Pokemon Legends: Arceus – recenzja rewolucji na pół gwizdka

Jakub Zagalski
2022/02/01 11:05
1
0

Premiera Pokemon Legends: Arceus była przez wielu postrzegana jako nadejście mesjasza, który odnowi oblicze tej serii. Co by nie mówić, zmian i nowości jest mnóstwo, podobnie jak bolączek i problemów.

Pokemon Legends: Arceus – recenzja rewolucji na pół gwizdka

Pokemon Legends: Arceus formalnie należy do ósmej generacji gier z głównej serii Pokemon, ale tak naprawdę stanowi cezurę w 26-letniej historii. To kamień milowy z worem świeżych i rewolucyjnych pomysłów, których w moim przekonaniu ta marka potrzebowała od dobrych kilku (kilkunastu?) lat.

Fabularnie przenosimy się w czasie i przestrzeni do regionu Hisui, luźno wzorowanego na Japonii z połowy XIX w., gdy feudalizm zaczął ustępować miejsca modernizacji i wpływom Zachodu. Co znamienne, Hisui to nic innego jak dawna nazwa regionu Sinnoh, który znamy z gier Pokemon Diamond/Pearl. Wioska Jubilife, która stanowi bazę wypadową dla naszego bohatera/bohaterki , po latach przekształci się w miasto Jubilife. W nowej grze spotkamy też dziwnie znajome twarze – to przodkowie niektórych bohaterów znanych z wcześniejszych gier.

Dlaczego zaczynamy nową przygodę "dawno, dawno temu"? To tylko jedno z pytań, na które będziemy chcieli sobie odpowiedzieć w trakcie trwającej kilkadziesiąt (bardziej 60 niż 20) godzin kampanii fabularnej. Najważniejsze jest jednak to, że taka podróż w czasie pozwoliła stworzyć Pokemony, które w wielu miejscach zerwały z 26-letnią tradycją.

Prawie od razu po trafieniu do Hisui gracz dołącza do drużyny ekspedycyjnej Galaxy. To specjalna formacja złożona ze specjalistów w różnych dziedzinach (oczywiście związanych z pokemonami), którzy przemierzają dziewicze tereny i gromadzą wiedzę na temat tutejszej fauny. Zapomnijcie o wcielaniu się w młodego trenera pokemonów, który zbiera odznaki za pokonanie liderów, wspina się po szczeblach trenerskiej kariery, a złapane pokemony traktuje jak gladiatorów.

W Pokemon Legends: Arceus prawie całkowicie zerwano z tym konceptem z bardzo prostego powodu – w Hisui jeszcze mało kto wpadł na pomysł, by organizować walki pokemonów. Gracz nie jest trenerem per se i choć zdarzy nam się pojedynkować z innymi posiadaczami pokeballi, to ten dotychczas fundamentalny element gier z serii Pokemon jest tutaj rzadkością. Viva la revolucion czy bluźnierstwo? Zdania z pewnością będą podzielone, tym niemniej trzeba podkreślić, że brak walk trenerów jest ważnym i przemyślanym elementem nowej wizji.

GramTV przedstawia:

Wizja ta opiera się na założeniu, że jako członek wspomnianej ekspedycji musimy łapać pokemony i wykonywać inne zadania z nimi związane, by stworzyć pierwszy w historii Pokedex. Taki papierowy w twardej oprawie, a nie zamknięty w plastikowym "notesiku" z elektroniką. Misje fabularne i poboczne często oznaczają żmudny grind i zwiedzanie pustych i nudnych wizualnie lokacji (o grafice jeszcze sobie ponarzekam, oj i to bardzo). Zbieranie dokumentacji nie sprowadza się do słynnego hasła "złap je wszystkie". Czasami trzeba łapać ten sam rodzaj pokemona kilka razy, o różnej porze dnia i nocy, konkretną płeć itp. itd.

Brzmi niezbyt zachęcająco, jednak Pokemon Legends: Arceus ma w sobie to coś (jak większość gier z serii), że często trudno się oderwać od pozornie powtarzalnych czynności. Duża w tym zasługa nowego pomysłu na świat. Hisui z górą Coronet w samym centrum regionu dzieli się na kilka pomniejszych i zróżnicowanych klimatycznie lokacji. W każdej z nich mieszkają inne pokemony, które nie wyskakują na nas z zaskoczenia, gdy wejdziemy w wysoką trawę. Tutaj każdy zwierzak kręci się swobodnie po okolicy na naszych oczach i zajmuje własnymi sprawami. Niektóre uciekają spłoszone, gdy za bardzo się zbliżymy, inne nas ignorują. Są też i takie nastawione na konfrontację.

Pomysł na świat z "żyjącymi" pokemonami przypominał mi nieco Pokemon Snap, gdzie podglądało się tytułowe stworki w ich naturalnym środowisku. Tutaj ich zachowanie jest bardzo ograniczone, ale za to mamy większą interakcję wynikającą z charakteru naszej pracy badawczej. Po raz pierwszy w historii serii zbliżenie się do dzikiego pokemona nie kończy się przeniesieniem na zamkniętą "arenę". Biegając po okolicy, możemy swobodnie rzucać pokeballami, a jeśli wypuścimy naszego pupila do walki, to i tak swobodnie poruszamy się po lokacji.

W samych pojedynkach również doszło do kilku kluczowych zmian. Ciekawą nowością jest wybór, czy chcemy atakować mocno, ale powoli (Strong), czy szybko, ale słabiej (Agile). Taka opcja pojawia się po wymaksowaniu danego ataku i ma niebagatelne znaczenie. Po raz pierwszy z boku ekranu pojawia się bowiem kolejność tur, które wykonujemy na przemian z przeciwnikiem. W zależności od statystyk pokemona i rodzaju wybranego ataku może się zdarzyć, że uda nam się wykonać kilka tur, nie dając adwersarzowi dojść do słowa. Sprawdza się to znakomicie i choć Game Freak nie wynalazł koła (ale powielił motyw znany w jRPG-ach od lat), to zmiany w obrębie walki zaliczam nowym Pokemonom na plus.

Komentarze
1
wolff01
Gramowicz
01/02/2022 14:29

No generalnie zapowiadało sie na takie 8-. Jest sporo świeżości ale gra od początku wyglądała na brzydką.

Ludzie zachodzą w głowę dlaczego taki Gamefreak, który ma przecież tyle kapuchy, nie potrafi zainwestowac w porządnych developerów, bo obecni chyba nie radzą sobie z systemem. Wiadomo, Switch to nie jest może kombajn, ale jednak powstały na nim gry takie jak SM: Odyssey albo BotW.

Będę miał grę na oku, ale póki co nie wygląda mi to na must-have. Może z braku laku jak będę miał trochę kasy na wydanie to pomyśle...