Netflix zaczyna budowanie napięcia przed wypuszczeniem drugoego sezonu Wiedźmina. Czy Zmora Wilka faktycznie wyróżnia się z tłumu animowanych spin-offów, których na Netfliksie nie brakuje? I czy w ogóle musi?
Netflix zaczyna budowanie napięcia przed wypuszczeniem drugoego sezonu Wiedźmina. Czy Zmora Wilka faktycznie wyróżnia się z tłumu animowanych spin-offów, których na Netfliksie nie brakuje? I czy w ogóle musi?
Uniwersum Wiedźmina wciąż żyje i ma się dobrze. Dowodem na to, jak wiele miejsca jeszcze pozostało na produkcje stworzone we wszelkiego rodzaju mediach, jest możliwość stworzenia spin-offu traktującego o historii zupełnie drugorzędnej dla właściwej fabuły książek (chociaż dosyć znaczącej dla świata przedstawionego), która w prozie Sapkowskiego wspominana wyłącznie poprzez relacje osób trzecich i sygnalizowana fragmentami wypowiedzi. Wiedźmin: Zmora Wilka stanowi z kolei pełnoprawne origin-story dla Vesemira, którego czytelnicy i gracze kojarzą jako poczciwego staruszka i mentora Geralta z Rivii. Postać sympatyczną, ale powiedzmy sobie szczerze, drugoplanową. Czy biorąc to na warsztat można stworzyć pełnoprawny produkt?
Głównego bohatera poznajemy w czasach jego młodości, widzimy trudy jakie wiązały się ze szkoleniem na wiedźmina, a także upadek cechu łowców potworów (umówmy się to żaden spojler, wszyscy wiedzą, zarówno z książek jak i gier, że wiedźmini są na wymarciu). Bardziej uważni fani zauważą, że historia Vesemira i jego roli w świecie została już dosyć dobrze opisana. Uczyniono to jednak w sposób nieco chaotyczny i nieuporządkowany, nie mówiąc o wewnętrznych rozbieżnościach i niedopowiedzeniach. Wiedźmin: Zmora Wilka stara się po raz kolejny opowiedzieć ten wątek, próbując skonkretyzować pewne elementy, tworząc pewnego rodzaju kanon. Fabuła animacji częściowo współgra z książkami Sapkowskiego (chociaż i względem nich istnieją kontradyktoryjności), natomiast prawie zupełnie rozjeżdża się z tym, czego mogliśmy się dowiedzieć z gier komputerowych. Najlepiej będzie, jeżeli zapomnicie o funkcjonującym do tej pory status quo i zaakceptujecie wersję ze Zmory Wilka jako nową i prawidłową. Uff…Po tym przydługim wstępie wreszcie możemy przejść do tego co najważniejsze, czyli wrażeń z seansu.
Wiedźmin: Zmora Wilka w dużej mierze oddaje ducha zarówno książek (w szczególności pierwszych opowiadań), jak i gier komputerowych. Vesemir zawiera w sobie pierwiastek, który cechuje wielu wiedźminów – pewnego rodzaju szelmowstwo, zamiłowanie do drobnych luksusów życia codziennego i chęć wypełnienia swojej sakiewki. Ponadto jest w swoim rzemiośle niewiarygodnie biegły i chociaż zwykle kieruje się żądzą zysku, nieobce są mu również altruistyczne przesłanki. Krótko mówiąc, animowany Vesemir to taki trochę Han Solo w średniowiecznym settingu. Chciałoby się, żeby był trochę bardziej oryginalny, aczkolwiek widz szybko daje się porwać jego charyzmie i pod koniec seansu kibicuje mu z całych sił. Reszta postaci jest… no cóż, dosyć szablonowa, może z wyjątkiem czarodziejki Tetry, która również budzi sympatię, nawet jeżeli znajduje się po drugiej stronie barykady.
Fabuła potrafi być interesująca, bowiem przedstawia nieco mroczniejszą stronę wiedźmiństwa. Wysoce wykwalifikowani zabójcy potworów mają wszelkie środki ku temu, żeby wykorzystywać maluczkich, żerując na ich naiwności i strachu. Część z nich to czyni, niespecjalnie nawet się z tym kryjąc, szczególnie wśród swoich pobratymców. Czy w takim razie pogrom wiedźminów i ich zmierzch był usprawiedliwiony? Jaka w tym wszystkim była rola magów? No i wreszcie jak wyglądało legendarne starcie pod murami Kaer Morhen? Dosyć powiedzieć, że twórcy dali upust swojej wyobraźni, dopowiadając sporo do już znanych wersji.
Część fanów ta swawola będzie raziła, innym się spodoba, najważniejsze jednak że scenariusz dosyć poprawnie napisano – jest co prawda odrobinę infantylny jak na standardy świata stworzonego przez Andrzeja Sapkowskiego, ale jest to do wybaczenia, biorąc pod uwagę że mówimy o filmie animowanym, a ponadto spin-offie, który ma prawo do swojego własnego charakteru. Co prawda nie zabrakło paru dziur i dyskusyjnych dialogów, które nieco psują odbiór, niemniej całość trzyma się kupy jako opowieść o zgubnej pewności siebie, pysze która sprawia, że głośno zapowiadający się kataklizm wydaje się być mrzonką i wadze dawno zapomnianych grzechów. Ogląda się przyjemnie, a dodatkowym atutem są świetnie wyglądające sceny akcji. Co prawda moce wiedźminów zostały ewidentnie nieco „podkręcone” na potrzeby Zmory Wilka, ale jak już wspominałem, animowany spin-off ma prawo mieć swój charakter.
Wiedźmin: Zmora Wilka stanowi przyzwoitą ekranizację bardzo małego fragmentu historii stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego. Ma swój własny charakter, sceny walki potrafią przykuć uwagę, wobec czego obraz ten radzi sobie nieźle w kategorii „można, ale nie trzeba”. Zmora Wilka nigdy nie była przesadnie ambitną produkcją, a jej celem było głównie rozgrzanie fanów i przypomnienie najważniejszych wątków przed zbliżającą się premierą drugiego sezonu serialu. Udało się, także fanfary! Takie malutkie, ale jednak!