Marvel Studios przedstawia
Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam tę serię i akceptuje te wszystkie niedorzeczności z poprzednich części. Nawet osławiony powrót Hana, choć wymuszony i położony na wielu płaszczyznach, to ma jakiś sens. Nie mają jednak akcje w stylu Avengersów, gdzie Vin Diesel czy inni postawni bohaterowie nic sobie nie robią z betonowych ścian, metalowych banerów reklamowych, czy koziołkujących po zboczu ciężarówek. Dom niczym Bane z Batmana jest w stanie pokonać tuzin wrogów, jednemu nawet łamiąc kręgosłup. To, co jednak wyprawia się w zakończeniu, jest wizytówką dziewiątej części, w której obok przerysowanego patosu mamy milion pomysłów na minutę, które nie tworzą spójnej, emocjonującej i interesującej akcji.Kiepsko wypadają również relacje postaci znanych z poprzednich części. Wyraźnie widać, że twórcy chcieli upchać jak najwięcej bohaterów, aby zaznaczyć ich obecność w uniwersum przed dwuczęściowym finałem. Niektóre występy, jak ten Magdalene Shaw, Stasiaka, bohaterki granej przez Cardi B pojawiającej się raptem w jednej scenie, a nawet tego nieszczęsnego Hana oraz Cipher w ogóle nie są potrzebne. Jeżeli po seansie jakimś cudem będziecie czuli niedosyt postaci, warto zostać chwilę dłużej w kinie, aby zobaczyć krótką scenę między napisami z jeszcze jednym powracającym bohaterem z serii. Przez gościnne występy tracą główne postacie, takie jak Roman i Tej, którzy mają wiele wspólnych scen, ale żadna nie umywa się do ich zabawnych docinek i bromance’u z poprzednich odsłon. Tym razem Tej nie ma zbyt wiele do zaoferowania, a Roman wyłącznie irytuje. Chyba nie o to chodziło twórcom.