Najemnikiem być, czyli dobra zabawa.
Po ukończeniu głównego wątku fabularnego zostaje albo zabawa na wyższych poziomach trudności, albo odblokowanie trybu The Mercenaries - tradycyjnej zabawy w strzelanie do przeciwników na czas w dobrze znanych lokacjach.
Nie ukrywam, że zawsze ten tryb lubiłem, ponieważ formuła jest prosta, a i można z nieco większą fantazją podejść do walki z tymi, którzy w trybie fabularnym sprawiali nieco więcej problemów. Tutaj jest o tyle ciekawie, że nawet do zabawy dołączają niektórzy bossowie, a zgarnianie dodatkowych atutów sprawia, iż można sobie te przebiegi modyfikować tak, aby zdobywać jak najwięcej punktów na koniec wyzwania. Problem w tym, że jest to tak naprawdę tryb głównie singlowy. Nie ma kooperacji, nie ma dodatkowych postaci do wyboru. Jest tylko Ethan i cała zgraja potworów do wykończenia. Żeby jednak nie było zbyt wiele narzekania, to mimo wszystko - gra się w to naprawdę, naprawdę dobrze! Niektóre etapy nieco lepiej wpisują się w ideę trybu, inne gorzej, ale w ostatecznym rozrachunku jako arcade może niektórym sprawić trochę frajdy. Zwłaszcza, jeśli niektórzy przeciwnicy sprawili nieco więcej problemów niż powinni i chciałoby się im odwdzięczyć za te wszystkie ekrany pojawiające się po zgonie bohatera.

Nie mniej jednak The Mercenaries należy traktować w kategorii ciekawostki niż pełnoprawnego trybu, w którym spędzicie kolejne 10-12 godzin lub więcej z Resident Evil Village. To miły dodatek (jeszcze będzie przecież Re:Verse) i mała nagroda za ukończenie gry.
Graficznie pokazuje pazur!
Resident Evil: Village na PlayStation 5 prezentuje się naprawdę świetnie. Jest stałe 60 FPS, jest 4K i HDR. W trakcie rozgrywki nie uświadczyłem konkretnych spadków liczby klatek na sekundę i robi naprawdę wrażenie w trakcie zabawy. O ile w przypadku RE Engine w Resident Evil 7 można było mieć wątpliwości co do tego, jak gra ostatecznie się prezentuje, tak tutaj Capcom poszedł na całość i bardzo dobrze, bo efekt jest niesamowity! Całość jest również na tyle dobrze przemyślana, że właściwie w wersji na PS5 w rzeczywistości nie ma żadnych ekranów ładowania przy przechodzeniu z lokacji do lokacji. Oczywiście znajdzie się kilka dłuższych czy krótszych wind, którymi trzeba zjechać, ale szanuję to, że twórcy potrafią w bardzo prosty i sprytny sposób sprawić, że te czasy ładowania nie wymagają przerywania zabawy osobnym ekranem z podpowiedziami.
Wszystko odbywa się w locie, a od momentu włączenia gry do załadowania stanu gry mijało około 10 sekund. Dodatkowo, dla tych którzy lubią wyciągać z różnych miejscówek o wiele więcej przewidziano tryb fotograficzny... ale właściwie większość rzeczy, które można robić za jego pomocą ogranicza się tylko i wyłącznie do widoku z oczu bohatera. Dlatego o sprawdzeniu jak wygląda Ethan Winters możecie pomarzyć, niestety. Ale można robić naprawdę ładne zdjęcia z wykorzystaniem różnych filtrów, więc jeśli kręci was robienie zdjęć wilkołakom lub ruinom w opuszczonych wioskach, to jak najbardziej do tego zachęcam.
Warto wyjeżdżać na wieś w Europie?
Właściwie będę się trzymał tego, co napisałem na samym wstępie tej recenzji. Największym problemem Resident Evil: Village jest to, że poprzednia odsłona serii była aż tak zaskakująco dobra i klimatyczna. Nie można odmówić “ósemce” pewnego uroku, niesamowitego klimatu oraz tej szczypty kiczu dobrze znanego w serii Resident Evil, ale spodziewałem się, że mimo wszystko Capcom postawi mocniej na survival niż elementy typowo strzelankowe. Niech was te słowa jednak nie zwiodą – może się wydawać, że w RE: Village nie ma zbyt wiele z horroru, to uwierzcie mi lub nie… jest kilka momentów, które potrafią wystraszyć nawet w ciągu dnia. Całość w połączeniu z niesamowitym wykorzystaniem dźwięku oraz możliwości RE Engine sprawia, że atmosfera jest czasami tak gęsta, że aż zapiera dech w piersiach.
Po ujrzeniu napisów końcowych odszedłem od konsoli zadowolony, a w głowie zostało kilka dodatkowych pytań, na które mam nadzieję odpowie ewentualna, kolejna odsłona. To chyba najlepsza odpowiedź na pytanie, jak bardzo mi się Resident Evil: Village spodobało. Jeśli ktoś ma zamiar bawić się na średnim poziomie trudności, to spokojnie powinien sobie zaklepać około 9-10 godzin zabawy w zależności od stopnia wtajemniczenia, co właściwie jest wprost porównywalne z poprzednią odsłoną. A zawsze można się jeszcze pobawić w maksowanie wszystkich statystyk, przechodzenie na trudniejszym poziomie i zabawę w The Mercenaries.
Koniec końców, jeśli czekaliście na dalsze przygody Ethana Wintersa, to nie ma spanka we wsi - w Resident Evil: Village trzeba zagrać!