Choć Princess Peach jest kluczową postacią uniwersum Mario praktycznie od początku jego istnienia, to doczekała się tylko dwóch gier, w których wystąpiła w głównej roli. Warto było czekać na to drugie wejście?
Od czasu, kiedy po raz pierwszy zagrałem w Super Princess Peach na Nintendo DS, minęło kilkanaście lat. Gra była spoko, ale nie wyróżniała się niczym specjalnym na tle wielu dwuwymiarowych platformówek z tamtych czasów. Na szczęście o nowiutkiej Princess Peach: Showtime! nie mogę napisać tego samego. Gra jest nie tylko “spoko”, ale od razu pokazuje wyjątkowy charakter i masę świeżych pomysłów. I zamyka usta wszystkim tym, którzy wieszczyli nadejście kolejnej gry o Mario, w której Peach została zatrudniona jako zastępstwo.
Fabuła w Princess Peach: Showtime! jest tradycyjnie prosta do ogarnięcia i pretekstowa. Oto bowiem nasza księżniczka wybiera się z różową walizką i Toadami do spektakularnego gmachu teatru, by obejrzeć jedno z wielu wystawianych tam przedstawień. W oczekiwaniu na bilety cały plan bierze jednak w łeb, gdy nagle wyłania się czarny charakter, który w magiczny sposób przejmuje kontrolę nad całym teatrem i wprowadza tam nowe rządy. Oczywistym jest, że Peach nie zostawi nikogo w potrzebie i z pomocą wróżkopodobnej Stelli zaczyna odwracać proces zniewolenia.
Dzielna Peach nie zaszłaby jednak daleko, gdyby nie magiczna wstążka otrzymana od wspomnianej Stelli. Niezbędne do pokonywania kolejnych etapów są ponadto specjalne kostiumy, które przywdziewa Brzoskwinka. Każdy kolejny poziom stanowi oddzielne przedstawienie z innym motywem przewodnim i pomysłem na pokonywanie przeszkód i wrogów. Zapomnijcie więc o klasycznej platformówce, gdzie zmieniają się tła i power-upy. Tutaj każda “sztuka” jest świetnie pomyślana i nie ma mowy o powtarzalności, przewidywalności i nudzie.
Gatunkowo Princess Peach: Showtime! plasuje się gdzieś pomiędzy platformówkami Super Mario 3D Land/World a produkcjami z Kirbym w roli głównej. Bohaterka porusza się w trzech wymiarach, jednak większość poziomów to wąskie korytarze. Kluczowe dla całej rozgrywki są specjalne stroje, które odpowiadają za wyjątkowe zdolności przystosowane do danego etapu. Peach nie zjada swoich przeciwników jak Kirby i nie przejmuje ich cech w wybranym przez gracza momencie. Stroje dla księżniczki są z góry narzucone, ale nie jest to żadną wadą. Takie rozwiązanie jest bowiem wpisane w konkretny model rozgrywki, który oferuje dany etap.
Co to oznacza w praktyce? Że w pierwszym “przedstawieniu” (cała akcja rozgrywa się na scenie teatralnej) Peach przebiera się za postać niczym z powieści Aleksandra Dumas czy innego klasyka gatunku płaszcza i szpady. W takim stroju księżniczka dziarsko wywija bronią białą, rozprawiając się z zastępami niezbyt wymagających przeciwników i innych terenowych przeszkód. Brzmi banalnie, ale zabawa nie polega wyłącznie na nieustannym wciskaniu ataku. Peach może dodatkowo robić uniki/kontry jak w grach typu Devil May Cry, gdy czas zwalnia na chwilę i pojawia się fajny efekt graficzny “rozmazanej” księżniczki. Oczywiście system walki nadal pozostaje bardzo uproszczony, ale widać, że twórcy chcieli urozmaicić prostą nawalankę.
W innych etapach Peach przebiera się za ninję, łyżwiarkę figurową, cowgirl czy wojowniczkę kung fu. Innym razem przywdziewa strój niczym z opowiadań o Sherlocku Holmesie albo biały fartuch do pieczenia słodkości. A to nie wszystkie możliwości, jakie oferuje Princess Peach: Showtime!.
GramTV przedstawia:
Jak już wcześniej zaznaczyłem, każde z tych wcieleń wiążę się nie tylko z wizualną zmianą, ale ustaleniem reguł gry dla danego etapu. Zupełnie inaczej gra się w przedstawieniu jako “kowbojka” niż po włożeniu sukienki i łyżew. Raz biegamy ze szpadą i siekamy popleczników czarnego charakteru, a gdy zakładamy kostium ninja, zaczyna się skradanie i unikanie spojrzeń wrogów. W stroju detektywa prowadzimy śledztwo, szukamy śladów itd., a w białym fartuchu i charakterystycznej czapie pieczemy i dekorujemy ciastka.
Wszystko to sprawia, że każdy kolejny poziom stanowi wielką niespodziankę i zmianę w modelu rozgrywki. Co prawda ma to swoje wady, bo niektóre wcielenia dają więcej frajdy niż inne (nie jestem fanem Peach piekącej ciasta). Ale ogólnie pomysł na obsadzenie głównej bohaterki w diametralnie różnych rolach jest genialny i stanowi główną zaletę Princess Peach: Showtime!.
Poproszę więcej i płynniej
Wadą, która realnie mi doskwierała, był niski poziom trudności. Przechodziłem kolejne poziomy bez żadnych problemów i nawet szukanie ukrytych przedmiotów/komnat nie stanowiło wielkiego wyzwania. Gra jest wyraźnie skierowana do młodych odbiorców, bo każdy średnio doświadczony gracz ukończy wszystkie etapy w trymiga. A później zostanie tylko robienie czasowych wyzwań (tutaj rzeczywiście trzeba się czasem napocić, żeby zdobyć złoto) w ramach tzw. Prób (Rehersals), czy kompletowanie sukienek dla Peach i ubranek dla Stelli.
Audio-wizualnie Princess Peach: Showtime! prezentuje się wzorowo. Kolorowa oprawa, uroczo-bajkowe scenerie pasują do konwencji znakomicie. I jedynie mogę się przyczepić do płynności w trybie handheld. Grając na małym ekranie doskwierała mi “cięta” animacja. I choć nie było to nic, co by uniemożliwiało przechodzenie gry, to jednak spadek płynności był zauważalny.
Princess Peach: Showtime! było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo po niezliczonych remake’ach, remasterach i innych odgrzewanych kotletach, którymi Nintendo zasypuje posiadaczy Switcha, w końcu otrzymałem coś świeżego i oryginalnego. Księżniczka nie ma w tej grze kompleksów względem wąsatego przyjaciela. Zamiast prostego kopiowania czy naśladownictwa twórcy przygotowali coś wyjątkowego i z charakterem. I nawet jeśli nie wszystkie wcielenia Peach są równie fajne, to zdecydowanie warto wziąć udział w jej przedstawieniach.
7,7
Świetny występ Princess Peach w oryginalnym wydaniu
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!