Wykluj je wszystkie
Jeżeli już o Pokemonach mowa, to trzeba wspomnieć o najbardziej uzależniającym elemencie Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin, czyli zbieraniu jaj i hodowaniu własnych potworów. Poszukiwanie rzadkich jaj to zabawa na długie godziny, podobnie jak związany z tym "symulator genetyka". Z jaj można po prostu wykluć nowego pupila (zamiast Monsters mówi się tu na nie Monsties) i włączyć do drużyny. Z czasem pojawia się jednak opcja ingerowania w cechy szczególne, gdy przenosimy "geny" jednego stwora i tworzymy kombinacje. Dzięki temu możemy nie tylko ulepszyć naszego Monstie, ale także nadać mu cechy, które normalnie nie występują w tym gatunku.

Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin zaskoczyło mnie swoją złożonością, przy jednoczesnym zachowaniu "dziecięcego" klimatu. Fabuła powiela schematy i niczym się nie wyróżnia, zwłaszcza w gatunku jRPG. Ale samo poznawanie tego świata sprawia masę frajdy. Szczególnie, gdy mamy żyłkę kolekcjonera, czy raczej hodowcy potworów wykluwających się z jaj.
Powtarzam, to nie jest "fabularny Monster Hunter", tylko luźny spin-off, który celuje w młodszego odbiorcę innym typem narracji i rozgrywki. Gra jest widowiskowa, przyjemna i przystępna. Zadań i wyzwań pobocznych jest mnóstwo. I choć pewnie żaden zapaleniec nie spędzi tu 1000+ godzin jak w Monster Hunter World, ale już dobicie do setki bez uczucia nudy jest całkiem realne. Na marginesie, Capcom już rozpisał i ujawnił daty darmowych dodatków, więc z czasem tej treści będzie jeszcze więcej niż w dniu premiery.

Powoli zbliżam się do końca recenzji, a nie wspomniałem jeszcze o jednej z najważniejszych zalet i zaskoczeń w Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin. Otóż gra, wzorem Monster Hunter Rise, posiada na Switchu polskie napisy. To ogromna zaleta, biorąc pod uwagę przystępność rozgrywki dla dzieci, które często odbijają się od takich gier właśnie ze względu na barierę językową. A dlaczego zaskoczenie? Ponieważ w eShopie, skąd pobierałem przedpremierowo grę do recenzji, polski język nie jest wymieniony wśród innych wersji językowych. Na marginesie, tak samo jest z Monster Hunter Rise, który ma polską wersję językową w formie napisów, ale eShop o tym milczy.

Na koniec łyżka dziegciu, czyli parę słów o potknięciach technicznych. Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin to piękna gra, sprawnie imitująca film anime. Jednak nie trzeba się mocno wpatrywać, by dostrzec ubogie tekstury otoczenia, pop-up detali i inne "kwiatki", które przypominają nam o tym, że Switch jest na rynku od czterech lat i już w dniu premiery miał przestarzałe bebechy. Nie, nie marzy mi się wersja Switch Pro stworzona z myślą o 4K. Ale na płynniejszą animację w Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin, która najczęściej przycina przy zwykłej eksploracji, wcale bym się nie obraził.
Koniec końców, czy warto zainteresować się Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin? Zdecydowanie tak, jeżeli lubicie lekkie jRPG-i z elementami hazardu (zbieranie i wykluwanie jajek to rasowe gacha game) luźno inspirowane Pokemonami. Fani MonHuna znajdą tu mnóstwo znajomych treści, przy czym może odrzucić ich zupełnie inny klimat i typ rozgrywki. Ja jestem zdecydowanie na tak.