Seks i przemoc niekiedy są tylko tanimi sztuczkami, mającymi na celu przyciągnięcie uwagi, ale w niektórych przypadkach ich występowanie jest uzasadnione - twierdzi Marcin Iwiński.
Seks i przemoc niekiedy są tylko tanimi sztuczkami, mającymi na celu przyciągnięcie uwagi, ale w niektórych przypadkach ich występowanie jest uzasadnione - twierdzi Marcin Iwiński.
- Jeśli seks jest nadużywany w marketingu, prawdopodobnie z promowanego produktu nie wyjdzie nic dobrego - stwierdza. - Serio, uważam, że rynek eliminuje wszystkie słabości i tanie sztuczki. Jednocześnie mężczyźni podejmują określone decyzje pod wpływem hormonów. Ludziom płaci się za to, by troszczyli się o rynek i znali go bardzo dobrze. Czy w niektórych przypadkach jestem obrażany? Oczywiście - komentuje.
- Kiedy ludzie nie robią tych rzeczy dobrze, spada na nich morze krytyki. Na każdy produkt trzeba jednak patrzeć jednostkowo. Reszta zależy od gustu odbiorcy. W Wiedźminie nie jesteśmy Dungeons & Dragons, w którym całowanie jest zakazane. To nie świat Barbie. Game of Thrones jest tego świadectwem. Kiedy seks ma sens, nie wahaj się go użyć. Tak właśnie przecież było w średniowieczu, tak jest i dziś - zauważa Iwiński.
Podkreśla również, że zarówno w Wiedźminie, jak i w Game of Thrones, wszystko sprowadza się do władzy, polityki i seksu. Podteksty seksualne są jego zdaniem słuszne, jeśli gra broni się sama w sobie. - To tylko część tego świata. Jedni będą tego nadużywać, inni nie - konkluduje.