Co może być lepsze dla fana serii niż ukazanie się kolejnej części gry? Kolejna część, która jest znacznie lepsza niż wszystkie poprzednie odsłony zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i innowacje w mechanice rozgrywki!
Co może być lepsze dla fana serii niż ukazanie się kolejnej części gry? Kolejna część, która jest znacznie lepsza niż wszystkie poprzednie odsłony zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i innowacje w mechanice rozgrywki!
Ubisoft wpadł na genialny pomysł, by nie tylko przedstawiać w serii Assassin’s Creed prawdziwe wydarzenia znane z kart historii, ale też wydać grę nawiązującą do przewidywanego końca świata, który miał nastąpić 21 grudnia 2012 roku, gdy zakończy się kolejny cykl Długiej Rachuby kalendarza Majów. Na ten moment twórcy przygotowywali graczy już od pierwszej części serii, gdy Desmond oglądał napisy zostawione przez swojego poprzednika w laboratorium Abstergo. Długo zastanawiałam się, w jaki sposób poradzi on sobie z uratowaniem ludzkości przed zagładą. Po ukazaniu się Assassin’s Creed: Brotherhood odniosłam wrażenie, że nie chodzi tylko o koniec świata, ale też o knowania pewnej istoty, której źle z oczu patrzy - i oto nadszedł moment, kiedy te przewidywania się sprawdziły. Zamiast zakończenia, po którym wszyscy żyją długo i szczęśliwie mamy jeszcze bardziej skomplikowaną sytuację niż na początku. Nie ma wątpliwości, że Assassin’s Creed III nie jest ostatnią częścią serii, a Ubisoft nie zostawił furtki dla przyszłych odsłon, a szeroko otwarte wrota.
W Assassin’s Creed III nie mamy już również jednoznacznego podziału na dobrych asasynów i złych templariuszy, ba – przez pewien czas możemy obserwować wydarzenia z perspektywy jednego z nich. Kiedy Connor zabija swoje kolejne cele, dowiaduje się, że nie wszystko było takie, jak mogłoby się wydawać (oczywiście, przy założeniu, że kiedy każdy z jego przeciwników umiera, mówi prawdę). Nigdy się też nie dowiemy, czy życie mieszkańców jego rodzinnej wioski byłoby łatwiejsze, gdyby templariuszom udało się zrealizować swoje zamiary. Sam Connor jest wyjątkowym bohaterem – wychował się wśród Mohawków i kieruje się w życiu inną filozofią niż biali ludzie. Nie każdemu musi się podobać jego naiwność, ale doceniam, że Ubisoft dołożył wszelkich starań, by stworzyć niezwykłą, a jednocześnie wiarygodną postać.
Prócz brania udziału w ważnych bitwach, zabijania templariuszy i spotykania się z ważnymi osobistościami mamy okazję również odetchnąć i zająć się bardziej przyziemnymi problemami, jak chociażby pomaganie przyjacielowi w zdobyciu serca pewnej kobiety czy wybudowanie karczmy dla osadników, którzy rozpoczynają nowe życie w pobliżu domostwa Davenporta. Może to dziwne, że podczas gry uśmiecham się tak, jakby szczęście to spotkało prawdziwych ludzi, ale miło czasem odetchnąć od ratowania świata, zabijania i zajmowania się sprawami, od których zależą losy tysięcy osób.
A skoro już o zabijaniu mowa, seria Assassin’s Creed urzekła mnie w pierwszej części systemem walki i świetnymi animacjami. Cóż z tego, że strażnicy zachowywali się nierealistycznie i czekali na swoją kolejkę? Uważam, że było to znacznie lepsze rozwiązanie niż maltretowanie przycisków i rąbanie wszystkiego co znajduje się wokół. Kolejne części, w których sterowaliśmy Eziem, oferowały usprawniony system walk, ale miały jedną poważną wadę: gra stała się zbyt łatwa po wprowadzeniu pancerzy i lekarstw (nie mówiąc już o serii zabójstw), i chociaż można było cieszyć się fantastycznymi animacjami, to wybicie całej armii nie sprawiało wielkiej satysfakcji. Ezio podczas bitwy o Bunker Hill mógłby z powodzeniem obiecać Putnamowi, żeby poczekał, aż sam rozgromi armię brytyjską – na szczęście Connor nie mógłby sobie na to pozwolić.
W Assassin’s Creed III powróciło genialne rozwiązanie z jedynki – brak pancerzy i apteczek oraz pasek synchronizacji, który z czasem odnawia się sam, dzięki czemu walka (nareszcie!) stanowi pewne wyzwanie. Dodatkowo wprowadzono nowe archetypy przeciwników i trzeba pamiętać, na których lepiej działa kontra, a na których – rozbrojenie, kiedy stosować unik, a kiedy jak najszybciej szukać żywej tarczy. To jednak nie koniec – chociaż umknięcie strażnikom bywa czasem bardzo trudne, zwłaszcza na trzecim poziomie poszukiwania, jest to często lepsze rozwiązanie niż próba zabicia wszystkich przeciwników, którzy bezustannie nadbiegają ze wszystkich stron, zwłaszcza, że z czasem stają się coraz silniejsi.
Assassin’s Creed III to nie tylko świetna fabuła i poprawione błędy poprzedniczek, ale i powiew świeżości w serii dzięki wprowadzeniu dzikich terenów pogranicza i morskich bitew. Tuż po uruchomieniu gry przez długi czas nie mogłam oderwać wzroku od ekranu – przyglądałam się wszystkiemu, napawając się każdym szczegółem. Zamiast biegać od jednego znacznika misji do drugiego, bez pośpiechu zwiedzałam każdą kolejną lokację – świątynię Pierwszej Cywilizacji, operę, statek, którym płynął Haytham do Ameryki, Boston i w końcu pogranicze - zarówno latem, jak i zimą. Nie mogłam się doczekać, by zacząć wspinaczkę po drzewach, polowanie na zwierzęta, wypróbować nowy systemem ekonomii i przekonać się, jak to jest być kapitanem statku. Okazało się, że polowanie i bieganie po gałęziach zostało świetnie zrealizowane. Kiedy już Connor stanął za sterem Aquili, przekonałam się, że Ubisoft nie przesadzał, mówiąc, że same bitwy morskie wystarczyłyby na całą grę – pływanie po morzach, ostrzeliwanie wrogich statków z armat i walka na pokładzie rzeczywiście jest genialna.
Assassin’s Creed III miało tylko jedną wadę: wersja pecetowa ukazała się z kilkutygodniowym poślizgiem względem konsolowej. Grałam na PC i chociaż nie przeszkadzało mi to, że trzeba było dłużej czekać, to trudno było nie natknąć się na spoilery zdradzające, że Desmond znajdzie w świątyni Pierwszej Cywilizacji statek kosmiczny, na który zabierze trochę ludzi i różne gatunki zwierząt (niczym Noe na swoją arkę), po czym odleci gdzieś w głąb galaktyki, by na innej planecie założyć nową kolonię i w ten sposób ocalić ludzkość przed całkowitą zagładą.
(Zanim zaczniecie wydrapywać sobie oczy na widok nieoznaczonego spoilera - spokojnie. To nie jest prawdziwe zakończenie Assassin's Creed III.)
W tym roku, z racji uruchamiania nowej wersji serwisu, niestety nie udało nam się zorganizować wyborów gry roku dla naszych użytkowników. Zamiast tego przygotowaliśmy serię wpisów od ekipy gram.pl prezentujących nasze prywatne gry roku i najbardziej wyczekiwane przez nas tytuły. Zachęcamy również do dzielenia się własnymi typami w komentarzach.