Nietypowe miejsce akcji kolejnej gry, która gatunek walking simulatorów pcha do dalszego rozwoju. Tylko czy to wystarczy?
Nietypowe miejsce akcji kolejnej gry, która gatunek walking simulatorów pcha do dalszego rozwoju. Tylko czy to wystarczy?
Kiedy wszyscy dobrze wiedzą, że walking simulatory nie są najbardziej pożądanym przez graczy gatunkiem gier, na rynek trafia kolejna tego typu produkcja z wyższej półki. W zeszłym roku takim tytułem był polski Niezwyciężony, który mimo że bardzo ciekawy i klimatyczny rynku nie podbił. Czy lepiej poradzi sobie Still Wakes the Deep? Tutaj będzie łatwiej, bo gra od razu dostępna jest w Game Passie, dzięki czemu bariera wejścia jest stosunkowo mała. Tylko czy jakości w tej emocjonującej przygodzie na platformie wiertniczej wystarczy do tego, aby gatunek pchnąć do przodu i odmienić jego los?
Mało co w życiu zawodowym jest tak nieprzyjemne jak zwolnienie. Zwłaszcza jeśli szef ewidentnie nie darzy ciebie sympatią i wyrzuca w atmosferze silnego napięcia. W takich okolicznościach poznajemy głównego bohatera, prostego elektryka pracującego na platformie wiertniczej, który właśnie żegna się ze stanowiskiem. Jak na złość jeszcze ciężko spakować się i wrócić do domu. Szybko jednak troska o pracę schodzi na bok, bo na platformie coś się dzieje. Niepokojące wstrząsy nie tylko robią sporo zamieszania, ale i powodują wpadnięcie do wody niektórych członków załogi. Wśród nich jest główny bohater. Wprawdzie pomoc przychodzi szybko, ale na tym nie kończą się problemy. W odciętej od cywilizacji platformie wiertniczej wydarzyło się coś bardzo niepokojącego.
Ostatnią rzeczą jaką powinienem teraz robić to spoilować. Muszę jednak zdradzić kilka istotnych informacji. To nie awaria czy sztorm jest powodem problemów na platformie. Co dokładnie to odkryjecie samodzielnie grając w Still Wakes the Deep. Zdradzę tylko, że jeśli jesteśmy na środku morza i coś się głęboko pod ziemią wierci, przypadkowo można odkryć rzeczy, jakie pod powierzchnią powinny być zawsze. Miłośnicy Cthulhu poczują się jak w domu. Można się więc domyślić, że Still Wakes the Deep ma bardzo mocne akcenty horrorowe. Nie są one jednak aż tak istotne, przez co produkcję The Chinese Room lepiej nazwać thrillerem. Musicie się jednak nastawić na silny motyw monstrum z głębi morza.
To sprawia, że historia nie stawia pytań natury filozoficznej czy nie podejmuje ważnych społecznie tematów. To opowieść o przetrwaniu. W czasie gry przechodzimy przez większość klasycznych dla gatunku momentów jak odkrywanie co się stało, szukanie ratunku (np. łodzie ratunkowe) oraz alternatyw, rozwiązywanie problemów związanych z uszkodzeniami platformy, kończąc na finale, w którym musi pojawić się happy end lub tragiczny koniec (to już odkryjecie samodzielnie). Po drodze ważną rolę odegrają też inne postacie, które ze zmiennym szczęściem będą sobie radzić z okolicznościami. Wszystko jest oczywiście zgrabnie poprowadzone i wyreżyserowanie. Nie ma jednak co liczyć na fajerwerki czy wyjątkowe emocje. Solidny poziom, ale nic czym będziemy się nadmiernie ekscytować.
Siła Still Wakes the Deep znajduje się w innym obszarze. Samo miejsce akcji jest niezwykle atrakcyjne i daje dużo możliwości. Nie ukrywam, że przemieszczanie się na otwartej przestrzeni, z widokiem na sztorm i zniszczoną platformę, potrafi robić ogromne wrażenie. Czuć, że bohater jest w miejscu totalnie poza cywilizacją i żaden ratunek nie przybędzie. Oczywiście w wąskich, zamkniętych lokacjach wrażenie jest dużo mniejsze. Mimo wszystko większość miejsc jakie odwiedzimy jest bardzo ciekawa i klimatyczna. Dodatkowo wszędzie coś się dzieje - wybucha, rozpada się czy tworzy nowe zagrożenia dla gracza. Zespół The Chinese Room (i kilka innych studiów, które im pomagało, w tym polskie PixelAnt) wykonał mnóstwo pracy, aby ich walking simulator nie był zbyt statyczny. Wręcz przeciwnie, jak na realia gatunku Still Wakes the Deep jest szalenie dynamiczne. W zasadzie w żadnym momencie nie jest tak, że tylko przechodzimy przez puste lokacje, w których nic się nie dzieje.
Nie jest też tak, że gameplay ogranicza się do chodzenia i narracji. Gra ma bardzo rozbudowane jak na realia gatunku sekcje zręcznościowe. Z jednej strony jest to przechodzenie przez trudne miejsca (wąska ścieżka nad przepaścią czy rura), z drugiej etapy platformowe. Oczywiście troszkę wyolbrzymiam, ale faktycznie czasami trzeba gdzieś przeskoczyć i chwycić się barierki. Troszkę jak w Dying Light, ale w skromniejszym wydaniu. To pokazuje, że walking simulator nie musi być ubogi w mechaniki i może oferować nieco bardziej dynamiczne oraz emocjonujące sekcje. Still Wakes the Deep robi to całkiem nieźle. W połączeniu z otoczką i stale rozpadającą się platformą wiertniczą sprawia to, że emocje są stale na wysokim poziomie.
Do tego wszystkiego trzeba dodać wspomnianego wcześniej potwora, który odpowiada za całe zamieszanie. Przez sporą część rozgrywki stanowi to główne zagrożenie. Wiele sekcji jest oskryptowanych, ale niektóre dają nam więcej możliwości. W dosłownie kilku miejscach (można je policzyć na palcach jednej ręki) musimy się nawet skradać, aby dojść do celu i nie dać się po drodze zabić. Te etapy są dosyć proste, bo mechanik w grze wiele nie ma. Głównie chodzi o odpowiedni timing w przechodzeniu od osłony do osłony. Mimo wszystko doceniam, że takie rzeczy pojawiły się w grze. W połączeniu z sekcjami zręcznościowymi sprawia to, że gra jest znacznie bardziej dynamiczna, może nawet najbardziej ze wszystkich przedstawicieli gatunku. Still Wakes the Deep jest więc bliższe Outlastowi (chociaż praktycznie nie straszy i nie ma też takiego zamiaru) niż Niezwyciężonemu czy Firewatch. W zasadzie nigdy nie mamy momentu spowolnienia, w którym gracz może złapać oddech. Tutaj adrenalina pompowana jest non stop.
W grze The Chinese Room wszystko jest więc dobrze zrobione. Można oczywiście doczepić się do pojedynczych animacji (głównie potwora), ale nie każda gra musi być dopracowana na poziomie Hellblade II. Na docenienie zasługuje też to, że jak na realia gatunku tempo akcji jest maksymalnie podkręcone. Tylko czy to jeszcze jest coś, co grzeje graczy? Walking simulatory nie cieszą się już taką popularnością, a gracze częściej oczekują dynamicznej akcji, walki i większej głębi rozgrywki. Tutaj aż tyle tego nie ma. To też moim zdaniem największy problem Still Wakes the Deep. Ta gra mocno pcha do przodu swój gatunek, ale jego założenia nie spotykają się obecnie ze szczególnym uznaniem. Myślę więc, że jeśli ktoś będzie na coś narzekać to właśnie na to, że jest to walking simulator. Nie zmieni tego nawet fakt, że to najbardziej dynamiczna produkcja tego typu. Wielu odbije się więc nie tyle od gry co od samego gatunku. Szkoda, bo właśnie dzięki niemu ta historia o panicznej walce o przetrwanie może zostać właściwie zaprezentowana.
Dla mnie, jako fana gier narracyjnych, Still Wakes the Deep było około czterogodzinną, emocjonującą przygodą. Wielkich zarzutów nie mam, chociaż osobiście wolałbym aby ta gra była wolna od motywu “Cthulhu”. Chciałbym, aby to była maksymalnie realistyczna opowieść. Mogę też narzekać na brak polskiej wersji językowej (napisy). Bohaterami gry są Brytyjczycy, mówiący ze swoich charakterystycznym dla klasy robotniczej akcentem, który dla obcokrajowca brzmi jak bełkot. Napisy w naszym języku byłyby więc mile widziane. Zabrakło mi też czegoś ekstra w historii. Jakiegoś szczególnie mocnego i zapadającego w pamięci motywu. W pewnym stopniu próbował to robić wątek prywatny bohatera, ale moim zdaniem nie został należycie rozwinięty. Still Wakes the Deep jest więc grą dobrą. Nie wybitną, ale solidną, dającą kilkugodzinną rozgrywkę na wysokim poziomie w ramach swojego gatunku, chociaż dynamika jak na jego standardy jest relatywnie bardzo duża.
Still Wakes the Deep uważam więc za kolejny, udany walking simulator. Wiem, że część osób będzie psioczyć na ograniczenia gatunku, nawet jeśli gra w jego ramach zrobiła bardzo dużo. Jeśli jednak ktoś lubi taką formę zabawy, w produkcji The Chinese Room znajdzie mnóstwo jakości. Fabularnie inne tytuły są lepsze, ale pod kątem tempa i emocji mamy być może nowego lidera. Still Wakes the Deep jest też dostępny w Game Passie, a więc tym bardziej polecam sprawdzić. Dla takiej gry usługa subskrypcyjna to w obecnych czasach idealne miejsce.