Ośmioosobowa młócka w stylu Super Smash Bros., ale z ludzikami LEGO w rolach głównych? Brzmi jak spełnienie marzeń nie jednego fana klocków. Niestety, żeby dobrze się bawić przy LEGO Brawls, trzeba mieć niewielkie oczekiwania lub być młodocianym fanatykiem tytułowej marki.
U mojego 10-latka miłość do klocków duńskiej firmy nie wystarczyła, by chciał wracać do LEGO Brawls. Wszystkie możliwe gry LEGO od TT Games łyka bez popity, ale najnowszy twór RED Games to zupełnie inna sprawa. Po pierwszym zachwycie (LEGO!), zapoznaniu się z regułami i rozegraniu kilku rund, czar szybko prysł i gdyby nie to, że tata musiał pograć do recenzji, Brawls szybko zniknęłoby z dysku naszego PS5.
LEGO Brawls, w przeciwieństwie do nieustannie popularnej serii LEGO od TT Games, nie jest kooperacyjną zręcznościówką/platformówką z prostą walką i zagadkami, ale 8-osobową nawalanką 2D wzorowaną na Super Smash Bros. I całej masie podobnych bijatyk sieciowych. Warto na wstępie dodać, że LEGO Brawls nie jest grą nową, gdyż już w 2019 roku była dostępna na Apple Arcade. Gra ze smartfonów i tabletów wrzucona do pudełka z ceną 40 dolarów i przeniesiona na konsole i pecety – taki zabieg zwykle nie wróży niczego dobrego. I niestety LEGO Brawls nie jest wyjątkiem od tej przykrej reguły.
Zacznijmy jednak od tego, co w LEGO Brawls może się podobać i przykuć na dłużej do konsoli/komputera. Czyli oczywiście klocki LEGO. Twórcy gry mieli do dyspozycji kultowe licencje typu Castle, Pirates czy Ninjago, ale są też takie linie jak Monkie Kid, Hidden Side, Vidiyo, a nawet Jurassic Park. Nie znajdziemy tu wszystkich filmowych licencji (Star Wars, Harry Potter itp.), ale na brak bogactwa i różnorodności nie można narzekać.
GramTV przedstawia:
Tę różnorodność widać przede wszystkim w ludzikach (fachowo: minifigurkach), którymi naparzamy się na wielopoziomowych arenach związanych z daną serią klocków. Jest nawiedzony dom z Hidden Side, okolice Parku Jurajskiego, statek piracki, zamek itd. Prawie każda plansza ma jakiś wyjątkowy motyw, np. uciekamy przed lawą albo wspinamy się na maszt pirackiego statku, więc zmiany scenerii nie są tylko kosmetyczne.
Wracając do ludzików. W grze jest ich cała masa i odkrywanie/zdobywanie kolejnych wzorów jest tak naprawdę główną motywację do dalszej gry. Zwłaszcza, że zdobyte elementy możemy swobodnie mieszać, łączyć i zamieniać, do czego przyzwyczaiła nas zabawa fizycznymi klockami. Kiedy jednak przekonamy się, że wybór broni, nakrycia głowy czy nóg nie ma żadnego przełożenia na to, co dzieje się w trakcie gry (poza oczywiście wyglądem), robi się nieciekawie.
LEGO Brawls opiera się bowiem na bardzo prostej mechanice (żeby nie powiedzieć prostackiej), w której każdy ludek ma jeden atak zadający tyle samo obrażeń, skok i dash. Poszczególne ruchy tworzą proste kombinacje (dash attack, wyskok zakończony walnięciem w ziemię), do tego mamy dwa miejsca na zdolności specjalne, które znajdujemy na mapie i używamy przez ograniczony czas.
Jedyna gra Lego jaka mi się kiedyś podobała to było pierwsze Lego Racers... na resztę patrzyłem z politowaniem nawet pomimo dobrych recenzji. A ten tutaj tytuł od początku zapowiadał się dennie bo w końcu robiony na kolanie :P