Pętla schematyczności
Po siedmioletnim romansie z serialami, reżyser dwóch części Nocy w muzeum, Gigantów ze stali oraz Stażystów powrócił z nowym filmem, który okazał się wielkim hitem. Free Guy swoją oryginalną koncepcją wirtualnego świata podbił serca widzów, przekuwając sukces w nową dochodową serię. Dlatego też trudno było nie czekać z wypiekami na twarzy na jego kolejny duży projekt. Shawn Levy ponownie połączył siły z Ryanem Reynoldsem, tym razem w wysokobudżetowym filmie Netflixa. Podróże w czasie, popularny aktor i obietnica wielkiej przygody z ratowaniem świata. Co więc mogło pójść nie tak? Jak udowadnia Projekt Adam na tyle dużo, że ciężko nie poczuć rozczarowania.Z 2050 roku Adam (Ryan Reynolds) wyrusza w przeszłość z tajną misję. Ścigany przez złą korporację, przypadkowo ląduje w 2022 roku, gdzie spotyka 12-letnią wersję samego siebie (Walker Scobell). Ranny musi najpierw wyleczyć rany, zanim będzie mógł udać się do 2018 roku i wypełnić swoje zadanie. Wcześniej pomoże młodszemu Adamowi poradzić sobie ze szkolnymi łobuzami, zrozumieć jego złość i naprostować relacje z matką (Jennifer Garner). Sielanka nie trwa jednak zbyt długo, gdyż ich śladem podąża wysłany z przyszłości Christos (Alex Mallari Jr.), który chce udaremnić misję Adama.
Filmy o podróżach w czasie bardzo trudno jest zepsuć. Ten motyw jest samograjem, nawet jeżeli produkcja nie ma nic więcej do zaoferowania. Mimo to w Projekt Adam coś ewidentnie nie gra, jakby twórcom zabrakło pomysłów na coś więcej, niż kilkuzdaniowy szkic fabuły. Już sam początek nie pozwala na odpowiednie wejście w klimat, w którym główny bohater ucieka przed ostrzeliwującym go statkiem wroga. Przydałoby się kilka scen w przyszłości, które pozwoliłyby widzom na zapoznanie się ze starszą wersją Adama i zrozumieć jego motywacje.
Te poznajemy dopiero w dalszej części filmu, identycznie jak szczegóły jego misji, które są powiązane z podróżami w czasie. Rozumiem zamysł twórców, którzy nie chcieli wykładać wszystkich kart na stół już w pierwszym rozdaniu, ale ciężko jest z zainteresowaniem śledzić historię, gdy nie znamy żadnego celu mieszania w czasie przez głównego bohatera. Zresztą gdy już poznamy, ciężko o jakiekolwiek zaskoczenia, gdyż twórcy nie pokusili się o scenariusz, który choć trochę wymykałby się generyczności i gatunkowym prawidłom. To niezwykle schematyczna fabuła, która niczym nie zaskoczy osoby, które widziały więcej niż jeden film o podróżach w czasie.Tym bardziej szkoda, bo spotkanie z młodszą wersją siebie i własnego ojca wydaje się konceptem, który można byłoby ciekawie rozwinąć. Jednak ojciec Adama pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu i nie otrzymuje wystarczająco dużo czasu, aby rozwinąć ich wspólną relację. Dużo lepiej wypada ona między młodszą i starszą wersją Adama, gdzie nawzajem mogą się od siebie czegoś nowego nauczyć. W ich rozmowach dużo jest również humoru, więc widzowie, którzy mają alergię na żarty Ryana Reynoldsa, prawdopodobnie nie dotrwają do napisów końcowych.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!