Krytyk filmowy Roger Ebert, odpowiadając na święte oburzenie jednego z czytelników, potwierdził, że nadal uważa gry komputerowe za gorsze pod względem artystycznym od filmów czy książek. Ba, potwierdził nawet, że jest to ich nieodłączna cecha, a medium to nigdy nie umożliwi powstania tzw. "prawdziwej sztuki". Jako dowód dla jego tezy służyć ma fakt, iż nie stworzono jeszcze w ramach elektronicznej rozrywki tytułu, mogącego wytrzymać porównanie z pracami najzdolniejszych dramaturgów, poetów, filmowców, powieściopisarzy czy kompozytorów.
Według Eberta przyczyną takiego stanu rzeczy jest sama idea gier, które w swojej naturze pozostawiają decyzje w rękach graczy - w przeciwieństwie do filmów czy literatury, w których wszystko podporządkowane jest wizji autora. Wprawdzie akceptuje on, że elektroniczna rozrywka może dostarczać pewnych wyższych przeżyć, szczególnie wizualnych, ciągle jednak - i tu już pan Roger nie mógł się powstrzymać od zademonstrowania swojej wyższości intelektualnej - "dla większości odbiorców, kontakt z grami komputerowymi oznacza stratę tych cennych godzin, które możemy poświęcić na stanie się bardziej kulturalnymi, cywilizowanymi i empatycznymi".Mówiąc krótko i dosadnie - gry to strata czasu a miłośnicy prawdziwej sztuki nie tykają ich nawet kijem. Oczywiście wszystko to zdanie jakiegoś jednego krytyka, ale póki co opinia jednak dość powszechna. A czy rzeczywiście nie mają one szans na wyniesienie do rangi "sztuki"? Historia pokazuje, że często jest to bardziej kwestia czasu, niż uznania jednego czy dwóch krytyków - czyli pewnie za ileś lat tak. Z całą pewnością zaś wtedy, kiedy stracą już masową popularność. ;)