Trudno wskazać, kiedy walka o dominację na rynku gier piłkarskich przerodziła się w starcie tylko dwóch serii. Na placu boju pozostały jedynie Pro Evolution Soccer, kochane przez „prawdziwych” graczy, oraz FIFA – celująca w masowego odbiorcę, łatwiejsza, mniej techniczna, po prostu gorsza. Łatwo natomiast wskazać, kiedy ta druga zaczęła się zmieniać i w końcu prześcignęła zacnego rywala, stając się najlepszą serią gier o piłce nożnej. Stało się to wraz z nadejściem konsol obecnej generacji. EA Canada opracowali plan, wedle którego co roku poprawiają pewne fragmenty rozgrywki i dokładają nowe rozwiązania, i ściśle się go trzymają. Efekt jest taki, że już przy okazji FIFA 10 media piały z zachwytu, a ich zdanie podzielali również gracze. „Jedenastka” była już tak doszlifowana, że wydawało się niemożliwe, by dołożyć jeszcze jakieś nowości, które realnie wpłyną na rozgrywkę, a przy tym będą dostrzegalne przez kogoś, kto do maniaków piłki się nie zalicza, tylko interesuje się futbolem od święta. Bo nabywcy muszą mieć jakiś powód, by chcieć wydać pieniądze na produkt, który na pierwszy rzut oka wydaje się identyczny, jak jego poprzednik.
Całą treść recenzji znajdziecie za czerwoną belką: