Mary Dolaher, główna organizatorka E for All Expo, ujawniła pierwsze szczegóły dotyczące tych targów. Przypomnijmy, że zaplanowane są one na 4 dni – od 18 do 21 października, a ich miejscem będą hale Convention Center w Los Angeles – czyli lokalizacja dawnych E3, którymi dziwnym zbiegiem okoliczności również zajmowała się Dolaher. No, ale przejdźmy do nowych informacji.
Po pierwsze – znane są ceny biletów. Pierwsze dwa dni będą kosztować odwiedzających po 50 dolarów, natomiast wstęp na targi w sobotę i niedzielę wyniesie chętnych po 75 dolarów za dzień. Pełny, czterodniowy karnet kosztować ma 110 dolarów, co wydaje się być ciekawą ofertą. Można się również spodziewać różnych zniżek, dzięki którym kilka $ może zostać w portfelach chętnych.
A teraz najważniejsze, czyli gry. Odwiedzający mogą spodziewać się możliwości zagrania w ukończone albo prawie ukończone wersje hitów, które swoją premierę mają zaplanowaną na wakacje, będą mogli wziąć udział w licznych turniejach oraz kupić co nieco, gdyż wystawcy będą prowadzić własne sklepiki. Największym wystawcą będzie Nintendo, które ogłoszone zostało wizytówką tegorocznej, pierwszej edycji targów. Rozmowy z innymi wielkimi firmami są cały czas prowadzone. Nie ma się co obawiać, gdyż reakcje na targi są bardzo pozytywne – trzeba było ograniczyć limit miejsca zajmowany przez jednego wystawcę, aby mogło zmieścić się ich więcej.
Dolaher podkreśliła aspekty, w których E for All będzie się różnić od E3 – pomijając oczywiście sam charakter imprezy masowej. Na targach co prawda będzie można poznać nowe informacje na temat przygotowywanych gier, ale zabraknie wielkich oświadczeń, długich przemów i konferencji prasowych. Cała impreza ma mieć dużo bardziej rozrywkowy i interaktywny charakter, ale już bez kosztujących fortunę, przygotowywanych miesiącami stoisk.
W myślach organizatorzy już planują E for All 2008. Część firm wyraziła zainteresowanie i chęć organizacji targów w Azji i Europie. Możliwe jest więc, że aby dotrzeć na ich przyszłoroczną edycję mieszkańcy Polski będą mieli o jeden ocean mniej do pokonania.
