Craftingu by nie było?
Trzon rozgrywki prezentuje się dość typowo. Przemierzając kolejne lokacje, mierzymy się z pomniejszymi przeciwnikami po to, by utorować sobie drogę do bossa. Walki z poplecznikami rzadko kiedy okazują się wymagające. Wyjątkami mogą być starcia z całymi grupami, ale w tym przypadku często swoje dokłada kiepska praca kamery. Sytuacja zmienia się trochę w przypadku bossów, ale nawet mniej doświadczony gracz raczej nie będzie rwał sobie włosów z głowy podczas tych pojedynków. Dużo bardziej od walk męczyło mnie przemierzanie nudnych i często pustych korytarzy, co jest o tyle dziwne, że pod względem settingu, odwiedzane miejscówki prezentują się całkiem przyzwoicie.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć craftingu. Z pomocą kowala, który znajduje się w naszej bazie wypadowej, możemy nie tylko ulepszyć bronie, ale również wytworzyć ozdoby wzmacniające statystyki naszej postaci. Materiały potrzebne do ich wykonania zdobędziemy z pokonanych wrogów oraz skrzyń poukrywanych w różnych zakamarkach. Mechanikę craftingu można podsumować w bardzo prosty sposób – nic spektakularnego, ale miło, jak z wycinanych przeciwników wypada coś więcej niż punkty doświadczenia i waluta, za którą kupimy podstawowe przedmioty.

Od strony technicznej
Produkcja autorstwa Acme Gamestudio wizualnie nie jest tak atrakcyjna, jak wspomniane we wstępie Kena: Bridge of Spirits. Jest ładnie, bajkowo i kolorowo, ale nic poza tym. Na materiałach promocyjnych gra prezentuje się zdecydowanie lepiej niż w rzeczywistości. Ponarzekać muszę również na kiepską pracę kamery, szczególnie w momentach, w których zablokujemy widok na przeciwniku. Udźwiękowienie dialogów wypada co najwyżej poprawnie, ale przy udziale aktorów zostały nagrane wyłącznie najważniejsze fragmenty. Przyczepić muszę się również do sposobu, w jaki działają niektóre z umiejętności. Często zdarza się, że ataki żyją własnym życiem, a my nie do końca mamy wpływ na to, jak zachowa się Hilda. Sporo do życzenia pozostawiają również strefy uderzeń, które bywają niezwykle trudne do przewidzenia, zarówno podczas ataku, jak i uników. Warto dodać, że gra nie posiada polskiej wersji językowej.

Czy warto zagrać w Asterigos: Curse of the Stars?
Obcując z Asterigos: Curse of the Stars, ciężko pozbyć się wrażenia, że mamy do czynienia z produktem przeciętnym. Zdaje się, że twórcy postawili na ilość, a nie jakość, przez co grze brakuje szlifów. Dotyczy to praktycznie każdego elementu – od oprawy graficznej, przez fabułę, na systemie walki kończąc. Część z tych wad z pewnością wynika z budżetowości tytułu, ale w tym przypadku rozsądnym rozwiązaniem byłoby skupienie się na podstawach zamiast dodawania kolejnych, rozbudowujących grę elementów. Na rynku znajdziemy sporo gier, które są lepsze i ciekawsze niż Asterigos: Curse of the Stars. Produkcja autorstwa Acme Gamestudio może sprawdzić się, jako mało zobowiązujący akcyjniak, jeśli akurat nie mamy pod ręką nic lepszego.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!