Po pierwsze, ani tyle tu śmiechu, ani tyle lekkości. Brak w końcu typowego dla komedii romantycznych rozstania i powrotu. Choć sytuacja wyjściowa zapowiada się w sumie dość typowo... Oto ona – Holly i on – Gerry. Jak nietrudno się domyślić – kochają się bezgranicznie. I po kilkunastu minutach sielanki następuje „zonk”. Gerry umiera. Rozumiecie? W komedii romantycznej – a w każdym razie w czymś, co jako komedia romantyczna u nas było promowane! Dalej jest też dość nietypowo, choć nawet logicznie, zważywszy na sytuację. Po pierwsze: Holly ma dość życia i najchętniej zamknęłaby się we własnej skorupie, zapakowała w karton i jeszcze zakopała pod ziemią, żeby nikt nic od niej nie chciał. Po drugie, wszyscy oczywiście chcą ją pocieszać, z matką (Kathy Bates) i przyjaciółkami na czele (jedną z nich gra świetnie Lisa Kudrow). Po trzecie w końcu, a to rozwiązanie najbardziej nietypowe, zmarły mąż zadbał o to, by po jego śmierci realizował się pewien plan, który stanowi niejako nową siłę sprawczą w życiu Holly.
W gruncie rzeczy, choć P.S. Kocham Cię zaczyna się i rozwija bardzo nietypowo, to zmierza, już zgodnie z regułami gatunku, do szczęśliwego zakończenia. I nie zdradzamy tu wcale tajemnicy, bowiem tego domyślić się najłatwiej. Po drodze autorzy przedstawiają oczywiście receptę na to, co powinna robić młoda wdowa, aby uporać się z traumą. I paradoksalnie to, co miało być chyba największym atutem filmu, staje się jego największą wadą. Recepta jest bowiem nadzwyczaj banalna: pójść na imprezę, chodzić na randki, wyjechać. Niby to rady dość życiowe, ale przedstawione bez zbytniego komizmu mają dość siermiężny wydźwięk. P.S. Kocham Cię stopniowo przeradza się bowiem w mało śmieszną opowieść o kolejnych próbach podejmowanych przez Holly. Śmiejemy się jakby niewiele, choć to zapewne kwestia poczucia humoru, a dodatkowo zaczynamy nieco ziewać, bo film jest przydługi, niczym wyprawa koleją transsyberyjską. Niby śledzimy kolejne etapy „niespodzianki”, jaką po śmierci zgotował żonie Gerry, ale jakoś robimy to bez entuzjazmu. Wygląda trochę na to, że autorzy stawiając na nietypową fabułę, nie mogli się zdecydować, czy robią komedię czy dramat. Na jeden gatunek jest z pewnością za mało śmiechu, na drugi zabrakło powagi i pogłębionej analizy sytuacji. Sprawy nie ratuje, niestety, aktorstwo. Mająca na koncie Oscara Hilary Swank dwoi się wprawdzie i troi, ale najzwyczajniej chyba nie pasuje do roli pokrzywdzonej przez los, wycofanej i zapłakanej wdowy. Zdecydowanie lepiej wypadała jako chłopak lub na bokserskim ringu. Kathy Bates na ekranie po prostu jest, bo więcej o jej roli powiedzieć się nie da. I nie chodzi wcale o to, że z wiekiem stępił się jej aktorski kunszt. Po prostu postać matki jest płaska, przewidywalna i jednowymiarowa, więc... co tu grać? Dobrego słowa nie można też powiedzieć o obu panach. Gerard Butler i Harry Connick Jr. z pewnością wprawią w drżenie kilka dziewczęcych serc swymi perlistymi uśmiechami, ale aktorsko są po prostu słabiutcy. Operowanie uśmiechem i kilkoma grymasami to jednak zbyt mało by tchnąć w postaci choć odrobinę życia.Generalnie więc P.S. Kocham Cię z upływem kolejnych minut coraz bardziej rozczarowuje. Film miał potencjał, autorzy chcieli pokusić się o jakąś oryginalność w opartym na kliszach komediowym nurcie, ale czegoś jednak zabrakło. Ot, taki ciepły, ale nie gorący, trochę zwietrzały filmik.
Plusy: + ciekawy pomysł + ładnie pokazana Irlandzka prowincja Minusy: - średnie aktorstwo - gatunkowe niezdecydowanie twórców Tytuł: P.S. Kocham Cię Reżyser: Richard LaGravenese Scenariusz: Steven Rogers, Richard LaGravenese Zdjęcia: Terry Stacey Muzyka: John Powell Obsada: Hilary Swank, Gerard Butler , Harry Connick, Dean Winters Produkcja: USA, 2007 Dystrybucja: Monolith Films Strona WWW: tutaj