
  • ... ale robi to tak chaotycznie, że czasami nie wiadomo jak udało się wszystkie te wątki połączyć w całość.
  • Mimo świetnie odegranych ról głównych bohaterów brakowało momentami emocji.
  • Mimo geniuszu Majimy było go stanowczo za mało, aby pokazać jak wyglądał legendarny konflikt między nim a Kiryu.
  • Ograniczenie związane z formatem - sześć odcinków to zdecydowanie za mało, aby opowiedzieć tak zróżnicowaną historię oraz przestawić tak zróżnicowane charaktery.
Komentarze
5
Karfein napisał:

Sęk w tym, że ten serial się nie sprawdza nawet jako oderwany od materiału źródłowego, bo taki jest chaotyczny, a postaci od czapy. Jedyne, co tam pykło, to walka pod koniec pierwszego odcinka, która oddawała brutalność heat actions z gier.

No niestety, choć momenty były... ale nic nie przebije jednej z pierwszych scen jednego z odcinków, który rozpoczął się niczym dreszczowce lub seriale typu Rojst :D

Karfein
Gramowicz
08/11/2024 01:50

Sęk w tym, że ten serial się nie sprawdza nawet jako oderwany od materiału źródłowego, bo taki jest chaotyczny, a postaci od czapy. Jedyne, co tam pykło, to walka pod koniec pierwszego odcinka, która oddawała brutalność heat actions z gier.

tupolew519
Gramowicz
07/11/2024 13:29

Muszę to oglądać!




Trwa Wczytywanie