Nieustające pasmo porażek gier na bazie polskich książek to poważny problem. Głównie dla pisarzy, którzy komentują dla nas to zjawisko.
Definicja sukcesu growej adaptacji
Kolejnym pisarzem, który ma spore doświadczenia w adaptowaniu swoich książek na potrzeby gier wideo jest Michał Gołkowski. Wszystko zaczęło się od visual novel Komornik: Nieskruszony od Sylen Studio. Przyzwoity produkt, ale ze względu na swój gatunek z mocno ograniczoną widownią. Potem Red Square Games przeniosło świat SybirPunk do top down shootera SlavicPunk. Niestety gra wyszła pełna błędów i niedociągnięć, a sam gameplay pozbawiony był czegoś interesującego. Na koniec zostaje niedawna premiera, a więc Sancticide, czyli kolejna produkcja na bazie serii książek Komornik. Tutaj również trudno wskazać na większe pozytywy. To na razie tylko wczesny dostęp, ale już widać, że deweloperom raczej nie uda się odnieść większego sukcesu. Perspektywa Michała Gołkowskiego jest jednak nieco inna.
Problemem "sukcesu" jest to, że mierzymy go nieosiągalną miarą. Czym miałby być taki "sukces" - światową sławą na miarę Wiedźmina? Zapewne tak, owszem, ale... Wiedźmin nie wybił się na pierwszej, ani na drugiej części. Oczekując szybkiego, z dnia na dzień wybicia się, już dawno przestałbym pisać książki, malować armię Undead do 4/5ed Warhammera Battle i szyć ciuchy reko na XIw. Miarą "sukcesu" dla mnie jest sam fakt, że takie gry powstały i powstają nadal, bo to znaczy, że idziemy w dobrym kierunku.
W 2019 roku na rynek trafił Devil’s Hunt od Layopi Games, kolejna nieudana adaptacja. Studio założył Paweł Leśniak, a sama gra oparta jest na jego powieści Równowaga. Wyszedł z tego raptem przeciętny akcyjniak, który sprzedał się na tyle słabo, że krótko po premierze studio ogłosiło bankructwo. Powodów porażki było wiele. Paradoksalnie, to co łączy najsłabsze adaptacje to fabuła. Czy zatem to pisarze ponoszą winę za te porażki? Michał Gołkowski twierdzi, że problem leży w innym miejscu.
Przede wszystkim mechaniki, gameplay i optymalizacja. Nikt nie gra w grę dla historii, a dla dreszczyku emocji, który daje mu to, co się w tej grze dzieje - niezależnie od tego czy są to szachy, Counter-Strike czy Gwint. Historia jest tym, co stoi ponad tym wszystkim, co odróżnia jedną grę od drugiej i sprawia, że jest wyjątkowa, lecz pod nią musi leżeć kawał solidnej, rzemieślniczej roboty.
GramTV przedstawia:
Co w takim razie decyduje o tym, że tak wiele adaptacji polskich książek jest nieudanych? Dlaczego CD Projekt odniósł sukces z Wiedźminem, a inni nie byli w stanie tego zrobić? Odpowiedzi szukałem u najlepszych specjalistów od literatury i fantastyki. Jednym z nich jest Jerzy Rzymowski, redaktor naczelny kultowego czasopisma Nowa Fantastyka. Jego zdaniem potencjał w literaturze jest ogromny - trzeba tylko umieć go wykorzystać.
W polskiej fantastyce jest moim zdaniem sporo ciekawego materiału, który mógłby stanowić punkt wyjścia dla gier wideo – z tej prostej przyczyny, że mamy w niej dużo oryginalnego światotwórstwa, które może stanowić podstawę dla nowych gier i sporo ciekawych postaci. Trzeba pamiętać, że książka i gra to dwa skrajnie odmienne media – literatura dla gry może stanowić punkt wyjścia, ale twórcy gier muszą sobie odpowiedzieć, jakie są silne punkty wybranego przez nich tytułu i jak go dalej “ugryźć”, żeby te silne punkty wyeksponować.
Fajnie, że się podobało, przerzucam zasługi na rozmówców, bo powiedzieli wiele ciekawych rzeczy :)Po prawdzie to faktycznie globalnie mało kto sięga po licencje książkowe. Co innego w kinematografii, gdzie filmów na bazie książek jest całe mnóstwo. Troszkę to logiczne, troszkę szkoda zmarnowanego potencjału. Mało które studio potrafi zbudować własny, ciekawy świat, a interesujących rzeczy w literaturze jest sporo.
Wydaje mi się, że po książki globalnie sięga się całkiem często, ale nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Np. ile osób pamięta, że gry typu The Dark Half, Rama, Parasite Eve, I Have No Mouth and I Must Scream są na podstawie literatury? A 3 części Discworld? A liczne wykorzystania pomysłów z prozy o Sherlocku Holmesie lub mitologii Cthulhu? Jest też cały szereg adaptacji książek, które u nas są mniej znane/popularne lub w ogóle, jak Goosebumps, Animorphs, Nancy Drew itd. Osobną kategorią jest adaptowanie książek w momencie, gdy najpierw przełoży się je na inne medium. Tutaj najlepszym przykładem byłaby seria Pieśni lodu i ognia, którą zaczęto doić w momencie, gdy Gra o tron odniosła sukces.
Świetny artykuł, dawno już nie czytałem tak dobrego z obszaru gier.
Wiedźmin to jednak ewenement i to w skali globalnej. Z drugiej strony patrząc, pierwsza gra to był średniak z poważnymi bolączkami. Gdyby nie to, że dało się czuć swojski klimat i w pewnym sensie Wiedźmin był postrzegany w kraju jako "nasz", to mogłoby się na pierwszej części skończyć. Pod względem mechaniki nie był to żaden hicior, ani nawet coś innowacyjnego. Druga cześć to trochę inna sprawa, bo czuć było większy budżet.
W obecnych czasach sam fakt, że gra jest z Polski i jest oparta na twórczości polskiego autora nie powoduje ekscytacji. Takie średniaki giną w morzu nowych produkcji. Zdecydowanie trudniej jest się przebić.
Myślę sobie, czy globalnie w game devie sięga się chętnie po literaturę, jako fundament gier? Przypominam sobie Stalkera i Metro. Sukcesy na miarę Wiedźmina, ale to jeszcze dalej na wschód. A na zachodzie? Nie licząc tak gigantycznych marek jak Władca Pierścieni czy Harry Potter, to nie przychodzi mi nic do głowy.
Chyba jednak Twórcy gier wolą sięgać po papierowe systemy RPG, albo bitewniaki, albo w ogóle tworzyć światy samemu, bo wtedy ma się pełną kontrolę nad dziełem i nie trzeba użerać się z pisarzem. ;)
Fajnie, że się podobało, przerzucam zasługi na rozmówców, bo powiedzieli wiele ciekawych rzeczy :)Po prawdzie to faktycznie globalnie mało kto sięga po licencje książkowe. Co innego w kinematografii, gdzie filmów na bazie książek jest całe mnóstwo. Troszkę to logiczne, troszkę szkoda zmarnowanego potencjału. Mało które studio potrafi zbudować własny, ciekawy świat, a interesujących rzeczy w literaturze jest sporo.
fenr1r
Gramowicz
07/04/2025 09:40
Świetny artykuł, dawno już nie czytałem tak dobrego z obszaru gier.
Wiedźmin to jednak ewenement i to w skali globalnej. Z drugiej strony patrząc, pierwsza gra to był średniak z poważnymi bolączkami. Gdyby nie to, że dało się czuć swojski klimat i w pewnym sensie Wiedźmin był postrzegany w kraju jako "nasz", to mogłoby się na pierwszej części skończyć. Pod względem mechaniki nie był to żaden hicior, ani nawet coś innowacyjnego. Druga cześć to trochę inna sprawa, bo czuć było większy budżet.
W obecnych czasach sam fakt, że gra jest z Polski i jest oparta na twórczości polskiego autora nie powoduje ekscytacji. Takie średniaki giną w morzu nowych produkcji. Zdecydowanie trudniej jest się przebić.
Myślę sobie, czy globalnie w game devie sięga się chętnie po literaturę, jako fundament gier? Przypominam sobie Stalkera i Metro. Sukcesy na miarę Wiedźmina, ale to jeszcze dalej na wschód. A na zachodzie? Nie licząc tak gigantycznych marek jak Władca Pierścieni czy Harry Potter, to nie przychodzi mi nic do głowy.
Chyba jednak Twórcy gier wolą sięgać po papierowe systemy RPG, albo bitewniaki, albo w ogóle tworzyć światy samemu, bo wtedy ma się pełną kontrolę nad dziełem i nie trzeba użerać się z pisarzem. ;)