Reaktywowanie starych IP zawsze jest ryzykowne. Czasami jednak z pomocą przychodzi remake, który wyrasta na idealny sposób na wskrzeszanie trupów.
Mocne oraz popularne IP to potęga i wie o tym każdy deweloper oraz wydawca. Jednocześnie co zrobić, kiedy nie ma się go? Wykreowanie czegoś od zera jest niezwykle trudne, co zresztą widzimy od kilku lat. Mniej więcej od początku poprzedniej generacji branża ma ogromny problem z kreowaniem nowych marek i głównie, zwłaszcza w sektorze AAA, skupia się na rozwijaniu dobrze znanych IP. Szczerze mówiąc wątpię, aby szybko to się zmieniło. Jestem wręcz zdania, że w najbliższych latach dużo większą popularnością będzie się cieszyć reaktywowanie starych serii. Wszystko dlatego, że wydawcy i deweloperzy mają narzędzie, aby robić to skutecznie. Nie ma moim zdaniem co do tego większych wątpliwości.
Remake, czyli robienie starych gier od nowa, to narzędzie jakie zdążyło w ostatnich kilku latach zbudować solidną pozycję na rynku gier wideo. Kilka takich produkcji zdążyło już wyjść i odnieść spory sukces. Niektóre wręcz spektakularny, czego dobrym przykładem jest Resident Evil 2 i 3. To przekonało Capcom do odświeżenia również czwartej odsłony. Podobny efekt (a może nawet i większy) udało się osiągnąć z Crash Bandicoot. Kultowa marka platformówek dawno temu zniknęła z orbity zainteresowań graczy i dopiero remake pierwszych odsłon przypomniał im o tym jak genialne jest to IP. W efekcie Crash jest dalej rozwijany, bez wątpienia z korzyścią dla branży. Podobnych przykładów jest więcej – Demon’s Souls, Mafia czy Final Fantasy VII. Nie będziemy ich wszystkich wymieniać, bo nie o to tutaj chodzi.
GramTV przedstawia:
Warto zwrócić uwagę na to, że remake świetnie sprawdza się jako narzędzie do odbudowywania starych marek. Crash Bandicoot jest tutaj idealnym przykładem. Podobny los być może spotka serię Silent Hill, która według plotek doczeka się odświeżonej wersji od Bloober Team. Taka strategia jest korzystna z kilku powodów. Po pierwsze pozwala pracować na sprawdzonym materiale, co zmniejsza ryzyko niepowodzenia. Trudno jest zrobić nową część Resident Evil, a remake pozwala skorzystać z gotowych i sprawdzonych pomysłów. To, że kult oryginału przyciąga jeszcze graczy to dodatkowa korzyść. To też powoduje, że taki projekt jest tańszy i łatwiejszy w realizacji. Nic więc dziwnego, że czasami podobne projekty trafiają do zewnętrznych zespołów – Demon’s Souls robił Bluepoint Games zamiast From Software, a Diablo II: Resurrected przygotowało Vicarious Visions, a nie sam Blizzard. Dla wydawcy to ogromna korzyść, bo sprawia że nie trzeba angażować własnych zasobów tylko można wykorzystać kogoś z zewnątrz, bo pozwala na to mniejsze ryzyko oraz koszty.
Nie jest oczywiście tak, że remake to samograj, który zawsze się sprawdzi. Niektóre marki muszą być reaktywowane w zupełnie inny sposób. Remake starych części Dooma nie ma specjalnie racji bytu, bo to zbyt stare gry. Tutaj wiele wyrzeźbić się nie da i konieczny jest reboot. To samo spotkało Killer Instinct, Battletoads czy Tomb Raidera. Są też gry, które po prostu dzisiaj nie mają już wiele do zaoferowania. Dotyczy to głównie produkcji, które w momencie premiery zachwycały przede wszystkim technologią. Jak wiadomo to co trzy generacje temu robiło wrażenie, dzisiaj nikogo specjalnie nie obchodzi. Dlatego na przykład nie uważam, że sens miałby remake strzelanki Black. Grałem w nią w zeszłym roku i obecnie nie ma ona wiele do zaoferowania. Dla Electronic Arts korzystniejsze byłoby więc skupienie się na własnych IP (Battlefield czy Medal of Honor) lub stworzenie czegoś nowego. W ostateczności można odświeżyć Bad Company 2. Bardziej jednak w formie mniej inwazyjnego remastera.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!