Jeżeli znasz angielski, chodzi do podstawówki i kochasz Pokemony, to bierz się za nowe śledztwo z elektrycznym detektywem. W innym przypadku kontakt z Detective Pikachu Returns może nie być najbardziej satysfakcjonującym doświadczeniem.
“Ależ ten czas zasuwa” - pomyślałem, szukając na stronie gram.pl mojej recenzji gry Detective Pikachu. Niecodziennego spin-offa Pokemonów, który trafił do anglojęzycznych posiadaczy Nintendo 3DS w 2018 roku (Japończycy bawili się nim już dwa lata wcześniej).
“Detective Pikachu stawia na głowie wszystkie wyobrażenia na temat gier z serii Pokemon. Zapomnijcie o wcielaniu się w świetnie rokującego trenera, wyruszającego w podróż po świecie. Zapomnijcie o łapaniu pokemonów, trenowaniu ich i wystawianiu do turowych walk. Zapomnijcie również o słodkim, żółtym towarzyszu, powtarzającego urocze ‘pika, pika’, bo tutejszy, tytułowy detektyw Pikachu to gość po przejściach z głosem 50-latka i zamiłowaniem do dobrej kawy” - pisałem pięć lat temu.
Powyższy akapit można bez problemu odnieść do Detective Pikachu Returns, który jest bezpośrednią kontynuacją tamtej gry. Po pięciu latach mamy powtórkę z rozrywki bez znaczących nowości czy usprawnień. Ba, niektóre elementy wypadły nawet gorzej niż w pierwszej części. A szkoda, bo oryginalny pomysł miał świetny potencjał i z przykrością muszę stwierdzić, że Detective Pikachu Returns to dziwny twór dla sam nie do końca wiem kogo.
GramTV przedstawia:
Jeżeli nie graliście w pierwszego Detective Pikachu lub nie oglądaliście wzorowanego na grze filmu pod tym samym tytułem (z Ryanem Reynoldsem dubbingującym Pikachu), to nic straconego. Na samym początku Detective Pikachu Returns pokazuje stylizowane streszczenie fabuły “jedynki”, by po chwili wrzucić nas w sam środek nowych wydarzeń. Na pierwszym planie znowu mamy Tima Goodmana, syna zaginionego detektywa Harry’ego Goodmana, który pozostawił po sobie gadającego po ludzku (ale tylko Tim go rozumie) Pikachu. Pokemona chodzącego w detektywistycznej czapce a la Sherlock Holmes i żłopiącego kawę. Tim i Pikachu tworzą niezrównany duet i po poprzednich przygodach uchodzą za bohaterów Ryme City. Choć mogło się wydawać, że problem agresywnych pokemonów został zażegnany, to już w pierwszej scenie widzimy niespodziewany atak Corviknighta podczas wydarzenia z udziałem burmistrza.
Tim i Pikachu chcą od razu rozwikłać zagadkę tego zdarzenia, ale w tym momencie rozpoczyna się właściwa “zabawa”. Czyli odciąganie gracza od głównego wątku, by skupił się na prostackich “zagadkach” z udziałem rozmaitych pokemonów i mieszkańców Ryme City. Te “zagadki” celowo ujęte w cudzysłów nie mają niestety wiele wspólnego z wysilaniem szarych komórek, szukaniem rozwiązania problemu i wszystkim tym, co może nam się kojarzyć z pracą detektywa. Detective Pikachu Returns, podobnie jak jego lepszy poprzednik, opiera się w dużej mierze na rozmowach z ludźmi i pokemonami. Chodzimy więc od NPC-a do NPC-a i wczytujemy się (mówione dialogi są w przerywnikach) w kolejne linijki tekstu z nadzieją, że któraś wypowiedź odblokuje nam dalszą drogę.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!