Crackdown 3
Crackdown to przykład gry, która od początku istnienia musi się borykać z problemami wizerunkowymi, niekoniecznie związanymi z nią samą. Pierwsza część słynęła z tego, że była dodawana za darmo do bety Halo 3 (w rzeczywistości było oczywiście odwrotnie). To dosyć mocno umniejszało tej produkcji. Później przyszła nieszczęsna kontynuacja, która była po prostu bardzo słaba. Zmianę mogła przynieść trzecia odsłona. Tam niestety wiele złego zrobiły problemy dewelopera, opóźnienia i finalna zmiana studia odpowiedzialnego za dowiezienie projektu. Crackdown 3 miał więc łatkę nieudanej gry jeszcze zanim wyszedł. Odnoszę wrażenie, że wiele negatywnych opinii wynikało właśnie z tego. W mojej opinii to bardzo kompetentna gra. Może nic wybitnego, ale moim zdaniem fajnie, że raz na jakiś czas wychodzą takie tytuły. Crackdown 3 zasługiwał więc na dużo więcej.

Dead Rising 3
Kolejny tytuł startowy na Xbox One i kolejna ofiara bardzo złej prasy jaką miała wówczas ta konsola. Pojawienie się nowego Dead Rising tylko na platformie Microsoftu było dosyć oczywiste, bo marka jest od początku mocno związana z gigantem z Redmond. Trójka to moim zdaniem najlepsza część serii. Twórcy przede wszystkim zrezygnowali z kontrowersyjnego pomysłu z limitami czasowymi na wykonanie zadań. Otrzymaliśmy za to otwarty świat i ogromne ilości zombie, które mogliśmy zabijać własnoręcznie stworzonymi broniami. Momentami przebijanie się przez hordy wrogów dawało ogromną frajdę. Niestety podobnie jak było z Ryse: Son of Rome czy później Sunset Overdrive, sprzedaż nie powalała. W tym jednak wypadku udało się stworzyć kolejną część, ale niestety Dead Rising 4 już tak udane nie było. Nic więc dziwnego, że marka upadła, a Capcom zamknąć odpowiedzialne za serię studio.

Titanfall
Czy o tak znanej grze jak Titanfall możemy powiedzieć, że jest niedoceniana? Spójrzmy. Faktycznie debiut Respawn Entertainment zebrał bardzo dobre noty. Nic dziwnego, w końcu nawet ja, mimo że rozgrywki wieloosobowej nie lubię, wbiłem maksymalny poziom. Ponownie jednak mówimy o początku generacji Xboksa One. Popularność konsoli sprawiła, że relatywnie mało osób poznało możliwości Titanfall. Dopiero późniejszy sequel, mimo że sukcesem komercyjnym nie był, zbudował popularność IP. W mojej opinii to właśnie pierwsza odsłona jest lepsza i bardziej grywalna, mimo że nie posiada trybu single player. Na pewno jednak w momencie swojej premiery Titanfall nie zrobił takiego zamieszania na jakie zasługuje.

Voodoo Vince
Kolejny, mało oczywisty tytuł. Voodoo Vince miało premierę jeszcze w czasach pierwszego Xboksa. Gra zdobyła wtedy małe grono sympatyków, którzy docenili szmacianego głównego bohatera i rozbudowany gameplay. Mimo wszystko kontynuacja nie powstała, a Xbox przez lata szukał innej maskotki. Voodoo Vince niespodziewanie wróciło w 2017 roku za sprawą remastera. Nie zmieniał on wybitnie dużo w oprawie wizualnej i rozgrywce. To nie był pełnoprawny remake. Mimo wszystko osobiście byłem bardzo zaskoczony jak dużo przyjemności sprawiła mi ta gra. Nie sądziłem, że platformówka 3D z czasów pierwszego Xboksa może dwie generacje później dalej dawać tyle radości. Jestem więc przekonany, że ta marka nawet dzisiaj mogłaby znaleźć dla siebie miejsce.
