Rewolucja reaktywacji
Jako fan Matrixa, który wychowywał się na kolejnych częściach i ubóstwia pierwszą, kultową odsłonę serii, byłem pełen obaw, czy powrót po prawie dwudziestu latach do tego uniwersum jest słuszne. Czasy się zmieniły i choć pewna problematyka i próbująca ją rozwiązać filozoficzna warstwa „jedynki” z 1999 roku nadal pozostaje aktualna, to nieprzypadkowo siostry Wachowskie przez tyle lat nie chciały ruszać dziedzictwa swojej serii. Teraz po seansie nie jestem ani zadowolony, ani też rozczarowany. Nikt nie potrzebował Matrixa Zmartwychwstania, ale skoro już powstał, to dobrze, że przynajmniej dostarcza trochę blockbusterowej rozrywki.Cyfrowy świat doczekał się nowej wersji. Pomimo pozornego sojuszu ludzi z maszynami, przez kolejne dekady doszło do rozłamu, a kolejna wojna wisi na włosku. Jednak część maszyn zyskała wolną wolę i zdecydowała się pomagać ludziom. Jednym z nich jest nowy Morfeusz, w którym drzemią również cechy agenta Smitha. Wraz z Bugs próbują znaleźć Neo, który ponownie został uwięziony w Matrixie i jako Thomas Anderson znany jest jako projektant gier z trylogii Matrix. Bohater wierzy, że wszystkie dziwne wydarzenia rozgrywają się wyłącznie w jego głowie, ale podświadomie wie, że nie należy do tego świata. Wkrótce Neo ponownie się przebudzi i zrobi wszystko, aby uratować więzioną przez maszyny Trinity.
Podobnie jak w przypadku Spider-Mana: Bez drogi do domu i tym razem wiele internetowych plotek się sprawdziło. Aż ciężko w to uwierzyć, ze motyw z kultowymi grami i Neo, jako ich twórcą, jest w filmie obecny i co jeszcze dziwniejsze, na pewnym poziomie nawet on działa. Podobnie jak cały początek i koniec historii, który zlepiony jest na metatekstualności. Twórcy nie bawią się w półśrodki i wykładają kawę na ławę, dosłownie w każdej scenie i niemal w każdym dialogu puszczając oko do fanów. Otrzymujemy więc rozliczenie się z kultowością serii, brakiem Lili Wachowski na reżyserskim stołku, czy też kopiowania całych scen, a nawet wklejania fragmentów z pierwszej części. Zasadniczym jest zapytać, czy to jeszcze plagiat, czy też forma kopiotwórstwa własnego dzieła i próby ulepienia z tej masy czegoś innego.
Najróżniejszych odniesień jest zdecydowanie zbyt dużo, przez co szybko zaczynają męczyć. Twórcy nie tylko komentują własną serię, ale również współczesną rzeczywistość, również tą popkulturową pełną prequeli, sequeli i spin-offów. Jak przystało na wizjonerkę, Lana Wachowski nie chciała podążać prostą drogą i zdecydowała się na odważny krok, aby Matrix Zmartwychwstania był czymś więcej, niż odmierzoną od linijki kontynuacją. I za to należą się brawa, gdyż otrzymujemy świeży koncept, który mógłby zostać z powodzeniem wykorzystany wyłącznie w takiej serii jak Matrix.
Ale zdecydowanie gorzej poszło jej z wykonaniem, które pozostawia wiele do życzenia. Uwięziony w Matrixie Neo cierpi podobnie jak widz, który musi znosić tę całą intertekstualność, w której jeden poziom meta, oznacza odkrycie drugiego, a potem trzeciego i tak w kółko. Zresztą bohaterowie mówią o pewnej pętli, a może raczej bieżni, w której uwięzieni są ludzie w cyfrowym świecie i najwyraźniej taki sam efekt chcieli uzyskać twórcy w pierwszym akcie filmu.Dużo lepiej wypada drugi, w którym otrzymujemy to, czym kontynuacja Matrixa powinna być, czyli dalsze losy Neo i Trinity, bez tych wszystkich niepotrzebnych i przesadzonych odniesień. I w tym aspekcie nowa odsłona serii spełnia swoje zadanie, odpowiadając na pytania, co się dalej działo z dwójką głównych bohaterów. A ciekawie nie było, gdyż Analityk, czyli jeden z programów z Matrixa, odkrył, że oboje potrafią wygenerować ogromne zasoby energii, które napędzają miasto maszyn.