9. Halloween zabija
- Gatunek: Horror
- Gdzie obejrzeć: Wkrótce na VOD
- Nasza recenzja: LINK
W 2021 roku pojawiło się wiele wartych uwagi tytułów, ale te piętnaście tytułów do nich nie należą.
Druga część zaplanowanej trylogii o finałowym starciu Laurie Strode i Michaela Myersa poległa już na samym koncepcie. Gdy jeszcze po pierwszej części z 2018 roku można było mieć nadzieję, że David Gordon Green wie, do czego zmierza jego trylogia i jak chce, aby się zakończyła, tak po Halloween zabija ciężko mieć jeszcze jakiekolwiek oczekiwania. Film wyraźnie cierpi na syndrom środkowej części, która ma być jedynie wypełniaczem między początek a zakończeniem.
Twórcy raz jeszcze przekraczają kolejne granice. Pod płaszczem samoświadomości tworzą potworka, który z pozoru ma odwoływać się do kultowych części z lat 70. i 80., ale jedyne co potrafią zrobić, to kiepski film, którego nie da się oglądać. Myers został odarty z całego swojego człowieczeństwa, wywołując jedynie uśmiech politowania, zaś rola Laurie została tym razem ograniczona do minimum. Wyraźnie widać, że reżyser nie miał żadnego pomysłu na ten film i stworzył go tylko po to, aby wypełnić zobowiązania z umowy. Nowa trylogia Halloween to najlepszy dowód na to, że planowanie całej serii od razu mija się z celem.
Wydawało się, że M. Night Shyamalan najgorsze lata w swojej karierze ma już za sobą. Reżyser w 2016 roku powrócił udanym Split, żeby w kontynuacji zatytułowanej Glass znów obniżyć formę. Ale światełkiem w tunelu okazał się pierwszy sezon Servant dla Apple TV+. Old mogło być potwierdzeniem, że Shyamalan znów umie kręcić wciągające i trzymające w napięciu kino grozy. I może jeszcze kiedyś to udowodni, ale na to będziemy musieli poczekać przynajmniej do jego następnego projektu.
Old miał niezwykle ciekawy koncept, w którym grupa bohaterów zamknięta jest na tajemniczej plaży, na której czas płynie dużo szybciej niż normalnie. Jednak za oryginalnym pomysłem nie idzie absorbująca uwagę widzów historia, czy też bohaterowie, którzy podejmują same irracjonalne decyzje. Nie pastwiąc się dłużej nad idiotycznym scenariuszem, Old został zawalony także w samej formie. Tak złej pracy operatora i montażysty ze świecą szukać nawet w kinie klasy C. Jest to zaskakujące, ale Shyamalan z filmu na film staje się coraz gorszym filmowcem.
Słabe ekranizacje gier nie przestają prześladować graczy. Trend ten może wkrótce zmienić Uncharted, ale zanim dojdzie do premiery filmu z Tomem Hollandem, fani Monster Huntera otrzymali jedną z najgorszych growych adaptacji w historii. Monster Hunter przypomina najgorsze czasy, w których na świeczniku były produkcje taśmowo tworzone przez Uwe Bolla.
Niemiecki reżyser ma swojego naśladowcę w osobie Paul W.S. Anderson. Reżyser serii Resident Evil z Millą Jovovich już dawno nie zaliczył artystycznego, czy nawet spektakularnego komercyjnego sukcesu, tworząc takie abominacje jak Monster Hunter. W filmie w absurdalny sposób połączył współczesny, znany nam świat, z ukrytą fantastyczną krainą. Zamiast polowań na potwory, mamy do czynienia z kiepskim akcyjniakiem bez żadnego ładu i składu. Fabuły tu brak, a gumowe bestie bardziej bawią, niż podnoszą ciśnienie. Fani Monster Huntera nie mają tu czego szukać.