Feudalna Japonia, fantastyczna Azuma i… kemono?
Zacznijmy jednak od początku.
Kolejna gra o polowaniu na potwory? Toż to odgrzewany kotlet! No… Niezupełnie. Już tłumaczę, dlaczego.
Zacznijmy jednak od początku.
Przenosimy się do Azumy, czyli fantastycznej krainy mocno inspirowanej feudalną Japonią. Chociaż sam początek – stanowiący standardowe wprowadzenie do podstawowych zasad w nowym świecie oraz zapoznanie z głównymi mechanikami – nieszczególnie mnie zachwycił, tak w momencie, gdy wreszcie udało mi się dotrzeć do Minato, czyli centralnego hub’a gry (w dużej mierze coś w stylu The Gathering Hub w Monster Hunter: World), byłem zaskoczony, jak ładnie i naprawdę oryginalnie to wszystko wygląda.
Z jednej strony mamy więc interesujący klimat, który pomaga nam wczuć się w wielkiego wybawcę ludzkości z arcyważnym zadaniem, z drugiej jednak bardzo szybko da się wyczuć, że fabuła w tej grze istnieje, ale jest jedynie pretekstem do polowań. Ciężko tutaj mówić o skomplikowanych charakterach. Zazwyczaj postacie niezależne, które nie są kluczowe dla wątku, zlecają nam tak zwane fetch questy, czyli coś w stylu zabij to i zbierz tamto. Pewnie doskonale wiecie, o co mi chodzi.
Jeśli chodzi o wspomniane w podtytule kemono – to są właśnie potwory, na które polujemy. Mimo wszystko, moim skromnym zdaniem, jest ich po prostu za mało. Dlatego cieszę się, że twórcy pracują nad kolejnymi i już w tym tygodniu do gry trafi zupełnie nowe kemono w postaci wielkiego lisa. A cieszę się dlatego, że dosłownie każde kemono jest jedyne w swoim rodzaju i żadne się nie powtarza. Te, które w grze już się znalazły, są też niesamowicie dopracowane pod względem wizualnym. Za każdym razem, gdy spotykałem nowe kemono, byłem zachwycony (i przerażony wielkością niektórych z nich).
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!