Długo się zastanawiałem nad wyborem, bo rok 2012 obrodził w gry, które mi bardzo zasmakowały. Ostatecznie jednak postanowiłem wybrać Assassin's Creed III, dlatego, że na rynku brakuje dojrzałych opowieści, mogących wzbudzić w nas silne emocje.
Długo się zastanawiałem nad wyborem, bo rok 2012 obrodził w gry, które mi bardzo zasmakowały. Ostatecznie jednak postanowiłem wybrać Assassin's Creed III, dlatego, że na rynku brakuje dojrzałych opowieści, mogących wzbudzić w nas silne emocje.
Z wielkim bólem serca odsunąłem na bok nawet gry, przy których spedziłem horrendalne ilości czasu, takie jak XCOM: Enemy Unknown czy Crusader Kings II. Postanowiłem dać swój głos jaskółce, która wiosny nie uczyni, jeśli nie przekona wydawcy, że warto starać się i tworzyć dojrzałe fabuły. A przekonać może sprzedaż, ta zaś jest zależna od graczy. Prawda jest taka, że większość gier unika niejednoznaczności, a twórcy nawet najlepszych scenariuszy przede wszystkim koncentrują się na dynamicznej akcji i eskalacji napięcia. Sytuacja trochę przypomina to, co znamy z filmów. Hollywoodzkie superprodukcje idą po linii najmniejszego oporu, a ambitnemu kinu brak budżetu. Dlatego musiałem uhonorować najnowszą cześć asasyńskiej sagi: mamy tu i wielki budżet i ambitny scenariusz.
Po pierwsze gry to nie jest coś, przy czym zwykłem mieć wilgotne oczy. Ostatnim razem, gdy byłem naprawdę poruszony, grałem w Homeworld 2 i walczyłem z gulą w gardle, gdy Bantusi poświęcili swój okręt-miasto, a później panicznie rozsyłałem flotę, by uchronić planetę przed wielkimi machinami bombardującymi. Zupełnie, jakbym tej bitwy nie mógł zacząć na nowo, od zapisanego stanu gry. Ponownie tak bardzo ściśnięte gardło miałem grając w Assassin's Creed III. Nie zdradzę w którym momencie, bo mógłbym komuś wciąż popsuć zabawę - produkcja jest wciąż całkiem świeża. To zresztą kolejny przykład wielkości najnowszego dzieła Ubisoftu: źle się o nim opowiada, bo fabuła ma zbyt wiele miejsc, w których można coś czytelnikowi/słuchaczowi spalić. Wracając do analagii filmowej, to jest trochę tak, jak ze wczesnymi filmami M. Nighta Shyamalana.
Po drugie, cieszy odwaga, z jaką pokazano rewolucję amerykańską. To zapewne zasługa tego, że gra Assassin's Creed III nie powstawała w USA... Nie ma jednoznacznego podziału na dobrych kolonistów i złych rojalistów. Owszem, w tym drugim obozie spotykamy co najmniej jednego plugawca, ale nie jest to obraz całej ekipy. Dowódcy zrywu nie są pokazani jako kryształowi idealiści, ich motywacje i wątpliwości zostały świetnie naszkicowane. No i nikt nie próbuje nam wmówić, że Brytyjczycy byli przekleństwem dla Indian, a Patrioci okazali się błogosławieństwem. Każdy chciał używać tubylców do własnych celów. A historia Indian w USA nie wynikła przecież z pustki, lecz z pewnych początkowych decyzji, które gra pokazuje.
Po trzecie, nareszcie świat wyszedł z cienia fanatycznie nienawidzącego Templariuszy Ezzio. W Assassin's Creed III mamy okazję zestawić ze sobą cele i metody obu frakcji i wyciągnąć smutne wnioski. Tak jak w wypadku prawdziwej historii, jej fantastyczno-spiskowa wersja również została odarta z banalnego kontrastu czerni i bieli. To bardzo cieszy, bo uczynienie - na de facto trzy gry - osią fabuły wspomnień Włocha, który stracił wszystko przez Templariuszy i ma powody ich nienawidzić, zaczynało już mocno przeszkadzać. Solidne przedstawienie racji, motywacji i modus operandi obu stroń, to kolejny dowód dojrzałości scenariusza. Zwłaszcza, ze lustrem, w którym to oglądamy, jest kryształowa niemal naiwność Connora.
Po czwarte twórcy poradzili sobie z finałem w sposób, którego się nie spodziewałem, ale - paradoksalnie - właśnie takiego końca oczekiwałem. Nie w stylu amerykańskiej superprodukcji z Hollywood, a raczej w stylu autorskiego kina europejskiego. Cieszy to, że człowiek czuje (intelektualne) zadowolenie, mimo że wcale... nie, stop... znowu zbliżam się do miny. Zagrajcie, zrozumiecie, czego omal nie palnąłem przed chwilą. Choć akurat w ostatnich latach widziałem kilka udanych zakończeń wysokobudżetowych gier (więcej, niż udanych zakończeń wysokobudżetowych filmów), w dalszym ciągu jest to spory plus.
Tyle o dorosłości i jakości fabuły. To wszystko byłoby ważne, ale nie decydujące, gdyby gra nie spełniała wysokich norm jakościowych. Na szczęście Assassin's Creed III to produkcja udana pod niemal każdym względem. Zaznaczam, ze grałem na konsoli, więc o ty,m, czy na jakichś konfiguracjach PC chodzi lepiej czy gorzej, nie mam pojęcia. Reweklacyjne misje związane z osadą można by w zasadzie wymienić jako punkt piąty, bo twórcy włożyli mnóstwo czasu i pomysłowości w to, by jak najlepiej oddać dusze pionierskiej osady. Mieszkańcy nie są anonimowymi eNPeCami, a pełnokrwistymi postaciami ze złożoną historią - historią, w której udział bierzemy jako Connor.
Gra się w Assassin's Creed III świetnie, oprócz fabuły mamy też mnóstwo zadań, z polowaniem i misjami morskimi na czele. Nie gnając na oślep do przodu, by uzyskać rekordowy czas, tudzież nie bijąc rekordów liczby godzin bez snu (choć czasem trudno się oderwać), można się tą produkcja rozkoszować naprawdę długo. Nieliczne zgrzyty (o których wspomniałem w recenzji) to naprawdę drobiazg przy ogromie świetnej roboty, jaką wykonali spece z Ubisoftu. Mam nadzieję, ze jasno wyłożyłem swój punkt widzenia?
W tym roku, z racji uruchamiania nowej wersji serwisu, niestety nie udało nam się zorganizować wyborów gry roku dla naszych użytkowników. Zamiast tego przygotowaliśmy serię wpisów od ekipy gram.pl prezentujących nasze prywatne gry roku i najbardziej wyczekiwane przez nas tytuły. Zachęcamy również do dzielenia się własnymi typami w komentarzach.