Potężne LANisko, czyli kultura grania w Szwecji

Idąc jednak nadal tropem lokalnego grania to zadam bardzo wam jedno pytanie: brakuje wam takich starych, kafejkowych klimatów rodem z przełomu lat 1999/2000?
Po tym, co zobaczyłem w trakcie tegorocznego Dreamhack Stockholm doszedłem do wniosku, jak bardzo brakuje mi typowego dla kafejkowych LAN Party stylu, którym Szwedzi nadal żyją po dziś dzień.
Idąc jednak nadal tropem lokalnego grania to zadam bardzo wam jedno pytanie: brakuje wam takich starych, kafejkowych klimatów rodem z przełomu lat 1999/2000?
Pytam nie bez powodu, ponieważ mimo postępu technologicznego można śmiało powiedzieć, że te tradycje w przypadku szwedzkich graczy są nadal bardzo silne. Do tego stopnia, że strefa LANowa podczas Dreamhack Stockholm potrafiła po prostu wzruszyć takiego gracza jak ja. Głównie ze względu na to, że w jednym momencie przypomniały się wszystkie przesiedziane godziny w kafejkach internetowych, salkach komputerowych czy ze znajomymi w pokoju na jednej kupie tak, aby każdy miał miejsce na monitor CRT, swojego peceta i klawiaturę z myszką.
Jeśli spojrzeć na Szwecję, to robi wrażenie, bo przypomina, jak inne były czasy, gdy to wszystko się zaczynało. Nie mieliśmy wtedy smartfonów, w ogóle nie było Internetu w telefonach, a zdobycie dostępu do Internetu w domu było dużym wyzwaniem. DreamHack był miejscem, gdzie można było mieć najlepszy dostęp do Internetu. Mogłeś tam pobierać pliki z niesamowitą prędkością, a – nie oszukujmy się – wtedy mnóstwo rzeczy było "pirackich" – mówi GeT_RighT
I faktycznie ten klimat ze starych Dreamhacków mocno się udzielał. Może pierwszego dnia nie było to tak zauważalne, ale za to drugiego ta skąpana w mroku hala, gdzie widać tylko świecące się monitory i inne dodatki na stanowiskach robiła ogromne wrażenie. Podobnie jak to, ile serca gracze wkładają w przygotowania do na te kilka dni zabawy. Rodzice ze swoimi dziećmi, z komputerami pod pachami przychodzą pograć w dobrym towarzystwie w myśl zasady: „tak kiedyś się w gierki grało!”. Z drugiej strony polska ekipa streamerów, która przypłynęła do Sztokholmu z Gdyni była kilka dni w trasie tylko po to, aby wziąć udział w Dreamhacku.
Nie masz komputera? Nie ma sprawy, wypożycz sobie. A jeśli nie chcesz grać na PC, to nic nie stoi na przeszkodzie, abyś ze znajomymi podłączył się i pograł na konsoli. Sprzęt ci się zepsuje? Mamy serwis na miejscu, zobaczymy co się da zrobić. Do tego mniejsze oraz większe turnieje, cała masa dodatkowych atrakcji np. zawody w armwrestlingu czy wyścigi w piżamach, a widząc tłum idący na halę LANową z wielkimi paczkami chipsów czy energetycznych napojów przypominają się nocne imprezy i smażenie frytek w przerwach miedzy rundkami w CSa 1.6.
W świetny sposób o tym, jak tego typu imprezy pomagają otwierać się na społeczność graczom opowiedział mi GeT_RighT na swoim własnym przykładzie, gdy wspominał o swoich pierwszych chwilach na Dreamhacku:
Myślę, że to było w 2004 albo 2005 roku. Nie pamiętam dokładnie, wiem tylko, że byłem wtedy bardzo młody, a to wszystko wydawało mi się jeszcze bardziej szokujące, głównie dlatego, że w tamtych czasach było na Dreamhacku jeszcze więcej ludzi. Wielka ogromna hala, gracze byli wszędzie, gdzie tylko spojrzałem, i nie była to tylko jedna hala przeznaczona na obszar LAN... była jeszcze inna hala.
I tutaj możecie sobie w głowie przypomnieć słynny klip do „Doty” Basshuntera… chociaż obalając pewien mit, to nie – nie był on nagrywany w trakcie Dreamhacku. Nie zmienia to jednak tego, że tworzenie stanowisk do grania to również zupełnie inna zabawa.
Od tamtego czasu wszystko skupiało się wyłącznie na grach i graniu. Ludzie sami budowali różne konstrukcje, żeby wyróżnić swoje stanowiska. Mieli wyznaczone obszary, a potem budowali na nich coś w rodzaju wież – trochę jak kolumny głośnikowe I puszczali dziwną muzykę, dobrą muzykę, złą muzykę – wiecie, jakąkolwiek tylko mogli, a obok inni gracze robili swoje rzeczy. Znalazło się nawet miejsce na DJ-Set na wielkiej scenie, gdzie puszczano muzykę elektroniczną na cały regulator. To była właściwie jedna, wielka kilkudniowa impreza.
Najważniejszy jednak w tym wszystkim był aspekt społecznościowy trochę na kształt starych, dobrych kafejkowych posiadówek.
Spotykałeś tam ludzi, a cała atmosfera była wtedy mniej skoncentrowana na e-sporcie czy rywalizacji. Przynajmniej w tamtym okresie. To było coś oszałamiającego. Miałem wrażenie, że byłem już trochę zaznajomiony z tym światem, ale wchodząc tam, poczułem, że wszedłem na zupełnie nowy poziom, i było to dla mnie szokujące dźwięki.
Byłem na takim poziomie, bo byłem dzieckiem, które interesowało się grami i graniem, i uwielbiałem spotykać ludzi. Jako dziecko byłem też bardzo nieśmiały, więc bycie tam sprawiło, że poczułem się komfortowo. Mogłem rozmawiać o grach, a inni odpowiadali mi o grach. To była dla mnie świetna okazja do nawiązywania kontaktów towarzyskich jako dziecko – wspomina GeT_RighT
I być może właśnie też z tego powodu ta atmosfera na Dreamhacku momentami nawet przypominała tę, która ma miejsce na innym poznańskim wydarzeniu… na Pyrkonie. Bo właściwie o ile wszyscy przychodzą tutaj coś pozwiedzać, obejrzeć zawody, to w ostatecznym rozrachunku tego elementu socjalizacji między graczami można było zauważyć o wiele więcej niż w przypadku innych wydarzeń growych, gdzie w dużym stopniu idziemy z własną ekipą i wychodzimy. Ta otwartość nawet na strefie LAN była zauważalna czy to podczas rywalizacji, czy to nawet przy tworzeniu swoich stanowisk. Każdy bowiem jakoś stara się wyrazić siebie, pokazać jak odbiera gaming jako taki.
Dlatego też to, co powiedział Krzysiek było dość ważne, bo czego by nie mówić – on też na początku był po prostu graczem. Bowiem bez względu na umiejętności każdy od czegoś musiał zacząć, miał pewne obawy jak zostanie odebrany przez resztę społeczności. Niby nic nowego, ale wiadomo, iż znajdując osoby z podobnymi zainteresowaniami o wiele łatwiej jest się na nie otworzyć. Bez względu na to czy będzie to granie w Fortnite, CSa czy Starcrafta, to takie otwarte wydarzenia pomagają w integracji lokalnych społeczności graczy. Jedynym takim wydarzeniem, które przychodzi mi do głowy, a jest w stanie na taką otwartą skalę jednoczyć miejscowych są turnieje w bijatyki np. wydarzenia kategorii Dojo w Tekkena, gdzie tak naprawdę przyjść i zagrać może każdy bez podziału na umiejętności, a później można zawsze spróbować uczyć się czegoś od najlepszych.
Z drugiej strony takie imprezy pomagają nie tylko społeczności graczy, ale również i lokalnie miastom. Tutaj za najlepszy przykład może posłużyć m.in. Intel Extreme Masters Katowice, które od wielu lat i właśnie to doświadczenie sprawia, że tego typu imprezy nadal powstają, co potwierdza sam GeT_RighT patrząc na to, jakie miejsce Dreamhack ma w szwedzkiej kulturze:
Takie wydarzenia jak Dreamhack są naprawdę bardzo ważne. Ważne właśnie dlatego, że już nie mamy wielu takich wydarzeń jak kiedyś. Oczywiście, wciąż coś się odbywa, ale są to znacznie mniejsze imprezy, z bardzo małą liczbą uczestników – może kilkaset osób i na tym się kończy.
Jeśli ktoś próbuje organizować coś na większą skalę, to zazwyczaj mają z tym naprawdę duże trudności. Dlatego to, co robi DreamHack – zajmując tę przestrzeń, budując takie wydarzenia – jest niesamowite. Organizacja eventów tego typu pochłania ogromne zasoby. Potrzebne są wielkie hale, cała infrastruktura, a do tego dochodzą różne dodatkowe koszty. Werbują całą masę wolotnariuszy – ludzi, którzy poświęcają sporo swojego czasu i robią to od wielu lat chcąc wracając na te imprezy.
Organizowanie takich wydarzeń jest ważne również dla całej branży, dla miast, w których się odbywają – przynosi to korzyści ekonomiczne i rozwija turystykę. Nie zapominając o tym, że duże firmy również są zainteresowane w inwestowanie w takie wydarzenia, co jeszcze bardziej podkreśla ich wartość. To, co udało im się osiągnąć przez te wszystkie lata, jest naprawdę imponujące – zarówno w Szwecji, jak i na całym świecie. To niesamowite, że wciąż działają, wciąż idą do przodu, rozwijając tę branżę. A to zdecydowanie ma dużo sensu biorąc pod uwagę to, w jaki sposób takie wydarzenia łącza ludzi – mówi Christopher Alesund.
Więcej natomiast na temat Counter-Strike’a oraz wspomnień znajdziecie w wywiadzie, który pojawi się na łamach gram.pl w przyszłym tygodniu!
Chyba najbardziej tego, że wydarzenia growe nie muszą się równać dziesiątkom stoisk, które próbują przekrzykiwać się jedna przez drugą. Albo sprzedawania tony gadżetów drukowanych w chałupniczych warunkach. Coraz bardziej przekonuję się do tego, że wydarzenia, w trakcie których można „z ulicy” wejść i wziąć udział w turnieju, a nawet coś wygrać są warte organizowania jeśli nie jako ogólna idea wydarzenia, to chociaż jako idea danego stoiska.
Trochę w myśl idei, która przyświecała dawno temu różnym wydarzeniom organizowanym w kafejkach czy domach kultury, ponieważ takie wydarzenia nie tylko wyłaniają najlepszych, ale również integrują lokalną społeczność graczy. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że mamy dzisiaj o wiele większe możliwości grania na odległość oraz komunikowania się przez sieć… ale dzięki temu czasami mam wrażenie, że już dawno zabiliśmy myśl, iż po drugiej stronie serwera jest człowiek. Może nie tyle co w dosłownym rozumieniu tego zdania, a bardziej mając z tyłu głowy te wszystkie legendarne historie o ludziach poznawanych na Xbox Live, TeamSpeakach czy właśnie lokalnych turniejach w CSa czy Quake’a.
Bo prawda jest taka, że o ile Dreamhack organizacyjnie oraz od strony tradycyjnego expo wypadł bardzo dobrze, tak największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie ta warstwa LANowa oraz społecznościowa tego wydarzenia. Chciałbym wierzyć w to, że wydarzenia w takim stylu mogą z powodzeniem się odbywać w Polsce, ale tak jak zresztą powiedział sam GeT_RighT – w dzisiejszych czasach, gdzie tych wydarzeń jest coraz mniej i wytrwali ci, którzy mają największe doświadczenie oraz nie dali się kryzysowi w branży… mogłoby być to dość karkołomne doświadczenie.
I wcale nie chodzi tutaj o ten aspekt czysto esportowy, ponieważ tutaj konsensus w tej kwestii jest już dobrze znany, a nazywa się on „esport nie oddaje” i opieranie się na nim pod względem promocji wydarzenia aktualnie mija się z celem. Chyba, że masz pozycję wydarzenia na skalę globalną jak Intel Extreme Masters Katowice i nadal masz ciekawą strefę expo do zaoferowania swoim odwiedzającym. Wtedy jest szansa, że to wszystko się obroni. Trochę w myśl tego, co powiedział Chris – magią Dreamhack jest fakt, że profesjonalny esport to jedno, ale te amatorskie ustawki i turnieje to drugie i ważniejsze pole do zagospodarowania.
Dlatego też myślę, iż organizowanie takich mocno dostępnych i otwatych dla graczy z różnym poziomem umiejętności zawodów mogłoby być czymś o wiele bardziej atrakcyjnym niż kolejne rzucane ze sceny smyczki czy też przekrzykiwanie się jednych przez drugich. Zwłaszcza, że nostalgia oraz tęsknota za starymi, podobno o wiele lepszymi dla gamingu czasami nadal jest w graczach silna. Tym bardziej, że czasami wystarczy szeroka gama retro gier po to, aby zasiąść przed pecetem na hali na długie godziny.
Jednak powiedzmy sobie to wprost – to tylko i wyłącznie moje pewne myślenie życzeniowe oraz chęć wykreowania wizji o idealnej imprezie dla graczy, która łączy rywalizację, nowości oraz różne ciekawe atrakcje. Bardzo chciałbym, aby ona kiedyś się spełniła, ponieważ na takie wydarzenia w naszmy kraju zdecydowanie zasługujemy. Możliwości mamy spore, doświadczenie w przypadku tych największych graczy również i jeśli pod względem organizacyjnym wszystko zostałoby spięte na najwyższym możliwym poziomie, to jest spora szansa na to, aby mieć w Polsce growe święto z prawdziwego zdarzenia. Mimo wszystko jednak szalejący kryzys nie tylko stricte w branży gier sprawia, że trzeba szukać kompromisów. Dlatego coraz większa liczba wystawców i producentów łączy siły, aby tworzyć wspólne strefy na takich wydarzeniach.
Próbując jednak odpowiedzieć na pytanie: „Czy warto wybrać się na Dreamhack?” odpowiadam – tak, ale najlepiej mając w zanadrzu jeszcze inne atrakcje będąc w Szwecji. Bez względu na to czy byłby to wypad do Jonkoping czy do Sztokholmu, to te dodatkowe elementy wycieczki jak zwiedzanie czy próbowanie lokalnych specjałów będą dobrym pomysłem, a na esportowe wrazenia oraz inne LANowe atrakcje czas na pewno się znajdzie. Dla klimatu zdecydowanie warto.
W międzyczasie pojawiła się informacja, że Christopher „GeT_RighT” Alesund został członkiem Hali Sław hltv.org za jego dokonania oraz wkład w rozwój sceny Counter-Strike’a. Pozostaje mi tylko pogratulować Krzyśkowi tego wyróżnienia… bo prywatnie to naprawdę świetny gość i mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja porozmawiać i o tym : )
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!