Takich powtórek nam trzeba - recenzja Crisis Core: Final Fantasy VII REUNION

Jakub Zagalski
2022/12/26 15:00
1
1

Odgrzewanie 15-letniej gry z PSP na współczesnych konsolach i pecetach brzmi karkołomnie, ale akurat w przypadku Crisis Core ma to sens. W nowym wydaniu nie jest to “Fajnal” tylko dla koneserów.

Takich powtórek nam trzeba - recenzja Crisis Core: Final Fantasy VII REUNION

Crisis Core: Final Fantasy VII to tytuł gry, która w 2007 roku zadebiutowała na PSP w Japonii i z kilkumiesięcznym poślizgiem dotarła na Zachód. W tamtym okresie siódma odsłona kultowej serii Square przeżywała drugą młodość za sprawą kolejnych spin-offów i anime, poszerzających naszą wiedzę na temat wydarzeń przed i po perypetiach Cloude’a i spółki. Crisis Core: Final Fantasy VII było fabularnym prequelem, w którym przewijało się sporo znajomych twarzy. Ale pierwsze skrzypce od początku do końca grał Zack Fair, który tak jak znany wszystkim Clodu Strife wojował pod sztandarem prywatnej armii Shinry o wdzięcznej nazwie SOLDIER.

Skupianie się na opisywaniu 15-letniej fabuły bardzo popularnej gry jest potrzebne jak rękawy Barretowi. Dlatego pozwólcie, że skupię się na tym, co najważniejsze. Czyli po co komu ten REUNION i jak się w to gra?

Po bardzo udanym, choć budzącym zrozumiałe kontrowersje remake’u Final Fantasy VII Square Enix postanowiło nie grzebać zbytnio w bebechach Crisis Core. I choć z przekazów medialnych można było wysnuć wniosek, że będzie to coś pokroju remastera HD, to w rzeczywistości dostaliśmy więcej niż tylko ładniejszą grafikę i zmienione sterowanie.

Fabularnie jest to stary, dobry (choć przy tym miejscami groteskowy i kuriozalny – jak na japońską grę przystało) Crisis Core. Puryści nie mają więc powodu do ciskania gromów, tak jak to się zdarzało w przypadku nowej wersji Final Fantasy VII. Pytanie tylko, czy zupełnie nowi odbiorcy znajdą tu coś atrakcyjnego pod względem opowiadanej historii? Losy Zacka są wciągające i zdecydowanie nie trzeba znać “siódemki”, żeby pływać w głębokiej wodzie bez zachłyśnięcia. Jeśli jednak miałbym do wyboru poznawanie przygód Cloude’a z “siódemki” czy Zacka z Crisis Core, to od razu postawiłbym na to pierwsze. Prequel w bardzo fajny sposób wyjaśnia i pokazuje pewne wątki i postaci z “dużego” Final Fantasy VII, więc warto zostawić sobie to na deser zamiast psuć niespodzianki. Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie poznał fabuły jednego z najlepszych jRPG w dziejach elektronicznej rozrywki.

GramTV przedstawia:

Zmianie oczywiście uległa oprawa graficzna, która na PlayStation 5 (tę wersję miałem przyjemność testować) może się pochwalić rozdzielczością 4K i płynną animacją na poziomie 60 fps. Wyjątkiem są cutscenki FMV, które nie zostały nakręcone od nowa, a jedynie podrasowane filtrami i podciągnięte do dużo wyższej rozdzielczości (PSP miało 480x272). Efekt w przypadku większości filmików jest przyzwoity, choć szkoda, że zastosowano tylko półśrodek.

W samej grze jest oczywiście nowoczesne oświetlenie, są dużo bardziej szczegółowe tekstury i modele postaci. Crisis Core: Final Fantasy VII REUNION jest bardzo przyjemne w odbiorze, ale nie spodziewajcie się jakości współczesnych tytułów AAA. Na każdym kroku czuć pochodzenie gry rodem z PSP, która jest płynniejsza i ładniejsza, ale w samej swojej konstrukcji bardzo archaiczna.

Korytarzowe poziomy podzielone na mniejsze sekcje, drewniane animacje w scenkach dialogowych, kopiuj-wklej wszystkiego, co tylko się da – to uroki bycia wiernym materiałowi źródłowemu, który jest już dostojnym nastolatkiem. Nie oznacza to, że Crisis Core: Final Fantasy VII REUNION jest złe lub że traci przez swój charakter na atrakcyjności. Nie. Po prostu trzeba wiedzieć, po co się sięga. To nie jest nowa gra inspirowana klasykiem, tylko produkcja z PSP po solidnej renowacji i optymalizacji.

Komentarze
1
dariuszp
Gramowicz
26/12/2022 21:24

Mogli te dialogi zrobić od nowa. Wrzucić poprawne animacje i trochę je przepisać. Mieli dobrej jakości modele więc naprawdę niewiele brakowało.

Co do systemu walki i jednorękiego bandyty to fanem nie jestem. System czasem wręcz wydaje się popsuty bo dostaje darmowe akcje i dosłownie rozpoczyna się spam najskuteczniejszego ataku aż do wygranej albo końca buffa.

To tak nie powinno wyglądać. Remake miał to do siebie że trzeba było spędzić czas podnosząc affinity broni na max żeby odblokować ciekawe ataki. Trzeba było trochę myśleć jakie zaklęcia użyć i kiedy. I ogólnie trzeba było mieć głowę na karku żeby po walce nie skończyć z brakiem zasobów i kolejną walką do przeprowadzenia. 

Co nie zmienia faktu że gra się miło.