Artykuł: Syndicate - graliśmy w tryb dla pojedynczego gracza

gram.pl
2011/10/26 18:30

Podczas EA Winter Showcase Myszasty miał też okazję zagrać zarówno w tryb dla pojedynczego gracza, jak i kooperację w najnowszej strzelance studia Starbreeze zatytułowanej Syndicate. Dziś opowie o tym pierwszym.

Artykuł: Syndicate - graliśmy w tryb dla pojedynczego gracza

GramTV przedstawia:

Komentarze
23
Usunięty
Usunięty
30/10/2011 22:26
Dnia 30.10.2011 o 22:04, maniekk napisał:

Czyli niedługo skończymy jak w filmie " Idiocracy". ;)

Idiocracy nie oglądałem, ale z pewnością jesteśmy na dobrej drodze do tego, by skończyć jak ludzie w "WALL-E''m". Najsmutniejsze jest w tym wszystkim to, że nie tylko mamy to na własną prośbę, ale wszelkie próby walczenia z tym lub przeciwstawiania się temu zjawisku, skazane są z góry na niepowodzenie i publiczne szyderstwa. W skrócie: głupiejemy, gnuśniejemy i jest nam z tym dobrze.

Usunięty
Usunięty
30/10/2011 22:04

Czyli niedługo skończymy jak w filmie " Idiocracy". ;)

Usunięty
Usunięty
30/10/2011 20:16
Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

Taka gra już wyszła na PC i Amigę w 1993 roku i nazywała się Hired Guns :)

A rzeczywiście, zupełnie o niej zapomniałem... Nic dziwnego, że gdy pisałem ten opis (a masło jest maślane), brzmiało to wszystko podejrzanie znajomo...

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

dlaczego jeśli się reanimuje znaną markę to od razu musi to być FPS?

Z bardzo prostej przyczyny. Ponieważ to portfele graczy decydują o tym, jakie gry się robi, a gracze jednoznacznie dają do zrozumienia, że interesują ich tylko FPSy. Porównaj sobie sprzedaż CoDów i np. serii Total War... Czy zatem nie opłaca się robić już innych gier, niż FPSy? Opłaca, jasne. Ale mając do wyboru możliwość sprzedania stu tysięcy egzemplarzy gry albo kilku milionów egzemplarzy gry, który wariant byś wybrał jako wydawca?

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

Czy rozwiązania które były wcześniej i się sprawdziły teraz już są do kitu?

Odpowiem w trochę pokrętny sposób, ale co tam. Porównajmy sobie trzy gry: DOOM, Medal of Honor: Allied Assault i CoD: MW2. Mamy trzy FPSy z trzech różnych epok. W tym pierwszym trzeba było się czasem nieźle nagimnastykować, nabiegać, naszukać, żeby przejść dalej. Czasem człowiek potrafił się nieźle zamotać i najzwyczajniej w świecie zgubić. A mimo to grało się dalej. Następny jest MoH - tu już dość mocno ograniczono swobodę, choć pewne jej "elementy" nadal pozostały. Np. mogliśmy ostrożnie przebiegać od kryjówki do kryjówki, ale wtedy nie udało nam się czegośtam osiągnąć i medalu nie było; albo można było gnać na złamanie karku przed siebie, żeby medal dostać (pamiętam, że chyba za przeprowadzenie całej załogi czołgu był jakiś medal, a w tym celu trzeba było trochę nakombinować). Poza tym było trochę otwartych terenów, gdzie to gracz decydował, czy wyeliminuje przeciwników, czy może raczej ominie ich szerokim łukiem. I wreszcie CoD - gra oskryptowana do bólu. Swobody zero, idziemy od A do D przez B i C, ani na krok nie możemy zboczyć ze ścieżki. Przeciwnicy pojawiają się zawsze w tych samych miejscach i zawsze robią to samo. Od gracza oczekuje się praktycznie tylko tego, by w odpowiednim momencie strzelił. Nic więcej.Albo drugi przykład, trochę krótszy. Diablo II i Diablo III. W tym pierwszym bez większych problemów można było stworzyć postać, która nie nadawała się do niczego. Wystarczyło źle rozdzielić punkty umiejętności i pozamiatane. Na Nightmare nasza postać co chwilę ginęła, a na Hell nie była w stanie nawet wyjść z obozowiska Łotrzyc. Cóż zatem robi Blizzard? Eliminuje możliwość skopania czegoś, żeby tylko graczom nie było za trudno.A teraz odpowiem na Twoje pytanie: nie, rozwiązania, które wcześniej się sprawdziły, teraz nie są do kitu. One są po prostu nieopłacalne, a to zasadnicza różnica. Wydawca może oddać w ręce graczy tytuł, który będzie od nich wymagał czegoś więcej, niż tylko szybkiego klikania. Sprzeda kilkadziesiąt, może kilkaset tysięcy egzemplarzy (jeśli tytuł będzie naprawdę dobry). Albo może wypuścić grę, która będzie sprowadzała się właśnie do szybkiego klikania, nie wymagając przy tym szczególnej "gimnastyki" umysłowej. W tej drugiej sytuacji może liczyć na kilka milionów sprzedanych egzemplarzy. Jak sądzisz, ilu wydawców zdecyduje się z własnej i nieprzymuszonej woli zrezygnować z willi na Karaibach i Zondy w garażu na rzecz wynajmowanego mieszkania i rozpadającej się Fiesty, tylko po to, by dochować wierności "oryginałowi"? Masz trzy odpowiedzi do wyboru:a) Wielub) Niewieluc) Pomarańczowy

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

Podbić rozdzielczość, lepsze tekstury, duża doza zabawy i się sprzeda.

Chciałbym podzielać Twój entuzjazm. Naprawdę bym chciał. Niestety, doświadczenie pokazuje, że nie zawsze jest tak różowo. Powodem śmierci (lub, jak kto woli, przejścia do gatunku indie) takich gatunków, jak przygodówki czy przewijane shootery (w stylu Raptora) nie jest to, że pochodzą z innej "epoki", ale to, że wymagają od gracza czegoś więcej, niż tylko trzymania palca na spuście. Wymagają myślenia, odrobiny refleksu i zręczności itp, a to oznacza, że niewielu osobom będzie chciało się w nie grać. Smutne, ale prawdziwe. Sam chętnie zagrałbym w kolejną część Maniac Mansion, ze zwariowanym humorem, jakim ociekała Day of the Tentacle. Mogę sobie co najwyżej pomarzyć.

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

Jeśli jest tak jak mówisz, to dlaczego gdy ktoś powie o serii Might & Magic, to przed oczami staje albo typowe RPG lub strategia, a nie odłamy serii w typie Dark Messiah?

Z tego samego powodu, z którego gdy ktoś powie "Heroes of Might and Magic", przed oczami staje trzecia część (chyba najlepsza), a nie szósta. Z tego samego powodu, z którego gdy ktoś powie "Need for Speed", przed oczami stają wyścigi luksusowych wózków sportowych, a nie ściganie się "składakami" po górach. Z tego samego powodu, z którego gdy ktoś mówi "Final Fantasy", przed oczami staje Cloud Strife, a nie Vaan (ciekawe ile osób jest w stanie podać BEZ SPRAWDZANIA W NECIE z której części serii ta postać pochodzi?). I tak dalej...

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

W chwili obecnej Cannon Fodder zniknąłby w powodzi FPS''ów zalewających rynek, nie byłoby w nim nic co przykuwałoby uwagę na dłużej.

Cóż, zobaczymy, czy taki los spotka Syndicate lub X-Com. Obawiam się że tak, ale nie dlatego, że są (będą?) to produkcje słabe, ale dlatego, że w tej chwili raczej rzadko spotyka się tytuły, które za kilka lat nadal będziemy pamiętać. Między innymi dlatego, że powstaje coraz mniej nowych marek, a wydaje się n-te części serii sprawdzonych.

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

Niestety w chwili obecnej nie robi się już gier dla klienta, który lubi pomyśleć. Dlaczego nie wypuszczą X-Winga w wersji unowocześnionej (nawiązuję do rozmowy w innym temacie), prawdopodobnie były za trudny dla obecnego odbiorcy.

Pamiętam, jakie emocje wzbudzał we mnie X-Wing. Miałem wtedy ''naście lat i szalałem za tą grą. Pamiętam, że miałem dres z materiału, który ciężko mi teraz nazwać. Nie był to ortalion, ale zdecydowanie był sztuczny, tyle tylko, że bardzo mięciutki, prawie jak bawełna. Nieważne. W każdym razie wpuszczałem bluzę od dresu w spodnie, udając, że jest to kombinezon pilota. Pamiętam też, że dzięki X-Wingowi przeżyłem swoją pierwszą (i jak do tej pory - jedyną) przygodę z wyszywaniem, bo tak się podjarałem rolą pilota w Sojuszu, że koniecznie chciałem sobie zrobić zestaw baretek, jakie moja postać w grze "zebrała". Teraz, prawie dwadzieścia lat później, brzmi to śmiesznie. Wtedy było to niesamowitym, "magicznym" przeżyciem. Ech, chyba schodzę z tematu i jeszcze na dodatek się rozklejam.Tak czy siak, wychodzę z założenia, że gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Na porządny remake Syndicate czy X-Com nie mamy raczej co liczyć (choć pojawiają się plotki o Syndicate HD, ja uważam, że nazwa ta odnosi się po prostu do FPSa), pozostaje zatem zadowolić się remake''ami. JEŚLI okażą się tego warte.

Dnia 30.10.2011 o 18:34, maniekk napisał:

Pozdrawiam.

Wzajemnie :)




Trwa Wczytywanie