Wiedzieliście, że w Krakowie powstała gra na licencji wykorzystanej w filmie Godzilla vs Kong? Ma nawet coś wspólnego z dawnym hitem Xbox Live Arcade.
Nie ukrywam, że gdyby nie kraj pochodzenia i filmowa licencja nie zainteresowałbym się Kong: Survival Instinct. Na przedpremierowych materiałach gra wyglądała co najwyżej przyzwoicie. Nic nadzwyczajnego. Ciężko też więcej oczekiwać od krakowskiego 7Levels. Studio zadebiutowało mocno przeciętnym Castle of Heart. Później było niezłe Jet Cave Adventure, ale w kolejnych latach zespół więcej portował cudze gry na konsole niż wydawał własne rzeczy. Pewnym zaskoczeniem była więc współpraca z Legendary Pictures, które w swoim portfolio ma Monsterverse, w skład którego wchodzi między innymi słynny King Kong. Dzięki niej 7Levels przygotowało grę, która kontynuuje wydarzenia z filmu Godzilla vs Kong. Brzmi ciekawie? Niech Was nie zwiedzie skromny w środkach gatunek platformera 2,5D. Wbrew pozorom Kong: Survival Instinct ma wyjątkowo dużo jakości.
Zanim jednak dotrzemy do niej musimy przejść przez kilka mniej przyjemnych tematów. Na przykład fabuła, która opowiada o pewnym mężczyźnie, który postanawia, wbrew instynktowi przetrwania, wpakować się w sam środek miasta właśnie niszczonego przez Konga. Nie tylko zresztą niego, bo po drodze pojawią się też inni Tytani. Działanie to ma jednak pewne uzasadnienie. Bohater próbuje uratować córkę, z którą od dawna nie miał kontaktu. Jakkolwiek oklepanie to nie brzmi, nie tutaj jest największy problemem. Historia jest po prostu kiepska, a jej realizacja to prawdziwy dramat. Protagonista brzmi jak postać z filmu dla nastolatków, a teksty ma sztuczne jakby napisał je ChatGPT. Do tego fatalny voice acting. Niezwykłe jest to, że przeciwnicy jakich spotykamy wykrzykują coś do nas tylko jednym, w dodatku żeńskim głosem. Do tego zakończenie, którego spoilować nie chcę. Może twórcy pomyśleli, że nie ma co wysilać się dłużej niż 5 sekund, bo i tak nikt tam nie dojrze. Ja niestety doszedłem i musiałem to zobaczyć. Ja wiem, że fabuła nie jest w takiej grze najważniejsza, ale jednak pewne minimum przyzwoitości warto trzymać.
Uff, najgorsze za nami. Teraz, obiecuję, będzie już tylko lepiej. Zacznijmy od ogólnego opisu mechaniki. Kong: Survival Instinct to klasyczny action platformer w 2D. W czasie zabawy przemieszczamy się po zniszczonym mieście. Większość etapów to zrujnowane budynki. Zazwyczaj piętrowe, dzięki czemu możemy je w całości eksplorować. Od czasu do czasu spotykamy przeciwników związanych z pewną tajemniczą organizacją. Tak się składa, że główny bohater na początku rozgrywki skubnął im pewne urządzenie, które za wszelką cenę chcą odzyskać. Nam się jednak przyda, a więc ruszamy przed siebie w poszukiwaniu córki. Czasami, jak to w zrujnowanym mieście, natrafimy na przeszkody nie do pokonania. Wtedy właśnie przydaje się to urządzenie, które pozwala przywołać Konga lub innego Tytana i pokonać przeszkodę. Aby to jednak zadziałało potrzebne są echa, które zbieramy z różnych miejsc, najczęściej dachów budynków. Większość z nich da się łatwo odszukać. W czasie gry tylko raz musiałem się cofnąć, aby zdobyć pozostawione echo. To był jednak bardziej mój błąd. Kong: Survival Instinct oparty jest na tym, aby dokładnie eksplorować każdy teren, a nie biec przed siebie. To jednak nie jest przykry obowiązek, a jeden z głównym elementów budujących przyjemność z zabawy.
Aby mieć już za sobą najgorsze elementy gry musimy zahaczyć o walkę. Ta jest dosyć sztywna i schematyczna. Przeciwników można blokować, a po pewnym czasie używać mocnego ataku przełamującego obronę. W pewnym momencie w grze pojawia się też broń palna. Co ciekawe, widząc celującego wroga można zrobić unik przed kulą. Sami też możemy strzelać, chociaż dostępnych pocisków nie ma zbyt wiele. Najgorsze jednak jest to, że bohater jest mało elastyczny i toporny. Pojedynki szybko więc robią się mocno schematyczne i pozbawione efekciarstwa. Mało przyjemne są też sytuacje, w których wrogowie otaczają nas z dwóch stron. Takich momentów nie ma wiele i można sobie z nimi poradzić, ale jednak widać że mechaniki nie są przystosowane do takich sytuacji. Tyle dobrego, że nikt nie przesadził z poziomem trudności i w żadnym momencie nie cierpiałem przez system walki. Trudno jednak powiedzieć, aby był on mocnym elementem Kong: Survival Instinct. Zabrakło doświadczenia i budżetu na zrobienie czegoś ciekawszego.
Kong: Shadow Complex 2
Tyle narzekania, czas na chwalenie produkcji 7Levels. Aby zaciekawić Was tym co przed nami napiszę, że w pewnym momencie Kong: Survival Instinct zaczął mi dostarczać wrażenia, które ostatnio towarzyszyły mi przy świetnym Shadow Complex. Przede wszystkim gra ma lekkie elementy metroidvanii. W czasie zabawy zdobywamy nowe umiejętności, które pozwalają pokonywać kolejne przeszkody. To pozwala wrócić do wcześniej odwiedzanych miejsc i znaleźć coś nowego - przedmioty (apteczka, naboje, znajdźki zwiększające możliwości bohatera) czy przejście dalej. To sprawia też, że w grze bardzo ważna jest eksploracja i zaglądanie do każdego pomieszczenia. Pomocna jest mapka zaznaczająca nieodkryte miejsca oraz przeszkody - na zielono możliwe do pokonania oraz na czerwono te, do których wrócimy później z lepszym sprzętem.
GramTV przedstawia:
Mamy więc kiepską fabułę oraz niewiele lepszą walkę, ale to i tak tylko mała część gry. Większość to przemierzanie zrujnowanych budynków i ich eksploracja. Może sekcje zręcznościowe wybitne nie są, a przeciwnicy potrafią pojawią się znikąd, ale i tak jest tutaj dużo radości głównie dzięki eksploracji. Często recenzując gry, z racji krótkich terminów, konieczne jest robienie długich sesji. Niekiedy potrafi to być męczące. W Kong: Survival Instinct nie miałem jednak takiego uczucia. Level design jest tak przygotowany, że ciągle płynnie przechodziłem dalej i czułem stały progres. W tym momencie dostrzegam podobieństwa do Shadow Complex. To nie są identyczne gry, a na pewno nie tak samo dobre. Produkcja Chair Entertainment to jednak niedościgniony klasyk. 7Levels przygotowało jednak coś bardzo zbliżonego, co oferuje podobne doznania i tylko niewiele mniejszą frajdę. Mówienie o duchowym następcy może być lekko na wyrost, ale chyba rozumiecie co mam do przekazania. Jeśli więc Wam też brakuje Shadow Complex, Kong: Survival Instinct może być tym, w co powinniście teraz zagrać.
Przed podsumowaniem muszę poruszyć jeszcze jeden wątek. Zanim gra na dobre się nie rozkręciła miałem lekkie uczucie znudzenia wynikające z tego, że rozgrywka była mało ekscytująca. Później to się zmieniło, ale początek faktycznie był delikatnie nudny. Wtedy próbowały to zmienić sekcje związane z Tytanami. W kilku miejscach monstra przechodzą z dalszego planu na pierwszy i dewastują budynek, w którym się znajdujemy. Wtedy musimy szybko biec przed siebie, pokonywać przeszkody i liczyć na to, że uda się uciec Kongowi czy innemu potworowi. To momenty, w których gra nabiera znacznego tempa. W tych etapach wygląda nawet całkiem efektownie. Oczywiście pod presją czasu ciężko delektować się widokiem pełnej destrukcji, ale jednak należy docenić pracę włożoną przez 7Levels. Dzięki tym fragmentom czuć, że to faktycznie gra umieszczona w Monsterverse, a nie tylko posiadająca znaną nazwę w tytule.
Solidna i kompetentna robota
Kong: Survival Instinct ma swoje wyraźne ograniczenia. Nie są nimi jakieś znaczące błędy - bugi, optymalizacja czy potknięcia w designie. To wręcz bardzo kompetentna i solidna robota. Jeśli czegoś zabrakło to głównie czasu i budżetu na lepszą historię oraz przede wszystkim porządny system walki. Mimo wszystko na miejscu jest to, co w tej grze najważniejsze. Eksploracja i dobre projekty poziomów sprawiają, że aż przypomniał mi się Shadow Complex. Z tą więc myślą chciałbym Was zostawić. Kong: Survival Instinct nie jest kolejną stereotypową grą na licencji, tylko ma na siebie solidny pomysł i niezłe wykonanie. Warto więc rozważyć zagranie.
7,6
Nie jest to aż Shadow Complex z King Kongiem, ale nadal warto zagrać
Redaktor z ponad dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!