Czy dodatek może być lepszy od podstawki? Wygląda na to, że tak, bo Serious Sam: Siberian Mayhem miejscami potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć!
Czy dodatek może być lepszy od podstawki? Wygląda na to, że tak, bo Serious Sam: Siberian Mayhem miejscami potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć!
Przyznam, że do ogrywania Serious Sam: Siberian Mayhem podchodziłem raczej z dużym (nomen omen) chłodem. Z jednej strony dlatego, że za samodzielne rozszerzenie historii znanej z Serious Sam 4 odpowiada Timelock Studio – ekipa fanów i modderów współpracująca z Croteam, która została poproszona o stworzenie historii wypełniającej lukę między etapami na platformie wiertniczej a ostatecznym starciem na Tungusce. Czai się bowiem w tym szaleństwie wiele pułapek od strony fabularnej, bo jakoś trzeba to wszystko ze sobą połączyć. Na niekorzyść gra również fakt, że dodatki do poprzednich odsłon serii również wypadały w najlepszym wypadku średnio, a Serious Sam 4 przez fanów serii odebrany został bardzo mieszanie tuż po premierze głównie ze względu na optymalizację. Cała reszta, czyli soczysta rozwałka oraz typowy dla serii humor były na miejscu.
Czy ta sztuka udała się Timelock Studios? Może was zaskoczę, ale jak najbardziej tak i powiem więcej – mam wrażenie, że nieco lepiej momentami zrozumieli mocne strony serii Serious Sam niż twórcy czwartej odsłony cyklu. I szkoda trochę, że jest to standalone DLC, ponieważ jako uzupełnienie i tak już dość pokręconej historii sprawdza się idealnie.
Co może być bardziej pokręconego od nieustraszonego bohatera, który sługusom Mentala nie zwykł się kłaniać przemierzającego Syberię wraz z rosyjskimi przyjaciółmi? Ewentualne łupanie potworów mechem wyposażonym w piłę łańcuchową, czołgiem lub Kałasznikowem. Tak naprawdę w tym całym obrazku brakowało mi tylko bojowego niedźwiedzia wyposażonego w lasery, ale jest za to Iwan – gość, który nie stroni od mocnych trunków. Przecież jesteśmy w Rosji, prawda?
Siberian Mayhem skupia się na dalszej podróży Poważnego Sama, który chce dotrzeć za wszelką cenę do oddziałów EDF zbierających się do ostatecznego ataku na armię Mentala. Przy okazji przyjdzie mu, obok rozwalania kolejnych hord potworów, przemierzać krajobrazy, które mogą przypominać te chociażby z serii Metro – są zimowe klimaty, porzucone i zabite dechami wioski, a nawet kompleksy mieszkalne charakterystyczne dla tamtejszych terenów. Te zdecydowanie lepiej wpasowały się w całość niż chociażby Francja czy Włochy z „czwórki”, choć zdaję sobie sprawę z tego, że może to być również kwestia preferencji. Momentami jednak Serious Sam: Siberian Mayhem nie ustrzegło się podobnych problemów z etapami otwartymi oraz konieczności robienia pustych przebiegów między konfrontacjami. Byłem bardzo zaskoczony faktem, że w przypadku jednego z rozdziałów czas ukończenia sugerowany przez grę był na poziomie 70 minut… a ja ukończyłem go w jakieś 35 minut zdając sobie sprawę z tego, że zapewne jest tam jeszcze cała masa dodatkowych sekretów oraz misje poboczne. Po powrocie na start nie czułem również większej potrzeby bujania się i przeczesywania terenu w poszukiwaniu skarbów i zagadek. Zdecydowanie brakuje w tym wszystkim pewnego punktu nawigacyjnego, może dodatkowego NPC, który pomoże odnaleźć się w zupełnie innym środowisku. Być może to kwestia faktu, że zazwyczaj seria Serious Sam celowała z zupełnie inne tony.
Zdecydowanie lepiej wypada w tym przypadku korytarzowe przechodzenie od punktu A do B z ewentualną możliwością zboczenia z kursu i wypełnienia zadania pobocznego, które nagradza bohatera dodatkowymi gadżetami. Tutaj najlepszym przykładem może być zadanie związane z eksploracją jednego z bunkrów (specjalnie nie mówię którego) – świetne połączenie klasycznych, „poważnych” killroomów z kultowymi melodiami z poprzednich odsłon serii, a także zwieńczony naprawdę świetnym bossfightem wymagającym od gracza czegoś więcej niż ślepego strzelania w słaby punkt przeciwnika. Zresztą, idąc tym tropem wraca kilka pomysłów z poprzednich odsłon w kontekście aren, co może wywołać uśmiech na twarzach fanów. Dlatego też jeśli, jako fan, miałbym podrzucić ekipie Croteam pomysły to na pewno zachęciłbym do tworzenia podobnych, nieco dłuższych questów dodających klika nowych faktów o świecie gry lub też zwyczajnych easter eggów np. powrót do kultowej miejscówki, w której poznajemy bezgłowych kamikadze czy nawet przeniesienie gracza do etapu z zapomnianego przez niektórych Serious Sam 2.
Wracając jednak do fabuły to przyznam, że bardzo sprytnie Serious Sam: Siberian Mayhem wykorzystuje dzisiejsze trendy w popkulturze do tego, aby wyjaśnić zakończenie dodatku. Nie zdradzając szczegółów powiem tak – nie będę zaskoczony, jeśli pojawią się kolejne DLC w tym stylu, ale również nie będę zaskoczony rychłym pojawieniem się kolejnej, pełnoprawnej odsłony serii. I bardzo chętnie zagram w nią, jeśli ekipa Timelock Studios będzie współpracowała ramię w ramię z Croteam, bo widać, że mają kilka fajnych pomysłów do zrealizowania.