Wśród graczy krąży opinia, że wielcy wydawcy to zło wcielone, odbierające grom ich miodność i kastrujące twórców z kreatywności. Bywa, iż w takich twierdzeniach jest nieco racji, ale jeśli spojrzeć od podszewki na proces twórczy, nie jest to już takie jednoznaczne. To, że produkt powstaje w niszy, nie znaczy, że automatycznie musi być skazany na niszową sprzedaż. Jakoś jednak zwykle tak się dzieje. Oczywiście, może to wynikać z mniejszego budżetu, ale zaryzykuję dziś przewrotne stwierdzenie, że może to też być ceną za niezależny proces twórczy. Inaczej mówiąc, za to, iż nikt nie stoi autorom nad głową i nie powtarza uparcie: iterate, iterate.Całość mojego dzisiejszego felietonu z cyklu W samo południe znajdziecie klikając w przycisk poniżej: