“Jeśli coś się nie zepsuło, nie naprawiaj tego” - zasada filozofii terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach.
“Jeśli coś się nie zepsuło, nie naprawiaj tego” - zasada filozofii terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach.
Nie mam nic przeciwko losowości w grach planszowych. Ba, nie przepadam za grami, w których jest jej śladowa ilość, bowiem po opracowaniu skutecznej metody na np. gromadzenie punktów mogę sobie tym samym schematem brzydko mówiąc jechać w kolejnych rozgrywkach - zwłaszcza kiedy zasady gry zakładają, że każdy dba o własne poletko i brakuje możliwości ingerowania w czyjeś działania. Nie ma w tym większej ekscytacji, formuła się wyczerpuje, chęć na następne partie pikuje. Ale ta losowość musi być podawana w sensownych dawkach. Inaczej grozi nam zjawisko dyktowania sukcesu bądź porażki przez ślepy los. A jeśli chciałbym, żeby o moim powodzeniu bądź jego braku decydował ten ślepiec o zmiennej łaskawości, sięgałbym po Chińczyka bądź Monopoly. Nie chcę przez to powiedzieć, że World of Warcraft: Wrath of the Lich King jest na tym samym poziomie co dwa wspomniane tytuły. Ale jeśli najważniejszą rolę w przeprowadzaniu trzech absolutnie kluczowych dla losów partii akcji odgrywają wyniki na kościach, to coś jest ewidentnie nie tak.
Cały ten system zakładający zadawanie i blokowanie obrażeń oraz uzdrawianie się, jest w swoim zamyśle w stu procentach trafiony, skoro mamy tu mieć odwołanie do gry MMO. Podobnie rzecz się ma z wykonywaniem misji, które jest znakomitą modyfikacją oryginalnych reguł na potrzeby tego rodzaju tytułu. Tylko dlaczego nie skorzystano w tym celu ze schematu wypracowanego przez adaptowany system, schematu opartego na kolekcjonowaniu odpowiednich kart i dylemacie czy używać ich po drodze, by trochę sobie ułatwić, kosztem tego, że później może ich ewentualnie zabraknąć? Wystarczyłoby efekty tych kart trochę wzmocnić, by zachować odpowiedni balans. Podejrzewam, że w takim układzie z powodzeniem można byłoby wówczas zrezygnować z kości lub ograniczyć ich udział w rozgrywce do niezbędnego minimum. Świetnie zafunkcjonowało to przecież w przywoływanym tu już Pandemic: Czasie Cthulhu, gdzie kość uruchamiana była tylko w konkretnych przypadkach, powodując zwykle niepożądane działanie w kontrze do pewnych działań podejmowanych przez badaczy. Losowość wzmożona była na tyle subtelnie, że nie sposób traktować ją jako uszczerbek na świetnie działającym systemie. W World of Warcraft: Wrath of the Lich King środek ciężkości został przesunięty gdzieś na skraj skali, nawet jeśli zauważyć, że rozrzut wyników na kościach nie jest zbyt duży. Jest wystarczająco duży, by zaburzyć misternie wypracowany wcześniej balans.
Sam fakt konieczności rzucania kośćmi po kilka razy na turę jest zresztą na tyle męczący, że można uznać takie rozwiązanie za dość poważną wadę gry. Ale dołożenie losowości w tak dużym wymiarze jest przewiną dużo bardziej doskwierającą. W oryginalnym Pandemicu losowe było to, jakie karty przyjdą nam na rękę, w jakich lokacjach pojawią się ogniska chorób i kiedy nastąpi ich rozprzestrzenienie. Niby niewiele, ale w zupełności wystarczy, by każda partia była niepowtarzalnym przeżyciem, a znakomita większość działań była pozostawiona w rękach gracza. Dotychczasowe wcielenia Pandemica były znacznie bardziej policzalne - i choć nie wszystko dało się w nich zaplanować, zastosowana szerokość marginesu była wyznaczona w idealnym miejscu. W miejscu, które pozwoliło cyklowi odnieść tak spektakularny sukces. Tym większa szkoda, że większość nowości zaproponowanych przez World of Warcraft: Wrath of the Lich King naprawdę wyśmienicie współgra z duchem oryginału.
Najistotniejszym barometrem naszych poczynań jest tor rozpaczy. Gdy wskaźnik dotrze na nim na ostatnie pole, gra kończy się porażką. Okoliczności, w których ów znacznik musimy przesunąć, jest kilka. Dostawienie ghula na pole, na którym znajdują się już trzy inne, utrata wszystkich punktów zdrowia przez jednego z bohaterów, konieczność dołożenia na planszę elementu, którego zasób się już wyczerpał lub dobrania karty, gdy talia się skończyła - wszystko to powoduje, że stawiamy krok (lub nawet dwa) w kierunku klęski. To z kolei sprawia, że jednocześnie musimy dbać o różne aspekty, które w dodatku wzajemnie na siebie wpływają. Trzeba jak najszybciej wykonywać misje, bo w przeciwnym razie skończy się talia - ale to może znacząco uszczuplić nasze zdrowie. Rozprzestrzeniających się ghuli też trzeba trzymać w ryzach, ale to z kolei odwraca naszą uwagę od realizacji misji. Przegrać możemy zatem na różne sposoby - a zdarzyło mi się polec na każdy z nich. Ponieważ jednak gra jest tak wymagająca, tym lepiej smakuje zwycięstwo. Świetnie działa również stopniowanie poziomu trudności, ale to w grach spod znaku Pandemica jest już standardem. Gra równie dobrze działa też w dowolnym gronie.
Zaniepokoił mnie natomiast rozrzut w przydatności poszczególnych bohaterów. Jak już wspomniałem, każdy z nich ma przypisane po dwie cechy lub akcje specjalne - i to właśnie one znacząco różnicują ich potencjał. Takie umiejętności jak przerzut kości, możliwość użycia tarczy jako ataku, zaatakowania przeciwników na sąsiednich polach czy jednorazowy ruch aż o cztery pola dają dużo więcej pożytku niż niektóre z pozostałych zdolności. Innym wyróżnikiem jest startowa liczba punktów życia, ale większy limit zdrowia wcale nie idzie tu w parze ze słabszymi cechami. Przez to niektóre postacie zostały u mnie zmarginalizowane, a obecność innych uznana wręcz za konieczną, jeśli mojej grupie bohaterów marzy się zgładzenie Króla Lisza. Muszę natomiast docenić fakt, że przynajmniej część z tych zdolności specjalnych stawia akcent na aspekcie kooperacyjnym i premiuje nie tyle daną postać, co pozostałych członków grupy.
World of Warcraft: Wrath of the Lich King to gra naprawdę przyjemna dla oka. Praktycznie wszystkie komponenty, od planszy poczynając, a na kartach i żetonach kończąc, wyglądają po prostu ładnie i, co równie ważne, stanowią piękną, spójną kompozycję. Wisienką na torcie jest tekturowa Cytadela do samodzielnego złożenia, która wzmaga grozę i dodaje respektu przed głównym antagonistą. Sama figurka Lisza idzie w parze z Cytadelą. Uzbrojony od stóp do głów, z faktycznymi kolcami wystającymi z elementów zbroi (uwaga, kłują!) i wielkim mieczem wygląda jak boss z prawdziwego zdarzenia. Pozostałe figurki nie są tak efektowne, ale też nie ma się do czego w ich przypadku przyczepić. Karty zawierają klimatyczne grafiki, a na osobną pochwałę zasługują karty lokacji z miniaturowym fragmentem mapy w rogu. Ułatwia on odnalezienie danej lokacji na planszy i szybkie dostawienie figurki w odpowiednie miejsce.
Karty mają fakturę odpowiedniej grubości, ale w dotyku są niezbyt przyjemne przez matowe wykończenie. W tej kategorii wyglądają gorzej niż karty z Czasu Cthulhu z połyskującą wierzchnią warstwą, dzięki której nie dość, że pięknie się prezentowały, to jeszcze naprawdę przyjemnie leżały w dłoni. Do ogólnej jakości wydania nie przystaje niestety archaiczna wypraska. Zarówno karty, jak i figurki, nawet te większe, trzeba trzymać w woreczkach strunowych. Wyjątek stanowi figurka Lisza, którego należy opakować cienką tekturą z wycięciem na podstawkę. Poza tym, żaden element nie ma w pudełku przypisanego miejsca tylko dla siebie.
Przenosząc ciężar rozgrywki z umiejętnego wykorzystywania dobieranych kart na wyniki na kościach twórcy World of Warcraft: Wrath of the Lich King dokonali małej zbrodni na systemie Pandemica, który do tej pory zachowywał idealny balans między losowością a decyzyjnością. Właśnie dlatego osobom, którym odpowiada oryginalna mechanika, ale poszukują czegoś z cięższym klimatem, znacznie bardziej polecałbym Pandemic: Czas Cthulhu, który nota bene cały czas dostępny jest w sprzedaży. Wrath of the Lich King pozostawiłbym natomiast wyłącznie dla największych fanów WoW-a i to w dodatku takich, którym regularne turlanie kostkami i opieranie na wynikach tych rzutów skuteczności swoich działań specjalnie nie przeszkadza. Choć gra jest naprawdę ładnie wydana, a pozostałe modyfikacje stanowią znakomite rozwinięcie oryginalnego systemu, nawet tekturowa cytadela króla Lisza w takich okolicznościach cieszy jakoś mniej…
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!