Pomimo wszystkich dobrodziejstw płynących z Early Access, na gry dojrzewające w steamowym inkubatorze, czyha kilka pułapek. Ofiarą jednej z nich padła produkcja NeocoreGames. Mowa tutaj o sytuacji, w której po ponad roku od debiutu we wczesnym dostępie, King Arthur: Knight's Tale pojawia się na rynku w pełnej krasie i… premiera przechodzi zupełnie bez echa. Niestety, nierzadko bywa właśnie tak, że zainteresowanie grą kończy się jeszcze na etapie jej tworzenia. Ale czy krwawa krucjata Mordreda to opowieść zasługująca na więcej atencji?
Legendy arturiańskie i cała masa serów
Nie będę zgrywał eksperta i bez bicia przyznam, że moja znajomość legend arturiańskich kończy się na historii Króla Artura i Excaliburze, chociaż i tutaj mógłbym coś pokręcić. Osoby bardziej rozeznane w bajdach o Okrągłym Stole, z fabuły przygotowanej przez NeocoreGames wyciągną znacznie więcej. Twórcy zadbali o to, by w trakcie przygody nasze szlaki przecięły znane persony Camelotu, a całość uzupełniona została sporą ilością pomniejszych opowieści. W King Arthur: Knight's Tale usłyszymy więc nie tylko o wspomnianym wcześniej legendarnym mieczu, ale również o dziejach Tristana i Izoldy czy postaci wielkiego czarodzieja Merlina.
Cała historia rozpoczyna się od Sir Mordreda, gdyż – co może niektórych zaskoczyć – to właśnie on jest głównym bohaterem gry. Już w intro kampanii dowiadujemy się o jego pojedynku z Arturem, w którym rycerze zadają sobie nawzajem śmiertelne rany. Dość szybko okazuje się jednak, że konflikt na tym się nie kończy, będzie kontynuowany w Avalonie. Misję odszukania Artura w królestwie umarłych zleca nam sama Pani Jeziora, pełniąc poniekąd rolę przewodniczki. Przejmując kontrolę nad Camelotem utworzymy nowy Okrągły Stół i wspólnie z innymi rycerzami postaramy się odkryć tajemnice mitycznej wyspy.
Zawiłość Avalonu i jego bohaterów
Fabuła King Arthur: Knight's Tale nie jest nadzwyczaj złożoną opowieścią, ale łatwo się w niej pogubić, gdyż regularnie przecinana jest odrębnymi historiami, będącymi wypadowymi zadań pobocznych. Osobliwych wątków jest tutaj tak dużo, że z czasem wszystko zaczyna zlewać się w jedno i to bogactwo fabuły finalnie traci na uroku. Scenariuszowi zabrakło szlifów, dzięki którym mocniej zżylibyśmy się z opowieścią i jej bohaterami.
Ciężko oprzeć się wrażeniu, że twórcy postawili na ilość, a nie jakość. Zasypywani kolejnymi krótkimi opowieściami stopniowo tracimy zainteresowanie, a nasza uwaga zostaje rozproszona przez niepotrzebną mnogość wątków. Muszę jednak przyznać, że w sposobie prezentacji arturiańskich legend przez NeocoreGames drzemie spory potencjał. Akcja King Arthur: Knight's Tale rozgrywa się bowiem w mrocznym i niezwykle brutalnym świecie, w którym nieustanie dochodzi do rozlewu krwi, a zło zbiera obfite żniwa.
Rzemieślnicza robota
Produkcja węgierskiego NeocoreGames jest typową strategią turową, w której przejmując dowodzenie nad odziałem wojaków, sprawdzimy swoje zdolności dowodzenia w dziesiątkach, a może nawet setkach potyczek. Po King Arthur: Knight's Tale możemy się więc spodziewać wszystkiego, co typowe dla tego gatunku – punktów ruchu, punktów akcji, osłon, bloków, umiejętności charakterystycznych dla danych klas, ataków obszarowych, ciosów w plecy, overwatchy itd. Wszystko prezentuje się dość klasycznie, a całość opisana jest masą statystyk, których śledzenie staje się istotne, kiedy gramy na wyższych poziomach trudności.
Podłubać będziemy mogli również przy wyposażeniu i umiejętnościach podległych nam wojowników. Każda z postaci dysponuje oddzielnym drzewkiem rozwoju oraz ekwipunkiem, na który składa się kilka przedmiotów. Częste aktualizowanie stanu uzbrojenia jest istotne, gdyż solidna broń i pancerz są w stanie odwrócić losy bitwy. Pomimo tego, że na podorędziu mamy całą masę rycerzy, których możemy wcielić do drużyny, to dość szybko wyklaruje nam się grupa ulubionych wojaków. Gra postara się na nas wymusić okazjonalną rotację, ale i tak łatwo popaść w rutynę sprawdzonego schematu. W przypadku King Arthur: Knight's Tale jest to o tyle bolesne, że gra jest całkiem długa, a powtarzalne starcia z czasem się przejadają.