Ian Johnson stojący na szczycie jednego z nowych studiów Codemasters w Guildford, wyszedł ze stosunkowo ciekawą inicjatywą. Chcemy, by nasze gry były lepsze od tych produkowanych w USA? No to połączmy siły! W końcu co złego może się stać?
Ian Johnson stojący na szczycie jednego z nowych studiów Codemasters w Guildford, wyszedł ze stosunkowo ciekawą inicjatywą. Chcemy, by nasze gry były lepsze od tych produkowanych w USA? No to połączmy siły! W końcu co złego może się stać?
Pomysł pochwalił Stuart Whyte z Lionhead Studios, które przecież niejako mieści się właśnie w Guildford. Według niego, wymiana pracownikami między miejscowymi studiami może wszystkim wyjść tylko na dobre. Dzięki takim działaniom, stały przepływ wiedzy między kolejnymi ekipami stanie się w Wielkiej Brytanii standardem, z którego wszyscy skorzystamy. Spójrzcie tylko na to z perspektywy rozpustnego gracza - dobrych gier, na które przepuścimy tysiące złotych nigdy przecież za wiele.
W czasach, kiedy sytuacja na rynku sprowadza się do dominacji gigantów i powolnego wymierania mniejszych developerów (o ile nie są to producenci niezależni, których w tej chwili wielbi się na ołtarzach), takie rozwiązanie wydaje się być jedynym, które pomoże utrzymać się kilku ekipom na powierzchni. Jakby nie było, genialne pomysły nie znaczą już zbyt wiele nawet w obliczu dobrych chęci, kiedy idą w parze z fatalnymi rozwiązaniami technologicznymi. Całkiem sprytny sposób na oszczędności przy produkcji gry i branżową selekcję naturalną.
"Pamiętajmy, że nasi konkurenci w krajach takich jak Kanada mają nieco łatwiej ze względu na ulgi podatkowe, stąd jeśli chcemy wygrać - musimy być wydajni" - Ian Johnson, Panie i Panowie. Swoją drogą, byłoby ciekawiee, gdyby ostatecznie lokalni developerzy nieco uprościli sprawę i połączyli się w coś na wzór tego. Ot, ostateczna fuzja, stanowiąca owoc ciężkiej współpracy.