Rzeź (na? w?) mitologii
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że posiadamy wehikuł czasu rodem z powieści H.G.Wellsa. Potrzebny będzie on z dwóch ważnych powodów. Pierwszy to taki, że przyszło nam opisać Titan Quest ponad pół roku po premierze. Trzeba zatem cofnąć czas i spojrzeć świeżo na tę produkcję. Drugi zaś powód, to miejsce i czas akcji tejże gry – świat antycznej Grecjii czy Egiptu. Zatem uruchamiamy maszynę i...
O cudzoziemcze...
Fabuła Titan Quest jest prosta jak konstrukcja cepa. Tytani, raz już wygnani, uciekli ze swojego więzienia i poczęli siać spustoszenie w antycznych krainach. By było ciekawiej, łączność (zapewne radiowa...) między Bogami a ludźmi została zerwana. Trzeba zatem nawiązać ją z powrotem, przy okazji kopiąc pewne części ciała mitycznym niemiluchom. Jak to zwykle bywa, hordy potworów jest w stanie powstrzymać jeden człowiek. Przy nim Leonidas i trzystu Spartan to uduchowione cieniasy. Mowa tutaj oczywiście o graczu i jego postaci.
Autorzy gry postanowili odrzucić zwyczajowe prawidła hack&slash. Tworząc bohatera, nie mamy predefiniowanych klas. Wystarczy tylko wybrać płeć postaci oraz jej imię i kolor tuniki. A potem już hajda na wroga.
Na poziomie drugim i ósmym mamy możliwość wybrania jednej ze ścieżek, odpowiednio: Ducha, Łotrostwa, Łowów, Burzy, Wojny, Natury, Obrony oraz Ziemi. Można trzymać się tylko jednej klasy, ale lepiej stworzyć miks z dwóch dowolnie przez siebie wybranych. Oczywiście nie wszystko gra ze sobą, dlatego dobrze jest tworzyć połączenie np. Łowów i Burzy. Wtedy strzały będą dodawały obrażenia od błyskawic czy mrozu.
...powiedz...
Pierwszą rzucającą się w oczy różnicą w stosunku do choćby takiego Diablo 2, jest generowanie własnej klasy. Mimo, że jest tu standardowe drzewko umiejętności, cały „zestaw” podzielony jest na etapy. W praktyce wygląda to tak, że najpierw trzeba zwiększać swoją ogólną wiedzę w danej klasie, a dopiero potem wybierać przynależne jej umiejętności. Te zaś podzielone są na kilka klas. Są zatem zdolności aktywne, czyli takie, które musimy sami uruchomić. Dalej mamy pasywne, działające zawsze, zaś na końcu zostają rezerwujące energię. Te ostatnie przydają się zwłaszcza graczom, którzy nie lubią magów. Wygląda to generalnie tak, że łucznik strzela sobie radośnie do wszelakich kreatur, jednak jego poziom energii jest stale zredukowany o wymaganą przez daną umiejętność wartość. Jest to wygodne i nie zaprząta zbytnio głowy gracza.
Druga sprawa to – niestety – brak losowości terenu. Jest to potężny minus w tym gatunku gier. I choć taki Dungeon Siege 2 zdołał się z tego wybronić, Titan Quest już nie za bardzo. Nie pomoże tu zwiedzanie antycznego świata, jeśli jest on wciąż taki sam. Nie wspominając już o lekkiej monotonności odwiedzanych lądów. Grecja? Zielone. Egipt? Żółte. Chiny? Zielone i szare. Choć graficznie ładnie toto wygląda, to niestety w kwestii grywalności już nie za bardzo. Jedyną rzeczą jaka może przyciągnąć do Titan Quest na dłużej, jest możliwość grania zupełnie innym zestawem klas. Ale niestety nic więcej, gdyż będziemy zwiedzać te same, predefiniowane tereny.
...Lacedemończykom...
Fabuła wiedzie poprzez najbardziej dystynktywne miejsca w antycznym świecie. Są to, w chronologicznej kolejności, Grecja, Egipt oraz Orient. Twórcy postarali się o to, by odwiedzić co ważniejsze i ciekawsze lokacje na danym lądzie. Przyjdzie nam zatem zarówno pobuszować po labiryncie w Knossos, jak też i wpaść do Sfinksa, czy urządzić mały Le Parkour na Wielkim Murze w Chinach. Warto przy okazji zaznaczyć, że wspaniałość tych miejsc jest wprost proporcjonalna do nudy. W kwestii misji głównych i pobocznych niestety wcale nie jest lepiej. Mapy skonstruowane są w ten sposób, że prędzej czy później na cel misji gracz natrafi i nie ma tutaj mowy o łażeniu byle gdzie i zaglądaniu w każdą dziuplę. Sama struktura zadań też nie jest szczególnie odkrywcza. Daleko tutaj Titan Quest do choćby misji pobocznych z Dungeon Siege 2. Przypominają one raczej te rodem z Diablo 2 – przynieś, zanieś, pozabijaj.
W takiej grze nie mogło oczywiście zabraknąć i zróżnicowanego ekwipunku oraz wszelakich klamotów do kolekcjonowania. Same przedmioty, nazwijmy je „użytkowe”, dzielą się na kilka klas. Są to, w kolejności od najmniej przydatnych, szare czyli zepsute, białe – normalne, zaś dalej żółte, zielone, niebieskie i fioletowe, kolejno magiczne, rzadkie, epickie oraz legendarne. Istnieją także zestawy przedmiotów, dość trudne do zebrania, lecz procentujące, gdy już taki zestaw uskładamy. Poza nimi istnieją dwie dość ciekawe klasy przedmiotów. Pierwsze to amulety. Zdobywamy je najczęściej na bestiach – skóry dzika, żądła, pióra, czy inny sphincter ani (no, może ten ostatni niekoniecznie). Warto czekać przy zbieraniu takich rzeczy, gdyż po skompletowaniu pięciu jednakowych, dany amulet zyskuje dodatkowe bonusy. Drugą klasą są relikwie. Tutaj spektrum jest równie szerokie – Prometeusz, Zeus, Horus, czy jakiś chiński Ding-Dong. Każda taka relikwia dodaje odpowiednie bonusy do danej klasy przedmiotów. Są zatem ulepszenia do zbroi, ale też i wisiorków czy pierścieni. Tak samo też, zebranie trzech fragmentów relikwi i połączenie ich w jedną, uruchamia dodatkowe zdolności przy danym przedmiocie. Jedynym minusem jest to, że przedmiot możemy nasycić tylko jednym amuletem czy relikwią. Z drugiej strony jest to plus, gdyż zapobiega to tworzeniu zabawek od których najtwardsi wrogowie padają po jednym uderzeniu.
Ostatnią rzeczą jest swoista rewolucja w hack&slash. Do tej pory, gdy zabijaliśmy choćby najmniejszego szczura, mogła z niego wypaść pełna zbroja płytowa. Titan Quest zrywa totalnie z tym schematem. Teraz z - na ten przykład - satyra-łucznika wypadnie zbroja skórzana bądź łuk, a z włócznika – włócznia. Sprawia to, że po pewnym czasie podczas podnoszenia przedmiotów z ziemi, gracz używa filtrowania zepsutych czy standardowych rzeczy. I podnosi także poziom adrenaliny podczas walk z co lepszymi potworami, gdyż z nich mogą wypaść przedmioty epickie czy legendarne. Jeśli atak wroga bardzo nas krzywdzi, znaczy to, iż być może za chwilę podniesiemy jego zabawkę z ziemi i dokonamy na innych niemiluchach srogiej pomsty w zapalczywym gniewie.
...że wierni...
Bestiariusz Titan Quest jest dość imponujący. Autorzy gry starali się, by odwzorować co ważniejsze mitologiczne stwory, jak też i nie wstawiać do rozgrywki jakichś absurdalnych potworów. Jak im to wyszło? I dobrze i źle. Dobrze, bo nie ma kosmitów, polityków i wielkich ślimaków-ludojadów. Źle, gdyż są takie kurioza jak szamani satyrów, bandy pomniejszych minotaurów, neandertalczycy (sic!) oraz nieszczęsne duszki ognia. Trzeba jednak przyznać, że nawet te co bardziej absurdalne kreatury są ciekawie zrealizowane. Na szczególną uwagę zasługują tutaj wszelkie araneae i inne pająkopodobne stwory. Występują one we wszystkich trzech aktach, w każdym pod inną postacią.
Można przypuszczać, że wśród projektantów bestiariusza był jakiś zapalony terrarysta. Dlaczego? Otóż niektóre pająki lub arachnosy (to humanoidalne, ale też i pająkopodobne stwory) jako żywo przypominają czarne wdowy, czy brązowe samotniki. Inne zaś są niemal jawnym przeniesieniem na ekran komputera ptaszników, zarówno podobnych do choćby Rodzaju Brachypelma, jak też i niezwykle kolorowego nadrzewnego Avicularia. Jest to może i smaczek zauważalny dla niewielu, ale niemniej przyjemny. Poza tymi stworzeniami, jest też możliwość kopnięcia w zad zarówno Minotaura, jak też i choćby (ekhem...) Chimery. Koniec końców, bestiariusz Titan Quest prezentuje się całkiem okazale i pomimo kilku potknięć, jest miłą odskocznią od hord demonów i fruwających glutów.
...ich prawom...
Czas wspomnieć o oprawie audiowizualnej. Graficznie Titan Quest prezentuje się całkiem ładnie. W wyrażeniu „całkiem” kryje się przede wszystkim oszukane 3D. Kamera jest stała i nie ma mowy o obracaniu pola widzenia. Możliwy jest tylko zoom, ale kto by go używał podczas walki ze stadem szarżujących harpii? Efekty specjalne są dość przyjemne. Zwraca uwagę niecodzienny w tego typu grach efekt rag-doll. Każdy stwór upada inaczej i choć nie ma to najmniejszego wpływu na rozgrywkę, zaznaczyć ów fakt warto. Niestety, wielkimi łyżkami dziegciu są odpowiednio – nuda i monotonia lokacji. Cóż z tego, że szalejemy po Wielkim Murze, jeśli cała okolica wieje nudą i stadami tych samych tygrysich stworów?
Jakby tego było mało, gra potrafi czasem bez pytania wyskoczyć do Windows, przy okazji psując plik z zapisaną postacią. Więcej – testowana swego czasu na GF FX5200 64MB i 768MB RAM potrafiła potężnie przycinać w rozdzielczości 800x600. Sprawdziliśmy ją zatem później i na innym sprzęcie, znacznie lepszym, bo Radeon X800 GTO 256MB i 2GB RAM. I tam także miała nieprzyjemne tendencje do szarpnięć w co bardziej newralgicznych momentach. Widać jasno więc, że twórcy nie postarali się zbytnio z optymalizacją kodu. Jest to niestety signum temporis, ale czy każda nowa gra musi być tak niedopracowana?
Ścieżka dźwiękowa nie porywa. Ot, jakieś brzdąkania i zawodzenia w tle, przerywane hurgotem ognistych kul i wrzaskiem padających satyrów. Nic nadzwyczajnego, ale też i nic specjalnie denerwującego.
Ponieważ gra została poddana polonizacji, z kronikarskiego obowiązku warto i o tym wspomnieć kilka słów. Jak to z CD-Projektem bywa, jest ona wykonana całkiem porządnie. Uważny czytelnik krzyknie „a-ha!”, gdyż znów napotkaliśmy wyrażenie „całkiem”. Otóż tym razem pod nim kryją się takie kurioza jak choćby zdolność „Przyzwanie mieszkańca jądra”. Z czym się to kojarzy, wspominać chyba nie trzeba. Do tego dość absurdalne tłumaczenia nazw co poniektórych stworów, choćby takich jak, cytujemy, Duszek Ognia – Demon. Pomimo tego jednak, kinowe spolszczenie jest porządne i te małe wpadki nie rzutują zbytnio na całość. Jedynym poważnym minusem jest to, że w rozdzielczości 800x600 polska czcionka wygląda wprost obrzydliwie.
...tu polegliśmy.
I jak będzie z Titan Quest? Można zawrzeć to w kilku słowach, odnosząc się przy tym do przepięknej frazy w śródtytułach. Titan Quest przy dłuższym starciu poległ, lecz nie jak Spartanie z sentencji Simonidesa z Keos. Poszło mu znacznie, znacznie gorzej. Oczywiście podróżujemy wehikułem czasu i udajemy, że nie ukazał się dodatek, który całkiem sporo zmienił, ułatwił i poprawił optymalizację silnika graficznego...
Tytuł: Titan Quest
Gatunek: action RPG
Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj
+ zawsze to miła odskocznia od Diablo
+ dość krótka (Tak, to zaleta)
+ bogaty bestiariusz
Minusy:
- kiepskia optymalizacja
- nudą wieje na kilometr
– kiepsko dobrany poziom trudności
Czas na opanowanie: mniej niż 1h
Poziom trudności: niski
Producent: Iron Lore
Wydawca: THQ
Polski wydawca: CD Projekt
Cena: 49,99 zł
Wersja: polska, kinowa
Strona www: http://titanquestgame.com