W zalewie sequeli, gier przeciętnych i nijakich, rok 2012 przyniósł tytuł, który zdobył już tyle nagród, że przestałem je zliczać. Trudno, jeszcze jedno GOTY dostanie ode mnie. Za całokształt i podtrzymanie nadziei, że gry wideo rozwijają się we właściwym kierunku.
The Walking Dead odbiega bowiem od schematów, posiada własne rozwiązania, które nie wykluczają partycypacji w bardzo dobrej i całkiem nowatorsko przedstawionej historii kosztem przyjemności czerpanej z samej rozgrywki. Bardzo cenię sobie gry przygodowe, bardziej nawet cenię sobie świetne, wciągające scenariusze, które mam przyjemność w nich odgrywać, ale zazwyczaj w pewnym momencie płynność rozgrywki zostaje przerwana przez potrzebę znalezienia jakiegoś dziwnego przedmiotu lub rozwiązania skomplikowanej zagadki. W The Walking Dead tego nie ma, tam następuje pełne zanurzenie w przedstawianą historię Lee i Clementine, gameplay jest tylko dodatkiem, absolutnie nienachlanym, wręcz niewidocznym.
I ten moment oczekiwania. Po pierwszym odcinku uczucie „wow!” miesza się z „czemu tak krótko?”. Więc czekam. Odpalam drugi epizod i jest jeszcze lepiej. I jeszcze lepiej. Aż nadchodzi finał, który w pewnej scenie doprowadza mnie niemal do łez wzruszenia, gra na moich emocjach, ja to czuję, przeżywam, a to niemal nigdy przed telewizorem i padem w dłoniach mi się nie zdarza. The Walking Dead mnie mami jak każda inna gra, ale w odróżnieniu od innych tu się autentycznie wczuwam, nie muszę się oszukiwać, że na losach dowolnego bohatera w jakikolwiek sposób mi zależy. Tu przychodziło to naturalnie, pewnie dlatego, że przez cały czas miałem wrażenie, że uczestniczę w serialu, w którym to ja decyduję o tym co mówię i mam wpływ na to, jak to wszystko dalej się potoczy, a nie w grze, która wpierw wymaga ode mnie przejścia tutoriala i zapoznania się z podstawami mechaniki, by dopiero później pozwolić czerpać radość z rozgrywki.
GramTV przedstawia:
Ten „brak gameplaya” był dla wielu argumentem, że The Walking Dead nie jest grą pełnoprawną, co argumentem jest tak bzdurnym, że zasługuje co najmniej na tytuł najbzdurniejszego argumentu roku. Bo cóż z tego, że w The Walking Dead zagadek jest jak na lekarstwo, walka nie jest w ogóle wymagająca, nie mówiąc już o tym, że nie trzeba ganiać po całej mapie w poszukiwaniu przedmiotu wielkości martwego piksela? Dla mnie to największy plus tej produkcji i promyk nadziei na to, że pozostali twórcy zwrócą się ku prezentowaniu ciekawych historii i postaci w grach bardziej, niż nad komplikowaniu życia ludziom, którzy z grami wcześniej nie mieli wiele wspólnego. The Walking Dead jest perfekcyjnym przykładem na to, że odchodząc od rdzewiejących schematów ku nowej, uproszczonej do maksimum mechanice rozgrywki, można stworzyć grę angażującą odbiorcę na każdym poziomie. I za tę odwagę do Telltale Games mam ogromny szacunek. Takich gier potrzeba naszej gałęzi rozrywki.
W tym roku, z racji uruchamiania nowej wersji serwisu, niestety nie udało nam się zorganizować wyborów gry roku dla naszych użytkowników. Zamiast tego przygotowaliśmy serię wpisów od ekipy gram.pl prezentujących nasze prywatne gry roku i najbardziej wyczekiwane przez nas tytuły. Zachęcamy również do dzielenia się własnymi typami w komentarzach.