Tematem artykułu będzie nie tyle sama gra, co problem jaki wywołała. Owym problemem są płatne rozszerzenia DLC, które w ciągu ostatnich siedmiu dni rozpaliły naszych Czytelników do czerwoności.
Tematem artykułu będzie nie tyle sama gra, co problem jaki wywołała. Owym problemem są płatne rozszerzenia DLC, które w ciągu ostatnich siedmiu dni rozpaliły naszych Czytelników do czerwoności.
W obu przypadkach twórcy oferują wzburzonym graczom zupełnie inne tłumaczenia - jedni zastawiają się kompatybilnością, inni zdradzają arkana procesu produkcji, w którym to DLC powstawało w pocie czoła już po zakończeniu prac nad pierwotnie planowaną zawartością. Swoje trzy grosze do gorących dyskusji o dystrybuowanych drogą cyfrową dodatkach dorzucili też (nie pierwszy już zresztą raz) przedstawiciele CD Projekt RED, którzy twierdzą, że za te najmniejsze rozszerzenia opłat nie powinno się pobierać w ogóle. Co ciekawe, jeszcze przed kilkoma laty taka dyskusja nie miałaby w ogóle prawa bytu. Dziś wydawcy zarabiający krocie na tych niewielkich DLC pukają się w czoło i pytają, jak niektórzy z naszych Czytelników, o powody, dla których nie mieliby kasować graczy za zawartość dodatkową.
Argumenty padały różne, głównie takie, które pokazywały, że firmy oferujące darmowe DLC czerpią z tego wymierne korzyści także dla siebie. Ja jednak posłużę się innym, który w dobie stojącego na piedestale pieniądza i stawianego ponad wszystko dbania o swój interes prawdopodobnie zostanie zrugany, wyśmiany i natychmiast odrzucony przez pragmatyków. Tym argumentem jest szacunek do klienta. Jeżeli jakaś zawartość jest w dniu premiery gry skończona, przetestowana i gotowa do wypuszczenia, to dla mnie pobieranie za nią dodatkowych opłat jest właśnie brakiem tego szacunku. Z drugiej strony, kiedy patrzę na wieść, że 40 proc. z wszystkich klientów jednej z największych amerykańskich sieci kupiło w dniu premiery wspomniane DLC do Mass Effect 3, to zastanawiam się, czy my, gracze, w ogóle od wydawców tego szacunku do siebie wymagamy. Jedną sprawą jest bowiem wojowanie na forach, a inną - tą kluczową - głosowanie portfelem. Jeśli tak będziemy głosować, to obawiam się, że niedługo skończymy w ciemnej d...ziurze.
Skoro bowiem sytuacja, w której dana zawartość jest wycinana, czy zrobiona odrębnie, ale gotowa w dniu premiery (pal pies jak to sobie nazwiemy), przez sporą grupę osób postrzegana jest jako coś w pełni akceptowalnego, to jest to sygnał dla firm przewodzących temu przemysłowi, że mogą dalej bawić się przesuwaniem granic i testować naszą wytrzymałość na nowe, coraz bardziej bezczelne pomysły. Wyżej zarysowane okoliczności zmuszają mnie do smutnej dla mnie konkluzji, że może to ze mną jest coś nie tak i po prostu nie potrafię przystosować się do nowoczesnych standardów. Na razie, wspierany chórem niezadowolonych konsumentów i głosami takich choćby producentów, jak CD Projekt RED, obstaję jednak przy swoim z nadzieją, że nie będę musiał za kilka lat cedzić przez zęby pełnego rozgoryczenia "a nie mówiłem...".
Zobacz też: Gra tygodnia #9: Assassin's Creed III